11.12.2010 | Czytano: 1219

Jatka na lodzie (+zdjęcia)

Zaległe pierwszoligowe spotkanie Podhala z Naprzodem Janów przebiegało w dosyć niespokojnej atmosferze. To co działo się na tafli można określić jednym wielkim faulowiskiem, pokazem obustronnego polowania na kości i niesportowych zachowań zawodników. Sędziowie nałożyli łącznie 160 minut kar! Ktoś powiedział, iż nie był to hokej, tylko jatka na lodzie.

O zgrozo! Jak ten nasz hokej będzie wyglądał za kilka lat, jeśli ci młodzi ludzie dotrwają do seniorów. Bo może się zdarzyć, że kosa trafi na kamień i... Nawet nie chcę kończyć zdania. Zapominają, że ich podstawową dyscypliną jest hokej na lodzie, a nie boks czy zapasy. Jeśli chcą się wykazać w nie swojej dyscyplinie, to proszę bardzo na ring lub matę. Będę mile zaskoczony jeśli tam, bez sprzętu, drucianej kraty, podejmą walkę wręcz. Jeśli z tego ringu nie uciekną. Hokej na lodzie to też dyscyplina nie dla mięczaków, ale są pewne granice zachowań na lodzie. Prawdziwi mężczyźni rozumieją na czym polega twarda gra ciałem. Wiedzą do czego służy kij hokejowy, że nie jest to cep do okładania przeciwnika.

Nie byłoby tego przydługiego wstępu, gdy to był pierwszy raz, ale kary - nazwijmy je po imieniu - wynikające z głupoty, powtarzają się w każdym meczu. To jest zmorą Podhala i trzeba bić na alarm, bo czego się Jaś nie nauczy, to Jan nie będzie umiał.

Sędziowie nałożyli na górali 103 minuty (!), a w samej drugiej tercji 60!. Na ile jeszcze fauli przymknęli oko? Od 30 minuty bardzo rzadkie były momenty, kiedy oba zespoły grały w komplecie. Dziwić może postawa nowotarżan, którzy byli hokejowo lepsi, prowadzili, mieli mecz pod kontrolą, a wdawali się w bijatyki, czy zbyt ostrą grę. R. Mrugała, Kolasa i Bryja z Podhala oraz Franki z Naprzodu nie dotrwali do końca meczu. Sędzia odesłał ich pod prysznic.

Wszystko zaczęło się świetnie dla gospodarzy, którzy już po 140 sekundach prowadzili 2:0 i mieli jeszcze kilka okazji do podwyższenia prowadzenia. Jednak na kolejne trafienie górali czekaliśmy aż do 18 minuty. Wtedy Worwa zaskoczył Szczypińskiego. Janowianie 6 sekund przed syreną kończącą pierwszą tercję zdobyli gola do szatni. Uradowało to trenera Naprzodu Marka Koszowskiego, który z Podhalem w 1997 roku sięgał po mistrzowską koronę. Roczny pobyt w górach mile wspomina, bo stąd ponownie trafił do reprezentacji kraju. Mówiono o nim chłopak z charakterem, pasujący do góralskiego charakteru, zadziorny. To on był współautorem zwycięskiego go la z  Unią w ostaniem finałowym meczu play off. Po odebraniu krążka Tomasikowi bilardowym zagraniem puścił wypuścił w bój Łyszczarczyka, a ten dograł do Aleksiejewa, który zdobył „złotego gola”. Popularny „Koszok” był zdziwiony zachowaniem młodzieży. Za jego czasów hokeiści się szanowali. Był też boks, ale nie było tyle złośliwości.

O drugiej tercji trzeba jak najszybciej zapomnieć. Podhale tylko raz trafiło do bramki gości, bo skuteczność wołała o pomstę do nieba. Potem mieliśmy spektakl nie mający nic wspólnego z hokejem. Hokeiści wyładowywali swoją agresję. Ciut lepsza była trzecia tercja. Podhale zdobyło trzy gole, ale zbyt mało jak na ilość wypracowanych sytuacji.

MMKS Podhale Nowy Targ – Naprzód Janów 7:1 (3:1, 1:0, 3:0)
Bramki dla Podhala: Zembal 2, Kolasa, Worwa, R. Mrugała, Marek, Szumal.

MMKS Podhale: Michałczak – Ł. Gacek, R. Mrugała, P. Wielkiewicz, Woźniak, Zembal – K. Sulka, Bielak, Szumal, Puławski, Worwa - Marek, J. Plewa, Kos, Bryja, Kolasa oraz Jacek Bąk. Trener Łukasz Gil.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama