06.03.2009 | Czytano: 1472

To już jest koniec(+zdjecia)

„Szarotki” przystąpiły do meczu z nożem na gardle. Tylko wygrana dawała nadzieję na finał. - Nie składamy broni. Zrobimy wszystko, aby doprowadzić do siódmego spotkania – zapewniał przed meczem drugi trener Podhala, Marek Ziętara. Nie dały rady.

Cóż góralom nie można odmówić ambicji, woli walki, ale po raz czwarty lepsi okazali się hokeiści z „piwnego” miasta. Mistrz sezonu zasadniczego za burtą. Sensacja? Może nie wielkiego kalibru, bo spotkały się zespoły wyrównane, ale na pewno niespodzianka. Tychy przecież w sezonie zasadniczym nie błyszczały. Na pewno nie takiego scenariusza oczekiwano w siedzibie 18-krotnego mistrza kraju. Minimalnym cel, to była gra w finale.

To już jest koniec. Nie ma już nic ( czytaj: złota, Ligi Mistrzów…) –   do słów sławnego przeboju,  można porównać zakończoną w piątek półfinałową  potyczkę. Może za rok?

Trener Milan Jančuška zapowiadał zmiany kadrowe. Rewolucji nie było. Wydaje się, że więcej było w tym wojny psychologicznej. Powrócił do ustawienia sprawdzonego z końcówki sezonu zasadniczego i pierwszych spotkań play off. W zespole tyskim zabrakło Bacula, który się rozchorował.

Podhale zaskoczyło rywala. Zagrało od pierwszych minut inaczej niż w poprzednich potyczkach. W nich pozwoliło sobie narzucić styl gry rywala. Tym razem od pierwszego gwizdka przystąpiło do ataku i okazało się, że naciskani tyszanie popełniają błędy. Było ich sporo we własnej tercji, ale goście ich nie wykorzystali. Po 5 minutach gra się wyrównana. Gdzieś do 10 minuty był to najładniejszy okres gry w tej części meczu. Akcja za akcję, sporo strzałów, szkoda, że większość mijała światło bramki. Bramkarze mieli mało okazji do wykazania się swoim kunsztem. Niemniej to co „leciało” w ich kierunku pewnie wyłapywali. Oba zespoły w tym okresie nie wykorzystali po jednej grze w przewadze. Trzeba przyznać, że rozgrywały „zamek” bardzo nieudolnie.

- Podhale ma lekką przewagę – przyznał w przerwie kapitan tyskiej drużyny, Adrian Parzyszek. – Wynika to z naszej taktyki. Chcemy grać cierpliwie i czekać na odpowiedni moment do uderzenia.

- Asekuracja – twierdził trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej.Widać, że gospodarze czują respekt przed góralami. Podhale pozostawiło lepsze wrażenie niż w poprzednich spotkaniach. Detale będą decydować o losach spotkania. Jeśli padnie pierwsza bramka, to styl gry się zmieni, a na tym może skorzystać widowisko.

Gol padł bardzo szybko. W 22 min. Baranyk uciszył tyską publiczność. Największy jednak udział w tym golu miał Voznik, który zdecydował się na indywidualną akcję. Ograł na skrzydle Majkowskiego niczym początkującego juniora. Sobeckiego nie pokonał, ale najlepszy strzelec sezonu zasadniczego był tam, gdzie powinien być i trafił pod poprzeczkę. Za moment Różański i Baranyk stanęli przed kolejną szansą skarcenia gospodarzy, którzy po utracie gola stracili impet. Sprawiali wrażenie ogromnie zaskoczonych i oszołomionych przebiegiem wydarzeń. Nie mieli żadnego pomysłu na grę. Potwornie się szamotali, mieli problemy z zawiązaniem akcji ofensywnych. Górale już w tercji środkowej rozbijali ich ataki i sami przechodzili do kontrofensywy. Sobecki musiał być bardzo czujny, gdyż nowotarżanie próbowali go niepokoić z każdej pozycji. Jeśli już tyszanom udało się oszukać defensywę Podhala, to na trybunach słychać było tylko jęki zawodu, bo albo „guma” był blokowana przez nowotarżan, albo strzały były anemiczne, a w dodatku rzadko celne. Najlepszą okazję na wyrównanie miał Paciga w 38 minucie, gdy „Szarotki” grały w osłabieniu. Nie trafił do pustej bramki.

- Podhale było zdecydowanie lepsze w tej odsłonie – twierdzi Gabriel Samolej. – Pressing Tychom nie wychodzi. Nie wiedzą co grać. Mało strzałów oddały oba zespoły.

Gospodarze już w 14 sekundzie trzeciej tercji doprowadzili do wyrównania. Paciga oszukał nowotarską defensywę i w sytuacji sam na sam był faulowany był przez Srokę. Arbiter podyktował rzut karny. Sam poszkodowany świetną kiwką pokonał Zborowskiego. - Tychy wróciły do gry. Szkoda, że po przerwie goście wyszli mało skoncentrowani i stracili bardzo ważnego gola, chociaż faul Sroki można było różnie zinterpretować – oceniał Gabriel Samolej.

Chwilę później brutalne wejście Woźnicy i Petrina na noszach musiał opuścić lodowisko. Z kolei sprawca przez sędziego odesłany został pod prysznic. Podhalanie przez 5 minut grali w przewadze i…nie założyli „zamka”. Tyszanie nie pozwolili się zbliżyć nowotarżanom w pobliże swojej bramki. Górale jedynie wstrzeliwali krążek do tercji przeciwnika, a ten bezceremonialnie wybijał go byle dalej od własnej bramki. – Przerażające co oni grają. To może być decydujący moment meczu – wykrzyknął Gabriel Samolej.

Jak wykorzystuje się przewagę pokazali w 50 min. miejscowi. Parzyszek objechał bramkę i strzałem pod „łatę” dał prowadzenie swojemu zespołowi. – Ten gol obciąża Zborowskiego – skomentował Gabriel Samolej.

Podhale wtedy dopiero zaatakowało i Gruszka kapitalnym strzałem w samo okienko doprowadził do wyrównania i do dogrywki, bowiem w końcówce, mimo iż górale grali przez 45 sekund w trojkę przeciwko piątce rywali nie pozwolili sobie strzelić gola.

Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia. Groźniejsi w niej byli tyszanie, a największe niebezpieczeństwo było po akcjach i strzałach Bakrlika. W ostatnich 30 sekundach dwa kiksy Jakeša nie wykorzystali nowotarżanie.

W karnych lepsi okazali się miejscowi. Bakrlik jako jedyny trafił do siatki. Bramkarze byli górą po samotnych najazdach Pacigi (Tychy) oraz Batkiewicza, Kačiřa i Zapały. Tym samym GKS awansował do finału.

- Bakrlik okazał się naszym katem – wyrzucił ze złością Gabriel Samolej - Karne to loteria i więcej szczęścia mieli gospodarze. Dzisiaj Podhale zrobiło na mnie lepsze wrażenie niż w poprzednich konfrontacjach. Widać było, że pressing jakim zagrali tyszanie w Nowym Targu kosztował ich sporo sił. Szkoda, że tego nie wykorzystaliśmy.

- Rozegraliśmy jedno z najlepszych spotkań z Tychami, zarówno pod względem taktycznym jak i organizacji gry – twierdzi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. Walczyliśmy o każdy centymetr lodu. Posiadaliśmy inicjatywę. Gospodarze w drugiej tercji nie potrafili stworzyć sobie sytuacji strzeleckiej. Świetnie – używając terminologii bokserskiej – trzymaliśmy ich na dystans. Przełomowym momentem meczu była 14 sekunda trzeciej tercji i ten nieszczęśliwy karny. Od tego momentu gra zaczęła się nam rwać. Nie mieliśmy pełnej kontroli nad wydarzeniami, tak ja to było w pierwszych 40 minutach. W nasze szeregi wkradł się niepokój. W dogrywce oba zespoły zagrały bardzo asekuracyjnie. Rzuty karne to zawsze loteria. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do Tychów.

GKS Tychy – Podhale Nowy Targ 3:2 (0:0, 0:1, 2:1; 0:0) po karnych
0:1 – Baranyk – Voznik (21:45),
1:1 – Paciga (40:14 karny),
2:1 – Parzyszek – Paciga (49:42 w przewadze),
2:2 – Gruszka - Dutka (53:16),
3:2 – Bakrlik (karny).

Stan rywalizacji play-off: 4:2. Awans GKS- u do finału.
Sędziowali: Porzycki (Oświęcim) i Dzięciołowski (Bydgoszcz) oraz Hyliński (Oświęcim) i Bernacki (Sosnowiec).
Kary: Tychy – 29 min, Podhale – 10 ( w tym 2 tech.) min.
Widzów 4000

GKS Tychy: Sobecki; Jakeš – Gonera, Majkowski– Mejka, Śmiełowski – Kotlorz; Paciga – Parzyszek – Jakubik, Sarnik (2) – Garbocz – Proszkiewicz, Bakrlik– Bagiński–Woźnica (27), Wołkowicz – Krzak– Maćkowiak. Trener Miroslav Ihnačak.
Podhale: Zborowski; Sroka (2)– Sulka, Ivičič (2)– Dutka, Łabuz – Petrina (2), Galant; Różański – Zapała – Kačiř, Baranyk – Voznik – Kubenko (2), Malasiński – Dziubiński – Gruszka (2), Ziętara – K. Bryniczka – Batkiewicz. Trener Milan Jančuška.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Marecin Zapała www.mzapala.com

Komentarze







reklama