Podhale prowadziło w serii 2:0, ale w Tychach cały ten dorobek zmarnowało. Gra zaczyna się od początku. Kto ma więcej szans?
- Szanse są wyrównane – przekonuje nowotarski szkoleniowiec. – O tym, kto zagra w finale decydować będą niuanse. My pracujemy nad tym, by wyeliminować błędy, które kosztowały nas utratę prowadzenia. W trzecim meczu zagraliśmy katastrofalnie. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zawodników. Koszmarne błędy przydarzały się nawet doświadczonym graczom. W drugim spotkaniu znacznie lepiej się zaprezentowaliśmy, ale szczęście się od nas odwróciło. „Patelnia” Voznika, odbity krążek od łyżwy Dutki, nijaka wrzutka pod naszą bramkę i za każdym razem kauczukowy przedmiot trzepotał w naszej siatce. Takich prezentów nie możemy rozdawać, bo to nie są święta.
Już po sobotniej potyczce sztab szkoleniowy Podhala doszedł do wniosku, że gra we własnej tercji nie jest zadawalająca. - Za bardzo daliśmy się „wkręcać” w lód – przekonuje Milan Jančuška i wzmocnił defensywę. Przesunął Sulkę do czwartego ataku, a do Sroki wstawił Ivičiča. Po kontuzji wrócił do gry Priechodsky i zagrał w parze z Dutką. W takim ustawieniu zagrają „Szarotki” środowe spotkanie. W tak zbudowanych formacjach ćwiczyli podczas wtorkowych zajęć.
- Priechodsky gwarantuje wzmocnienie obrony i drugiego ataku – przekonuje trener „Szarotek”. - Przy jego spokoju, umiejętności rozegrania „gumy”, zyska druga formacja ofensywna. Wycofałem z niej Kubenko, bo ten odczuwa ból pleców. To efekt kontuzji, której nabawił się w meczach z Toruniem. Codziennie łyka antybiotyki i nie jest w pełni sił. Ponadto ten atak nie może wrócić do dyspozycji z sezonu zasadniczego, musiałem więc poczynić pewne korekty.
W czterech rozegranych spotkaniach najkorzystniejsze wrażenie zrobiła trzecia, młoda formacja Podhala. Tercet Gruszka – Dziubiński – Malasiński najbardziej niepokoi tyszan i zewsząd zbiera pochlebne recenzje. – To jest największy plus tych konfrontacji – twierdzi trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. – Młodzieży nie spaliła się wysoką stawką spotkań. Pokazała charakter, a starszym kolegom jak zdobywa się gole. To oni rozstrzygnęli drugi pojedynek. Gdy oni przebywali na tafli, to tyszanie potwornie gubili się z obronie. W takich meczach bardzo ważną rolę pełnią bramkarze. Zborowski we właściwym momencie złapał wysoką formę. To on był ojcem obu zwycięstw Podhala. To on w wielu sytuacjach ratował kolegów w Tychach. Ale jak długo będzie naprawiał błędy kolegów?
Pierwszy półfinałowy pojedynek był dla bramkarza „Szarotek” szczególny, bo obchodził podwójny jubileusz. Był to dla niego 250 występ w ekstraklasie polskiej, a zarazem 200 występ w brawach Podhala. Ten jubileusz przeszedł jakoś niezauważalnie.
- Nie miałem pojęcia, że był to jubileuszowy występ. Cieszę się, że w tym dniu odnieśliśmy sukces, ale jesteśmy dopiero w połowie drogi do finału – powiedział „Zbora”.
Stefan Leśniowski
To nie są święta
- Nie mamy wyjścia, musimy w środę wygrać – mówi trener Podhala, Milan Jančuška. – Ale to będzie zaledwie jeden krok do finału. Liczę się z tym, że możemy jeszcze stoczyć trzy pojedynki z tyszanami.