13.12.2010 | Czytano: 2169

Hebda wygrywa Puchar Polski (+zdjecia)

W Zamościu odbył się XXVII Puchar Polski seniorów w karate kyokushin. W zawodach wzięło udział 79 zawodników i zawodniczek z 37 ośrodków. W zawodach świetnie spisała się zawodniczka SKK Yokozuna Joanna Hebda. Studentka pierwszego roku PWSZ w Nowy Targu zajęła pierwsze miejsce w kumite w kategorii do 55 kg.

Pochodząca z Ostrowska zawodniczka w półfinale zmierzyła się z Anną Gnilec z Zamościa. Rywalce nie pomogły ściany własnej sali i gorący doping fanów. Hebda pewnie zwyciężyła i w finale spotkała się z Aleksandrą Zajkowską z Łomży. Obie zawodniczki znają się bardzo dobrze, walka więc była bardzo wyrównana i dopiero po dogrywce sędziowie trzema głosami orzekli zwycięstwo Aśki. Był to udany rewanż za październikowe młodzieżowe mistrzostwa Polski. Hebda w nich wywalczyła srebrny medal. W finale przegrała z Zajkowską.

- Moja zawodniczka kontrolowała walkę, stosowała skuteczne bloki, po których kontratakowała. Również widać było siłową przewagę Aśki. Niestety jej rywalka 30 sekund przed końcem walki zwiększyła częstotliwość uderzeń i kopnięć, co zadecydowało, iż dwóch sędziów bocznych wskazało zwycięstwo Zajkowskiej, a dwóch dało remis. Uważam, że walkę powinna rozstrzygnąć dogrywka, ale widocznie coś zabrakło Aśce i musi jeszcze popracować – mówiła jej trenerka, wielokrotna mistrzyni świata, Ewa Pawlikowska.

Aśka wyeliminowana mankamenty i reprezentantka Łomży musiała uznać wyższość czupurnej góralki, która przed tygodniem uczestniczyła w mistrzostwach Europy juniorów w Wilnie. Miała okazję po raz pierwszy zmierzyć się z europejska czołówką. Zajęła szóste miejsce przegrywając w walce o półfinał z Litwinką Samantą Trinkűnaitë.

- Walka była bardzo wyrównana. O wygranej Litwinki zadecydowała dopiero druga dogrywka – mówi Ewa Pawlikowska.

20 – latka z Ostrowska startuje w wadze, w której od 13 lat niepokonana jest jej trenerka. Asia nie jest skora do wyjawienia swoich zalet i wad. Kieruje mnie z tym do trenerki. - Fachowcy twierdzą, że Aśka ma mój styl – mówi Ewa Pawlikowska. – Jakbym widziała siebie. To efekt wspólnych treningów. Obie bardziej preferujemy uderzenia rękoma. To nasz atut. Przed nią jednak dużo ciężkiej pracy. Musi popracować nad nogami, czyli więcej kopać. Co też nie oznacza, że będzie machać nogami bez sensu, po to żeby się zmęczyć, ale wykorzystać je, gdy uderzenia rękoma nie przynoszą efektu, albo gdy przeciwnik znajduje się poza ich zasięgiem. Musi pracować nad kontrolowaniem zadawanych ciosów tzn. nie uderzać za wysoko. Przez ten błąd przegrała kilka walk. Najważniejsza jest jednak psychika. Jak opanuje stres i uwierzy w siebie, to będzie nie do zatrzymania.

Hebdę do tego sportu w dzieciństwie zainspirowały filmy z Bruce Lee. – To był dopalacz – przyznaje. – Spodobał mi się ten sposób walki. Od najmłodszych lat byłam zadziorną dziewczyną, która toczyła walki z braćmi. Oczywiście na żarty. Na poważnie karate wkroczyło do mego życia przed sześciu laty. Od razu trafiłam na świetnego nauczyciela. Ewa przecież jest ikoną polskiego karate. Pod jej okiem robię stałe postępy. Chciałabym iść w jej ślady, ale do tego jeszcze droga daleka.

Obie panie jeszcze się nie spotkały w bezpośredniej walce. – Na treningach sparujemy, ale to nie jest to co na prawdziwych zawodach. Jeszcze do Ewy mi sporo brakuje, głównie ustępuję jej szybkością i doświadczeniem – przekonuje Joasia.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama