06.03.2009 | Czytano: 1355

Z nożem na gardle

Kibice Podhala w środowy wieczór przeżyli szok. Nie tak miała wyglądać piąta półfinałowa potyczka ich ulubieńców. Przed meczem nikt nie dopuszczał myśli o przegranej. Tymczasem stało się! Mistrz sezonu zasadniczego z nożem na gardle wybiera się do Tychów na szóste spotkanie.


Jeszcze nie tak dawno pod ścianą byli gracze z Tychów. GKS przegrywał z Podhalem 0:2 w meczach, ale na własnym lodzie odrobił straty, a w piątym meczu przełamał handicap własnego obiketu. Po porywającej grze po raz trzeci z rzędu pokonał „Szarotki”. Już tylko jedno zwycięstwo dzieli ich od awansu do finału, gdzie czeka już Cracovia. Czy dzisiejsza konfrontacja wyłoni już finalistę? Kibice Podhala zapewne nie oczekują takiego scenariusza.

- Nie składamy broni dopóki krążek w grze. Jeszcze w niej nie wypadliśmy. Musimy tylko lepiej nastawić celowniki. Jedziemy do piwnego miasta po zwycięstwo, by przedłużyć serię - zapewnia Krzysztof Zapała.

Aby myśleć o sukcesie trzeba przede wszystkim opanować nerwy. W środę nowotarżanie nie mieli jeszcze noża na gardle, a jednak się psychicznie spalili. Nie wytrzymali presji. Obserwowaliśmy w ich poczynaniach wiele chaosu, niecelnych podań we własnej, a także w środkowej tercji. Mieli ogromne problemy, by wyprowadzić akcję zaczepną, a jeśli im się to udało, to nie potrafili dłużej utrzymać krążka w tercji ataku. Za dużo było prezentów z ich strony, mimo iż trener Milan Jančuška zapowiadał przed meczem, że święta się skończyły i nie będą już rozdawać podarków. Okazuje się, że Święty Mikołaj jeszcze w nowotarskim taborze się kręci. Tyszanie nie wzbraniali się, prezenty przyjmowali z wielką radością.

W drużynie gospodarzy przez dwie fatalne tercje jedynie Zapała próbował niepokoić defensywę przeciwnika, ale osamotniony niewiele mógł zdziałać.

- Źle zagraliśmy w pierwszych 40 minutach – przyznaje Milan Jančuška. – Koszmarne błędy popełnialiśmy w defensywie. Do tego wolno jeździliśmy, przegrywaliśmy sporo pojedynków jeden na jeden, niecelnie podawaliśmy, a na łopatkach naszych kijów było zbyt dużo nerwowości.

Mimo, iż Podhale fatalnie grało dwie tercje i przegrywało 1:4, to mogło jeszcze ten mecz przeciągnąć na swoją stronę. Impuls do szaleńczych ataków znowu dała trzecia, młoda formacja Podhala, zdobywając drugiego gola. Gdy zaś gospodarze grali w piątkę przeciwko trójce rywali, zdobyli kontaktowego gole.

– Ciężko się goni rywala, gdy ma się stratę trzech goli. Szczególnie takie groźnego jak tyski zespół. W drugiej przerwie powiedziałem chłopakom, że nie mamy nic do stracenia. Musimy walczyć, iść na całość. Wróciliśmy do gry, ale szkoda, że nie zdobyliśmy wyrównującej bramki, gdy graliśmy w przewadze. Piąty gol posłał nas na kolana. To jeszcze nie koniec serii. Poczynię korekty w składzie i mam nadzieję, że doprowadzimy do siódmego spotkania – wierzy Milan Jančuška.

Petrina dostał karę meczu, to druga w tym sezonie i zapewne zostanie wykupiona. Czy trener zdecyduje się grać trójką obcokrajowców w defensywie, czy może do drugiej – słabo spisującej się w play off formacji – wróci Kubenko?

- Ustawienia nie zdradzamy. Decyzje podejmiemy w piątek po rozjeździe. Jesteśmy w stanie z nimi wygrać w Tychach – mówi drugi trener Podhala, Marek Ziętara.

Przed hura optymizmem przestrzegał kapitan tyskiego zespołu, Adrian Parzyszek. – Dopiero wygraliśmy trzeci mecz, a trzeba czterech, by zagrać w finale. Przed nami sporo jeszcze pracy. Podhale na pewno się nie podda. Musimy szybko zapomnieć o tym co się wydarzyło i przystąpić do kolejnej konfrontacji maksymalnie skoncentrowani – powiedział.

Stefan Leśniowski


Komentarze







reklama