– Radosna twórczość w obronie gdańskiego zespołu – ocenił trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. – Napastnicy Podhala mieli więcej sytuacji niż w sześciu spotkaniach z Tychami. Grali jak z nut.
Wydawało się, że większą motywację będą mieli gdańszczanie. Oni też powinni lepiej prezentować się fizycznie i psychicznie, bo rozjechaniu na „Pasach” z pewnością już dawno zapomnieli.
- Podhale powinno być bardziej zmęczone – przyznaje trener gości, Henryk Zabrocki. – Nie miało to jednak znaczenia. Chcieliśmy grać otwarty hokej i dobrze dysponowany rywal nas skarcił. Pierwsza tercja ustawiła mecz.
„Szarotki” rzeczywiście tryskały wigorem. Ich akcje ofensywne były takie jak w sezonie zasadniczym. Robiły wrażenie na kibicach, którzy często używali dłoni do wyrażania swoich opinii. Po raz pierwszy już w 1 minucie, kiedy w sytuacji sam na sam z Odrobnym znalazł się Baranyk. 5 minut później ostatnia instancja miejscowych nie zatrzymała już Kačiřa, a 12 min. nie popisał się przy strzale Kolusza. Co prawda ten uderzał za nóg obrońców, ale krążek „przeszył” mu parkany. – Nie skrócił kąta. Jego bramka – ocenił Gabriel Samolej.
Między tymi golami przybysze z nad morza wyrównali. Prostopadłe podanie Skutchana na druga „niebieską” wykorzystał Hurtaj. W tejże odsłonie jeszcze Baranyk pokonał bramkarza gości, a festiwal goli w pierwszych 20 minutach zakończył Ivičič strzałem z niebieskiej linii.
Od tego momentu Podhale grało na luzie i...wszystko mu wychodziło. Obserwowaliśmy fajerwerki w ofensywie. – Szkoda, że tak nie grali z Tychami. „Baran” też szaleje jak dawniej – żałował jeden z kibiców.
Z kilku pięknych akcji, dwie tylko zakończyły się sukcesem, a kibice długo bili brawo. W obu przypakach krążek chodził jak po sznureczku, od kija do kija, a gdańszczanie nie wiedzieli co jest grane. Tylko kamer filmowych zabrakło. Przybysze z nad morze też – jak to w hokeju – mieli sytuacje, ale – mimo, iż nieliczne – „zmaścili” je okrutnie, a Hurtaj trafił słupek. Drugiego gola zdobyli dopiero w 59 min., w tercji – jak określił to Gabriel Samolej – przyjaźni.
- Zmieniliśmy w drugiej tercji taktykę, ale na niewiele się to zdało – twierdzi Henryk Zabrocki. – Na szczęście Podhale w trzeciej tercji nie podkręcało już tempa i mogliśmy wygrać tą cześć meczu. Nie składamy broni. We wtorek będziemy chcieli się pokazać w lepszej strony.
- Stres opadł i wychodziły nam kombinacyjne zagrania. Rządziliśmy i dzieliliśmy na lodowej tafli. Chcemy zakończyć sezon z medalem – powiedział Milan Jančuška.
Wojas Podhale Nowy Targ – Energa Stoczniowiec Gdańsk 6:2 (4:1, 2:0, 0:1)
1:0 – Kačiř – Różański (6:54),
1:1 – Hurtaj – Skutchan (8:32),
2:1 – Kolusz – Malasiński (11:14),
3:1 – Baranyk – Dziubiński – Kubenko (13:31),
4:1 - Ivičič – Malasiński – Dziubiński (17:51),
5:1 – Dziubiński – Ziętara – Kolusz (22:59),
6:1 – Malasiński –Dziubiński (32:34),
6:2 – Łopuski – Rzeszutko – Vitek (58:35).
Stan rywalizacji play-off: 1:0.
Sędziowali: Wolas i Porzycki (Oświęcim) oraz Molenda i Młynarski (Sosnowiec).
Widzów 500.
Kary: Podhale – 6 min, Stoczniowiec – 6 min.
Podhale: Zborowski; Sroka – Sulka, Priechodsky – Dutka, Ivičič - Galant; Różański – Zapała – Kačiř, Baranyk – Voznik – Kubenko, Malasiński – Dziubiński (2) – Kolusz (2), Ziętara – K. Bryniczka (2) – Batkiewicz. Trener Milan Jančuška.
Stoczniowiec: Odrobny; Wróbel – Benasiewicz, Rompkowski – Skrzypkowski, Smeja (2) – Leśnik, Bigos – Kostecki; Urbanowicz – Zachariasz (2) – Furo, Łopuski – Rzeszutko – Vitek, Skutchan – Hurtaj – Jankowski (2), Ziółkowski – Poziomkowski – Strużyk. Trener Henryk Zaborcki.
Tekst Stefan Leśniowski