10.01.2009 | Czytano: 1846

Ustabilizować formę

- Za nami pierwsza runda rozgrywek. Czy jest pan zadowolony z postawy drużyny? – pytam szkoleniowca Podhala, Milana Jančuškę.
- Nie satysfakcjonują mnie wyniki i postawa zespołu. Wejście w sezon nie było takie jakie sobie wymarzyłem, a jakiego od nas oczekiwali sympatycy...

Graliśmy nierówno. Brakuje nam stabilizacji. Dobre występy przeplataliśmy kiepskimi, o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć i życzyć sobie, żeby się już nie powtórzyły. Ta nieregularność to wynik zakłóceń w okresie przygotowawczym. Pierwszy etap, tzw. „ładowanie akumulatorów”, przebiegał bez zakłóceń. To co sobie założyliśmy, w miarę możliwości, wypełniliśmy. Hokeiści wykonali ciężką pracę. Problemy zaczęły się, gdy trzeba było pracować na lodzie. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim, że czołowy zespół Polski, dostarczyciel reprezentantów kraju, nie ma warunków do prowadzenia specjalistycznych zajęć. Że na czas nie jest zamrożone lodowisko. Musieliśmy skorzystać z gościnności Słowaków. Codzienne przejazdy na trasie Nowy Targ – Dolny Kubin były bardzo uciążliwe i pochłaniały sporo czasu, który mógł być lepiej zagospodarowany, choćby na regeneracje organizmów. Mogliśmy mieć więcej punktów gdyby nie kilka niewypałów jak w inauguracyjnym występie w Sanokiem, czy też z Toruniem. Z kolei z Cracovia prowadziliśmy i musieliśmy uznać jej wyższość. Z Zagłębiem pokazaliśmy jednak charakter, ciągle goniąc rywala. W ostatniej chwili go dopędziliśmy i lepsi byliśmy w karnych.

- Co w tych kiepskich występach najbardziej denerwowało pana?
- Ospale poruszaliśmy się, wolno wyprowadzaliśmy ataki, który w dodatku były mało dokładne. Podania nie znajdowały swoich adresatów, brakowało wykończenia akcji. Przegrywaliśmy wiele pojedynków jeden na jeden, popełnialiśmy wiele błędów pod własną bramką w kryciu, przekazywaniu sobie graczy. To musimy wyeliminować.

- Młodzież pokazuje się z dobrej strony…
- Młodzież się sprawdza, obcokrajowcy także. Nie można ją zagłaskać. Młodzi powinni wiedzieć, że to dopiero ich pierwszy krok i muszą wytrwale pracować nad sobą, by nie zostać przeciętnymi ligowymi grajkami. Sporo muszą się jeszcze uczyć.

- Od dwóch tygodni trenuje z wami Marian Kačiř, który zawiódł oczekiwania toruńskich działaczy, a który w poprzednim sezonie był najlepszym „kanadyjczykiem” w lidze. Z Jarkiem Różańskim i Krzyśkiem Zapałą tworzyli „zabójcze” trio. Czy znowu zagrają razem?
- Odpowiedź na to pytanie udzielona zostanie za kilka dni. Na razie Czech trenuje z nami. W najbliższych dniach poddany zostanie testom lekarskim i wydolnościowym. Trudno też, czerpiąc wiedzę tylko z treningów, czy zarzucany mu w Toruniu brak przygotowania do sezonu jest prawdziwy. Musi sprawdzić się w walce. Dopiero wtedy będziemy mieli jak na dłoni prawdziwy obraz Kačiřa.

- Coś zaskoczyło Pana w polskiej lidze?
- Więcej spotkań jest bardziej wyrównanych, w których wynik jest niewiadomą do ostatnich sekund. To na pewno raduje kibiców.

- Czy szkoleniowców też?
- Za wcześnie jeszcze mówić o pozytywach i negatywach ligi. Ona dopiero się rozpoczęła. Sporo jeszcze może się w niej wydarzyć. Nie zaprzątam sobie głowy problemami innych. Ja życzyłbym sobie, by w drugiej rundzie prowadzony przeze mnie team grał efektownie i efektywnie, aby nasz fan miał radość i satysfakcję z naszych występów.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama