- Bojować, bojować – zagrzewał z kolei swoich graczy, Milan Jančuška przed wyjściem na taflę.
Pierwsze minuty meczu to duża nerwowość w poczynaniach obu zespołów. Nie ma się czemu dziwić, bo stawka meczu była ogromna. Ona sparaliżowała ruchy hokeistów, nie dała satysfakcji estetom. Gra w tym okresie przypominała szachy. Każdy bał się zrobić jakiś niekonwencjonalny ruch, by nie popełnić błędu. Asekuracja z obu stron. Nic więc dziwnego, że obserwowaliśmy sporo chaosu, niecelnych podań i jak na lekarstwo akcji godnych odnotowania. Częściej w posiadaniu krążka byli tyszanie. Oni mieli optyczną przewagę. – Są solidniejsi. Należy im się brameczka – ocenił siedzący obok mnie kibic i za chwilę jego słowa znalazły potwierdzenie. Krzak z Maćkowiakiem bezkarnie rozegrali krążek zza bramką Podhala. Ten pierwszy minął dwóch rywali, znalazł się w korytarzu międzybulikowym i ...”wypalił”. Zborowski nie zamroził „gumy” i Maćkowiak na raty wpakował go do siatki. Strata gola jeszcze większą nerwowość wprowadziła na kije „Szarotek”. Nie potrafiły rozpocząć akcji ze swojej strefy obronnej, gubiły krążek także w tercji środkowej. Sporo był rwanych akcji. Tyszanie jednak tego nie wykorzystali. Jedynie w końcówce, gdy górale grali w osłabieniu, nie można mieć do nich pretensji. To goście dość niemrawo rozgrywali „gumę”.
W drugiej tercji miejscowi fani przeżyli szok. Ich pupile dali sobie strzelić trzy gole. Już w 62 sekundzie trójka zawodników Podhala na niebieskiej linii tercji ataku zastanawiała się, który z nich ma przejąć krążek. Uprzedził ich Proszkiewicz i pognał na bramkę. Przepięknie zwodem położył „Zborę” na lodzie i mimo iż miał obrońcę na plecach przerzucił krążek na backhand i ulokował go pod poprzeczką. Nowotarżanie „próbowali” atakować, lecz w tercji rywala zbyt schematycznie i czytelnie rozgrywali krążek. Tyszanie w mig się połapali. Przechwytywali krążki i natychmiast uruchamiali szybkich napastników. Taka akcja w 25 min. przyniosła im trzeciego gola. Bakrlik nawet nie zdążył wtargnąć do tercji górali, uderzył piekielnie mocno i precyzyjnie, że miejscowemu golkiperowi nie pozostało nic innego tylko wyjąć krążek z siatki. Trzy minuty później przeprowadzili filmową akcję. Pierwsza formacja cztery razy wymieniała między sobą „gumę” i Bacul ulokował ją w pustej bramce. Akcja palce lizać! W drużynie gospodarzy jedynie Zapała próbował niepokoić defensywę przeciwnika, ale osamotniony niewiele mógł zdziałać. Podhale w końcówce mocno przycisnęło, ale wtedy Sobecki bronił bardzo szczęśliwie i z wyczuciem. Skapitulował w 38 min. po dobitce Kačiřa.
- Źle zagraliśmy – przyznaje Milan Jančuška. – Koszmarne błędy popełnialiśmy w defensywie. Do tego wolno jeździliśmy, przegrywaliśmy sporo pojedynków jeden na jeden, niecelnie podawaliśmy.
Jeśli goście myśleli, że jest po meczu, to spotkał ich spory zawód. Spokój wprowadził ich w kłopoty. Gdy Gruszka zdobył drugiego gola, Podhalanie rzucili się do szaleńczych ataków. Niesieni dopingiem blisko 3 - tysięcznej widowni nacierali na bramkę Sobeckiego z ogromną siłą, a goście troszkę się zagubi i zaczęli wędrować na ławkę kar. Gdy grali w trójkę, górale zdobyli kontaktowego gole. Wtedy wicemistrzowie kraju pokazali klasę. Ich odpowiedź była nokautująca. Paciga i Proszkiewicz w ciągu 53 sekund uciszyli szalejącą publiczność.
– Ciężko się goni rywala, gdy ma się stratę trzech goli. Szczególnie takie groźnego jak tyski zespół. W drugiej przerwie powiedziałem chłopakom, że nie mamy nic do stracenia. Musimy walczyć, iść na całość. Wróciliśmy do gry, ale szkoda, że nie zdobyliśmy wyrównującej bramki, gdy graliśmy w przewadze. Piąty gol posłał nas na kolana. To jeszcze nie koniec serii. Poczynię korekty w składzie i mam nadzieję, że doprowadzimy do siódmego spotkania - wierzy Milan Jančuška.
- Kiepsko graliśmy, nie ma co gadać – krótko skomentował Milan Baranyk.
- Prowadząc 4:0 nie można myśleć, że się już wygrało – kręcił głową Miroslav Ihnačak. - Spotkała nas za to kara. Na własne życzenie zdramatyzowaliśmy mecz. Wziąłem czas, by ustawić zespół. Wtedy chłopcy, za co im dziękuję, pokazali klasę. Piąty gol był najważniejszy w meczu. Z tego ciosu gospodarze się już nie podnieśli.
- Wygraliśmy bardzo ważne spotkanie. Muszę dodać, że w dobrym stylu. Oprócz 7 minut trzeciej tercji, cały czas kontrolowaliśmy wydarzenia na tafli. Byliśmy zespołem lepszym i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Brakuje nam jeszcze jednego, by zagrać w finale. Niby mało, ale jeszcze sporo czeka nas pracy. Musimy szybko zapomnieć o tym meczu i przystąpić do kolejnej konfrontacji maksymalnie skoncentrowani – powiedział kapitan GKS, Adrian Parzyszek.
Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 3:6 (0:1, 1:3, 2:2)
0:1 – Maćkowiak – Krzak (11:05),
0:2 – Roszkiewicz (21:02 sygnalizowana kara),
0:3 – Bakrlik – Bagiński (24:29),
0:4 – Bacul – Paciga – Parzyszek (27:11),
1:4 – Kačiř – Różański (37:38),
2:4 – Gruszka – Dziubiński (47:31),
3:4 – Kačiř – Ivičič (50:19 w podwójnej przewadze),
3:5 – Paciga – Bacul – Parzyszek (54:11),
3:6 – Proszkiewicz – Garbocz (55:04).
Stan rywalizacji play-off: 2:3
Sędziowali: Marczuk (Toruń) i Pachucki (Gdańsk) oraz Moszczyński i Szachniewicz (obaj Toruń).
Kary: Podhale – 33 min, Tychy – 10 min
Widzów 3000
Podhale: Zborowski; Sroka (4) – Ivičič, Priechodsky – Dutka, Łabuz – Petrina (25), Piekarz - Galant; Różański – Zapała – Kačiř, Baranyk – Voznik – Batkiewicz (4), Malasiński – Dziubiński – Gruszka, Ziętara – K. Bryniczka – Sulka. Trener Milan Jančuška.
GKS Tychy: Sobecki; Jakeš – Gonera, Majkowski (2) – Mejka, Śmiełowski – Kotlorz, Prochazka; Paciga – Parzyszek (2) – Bacul, Sarnik – Garbocz – Proszkiewicz, Bakrlik (2) – Bagiński (2) –Woźnica, Wołkowicz – Krzak (2) – Maćkowiak. Trener Miroslav Ihnačak.
Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia w tekście Marcin Zapała www.mzapala.com
Zdjęcia galeria Mateusz Leśniowski