28.02.2009 | Czytano: 1421

Było do kitu

Podhale mogło, bo miało komfort dwóch wygranych, a tyszanie musieli wygrać.– Przy swojej publice tyszanie mają ogromną szanse, by przełamać Podhale – wierzył przed pierwszym gwizdkiem Mariusz Czerkawski. Tak też się stało. - Było do kitu – krótko skomentował Michał Kubinek, który nie opuszcza żadnego wyjazdowego spotkania nowotarskiej drużyny.


Pierwsza tercja podobna do tych w Nowym Targu, może z jednym wyjątkiem, że przewaga gospodarzy była znacznie większa. Świadczy o tym ilość strzałów. Miejscowi oddali ich 19, a Podhale tylko 6. Te sześć strzałów bronił Sobecki w pierwszych 10 minutach meczu. Ten okres gry był wyrównany, potem napór tyszan był ogromny. Można rzec, że był to pojedynek hokeistów z „piwnego” miasta z Krzysztofem Zborowskim. „Zbora” bronił jak w transie. Odbijał strzały z bliska, nie dawał się zaskoczyć uderzeniami z niebieskiej linii. Często pod jego bramką dochodziło niemal do dantejskich scen. – Wyśmienity refleks. To mistrzostwo świata, to co zrobił – krzyczał Mariusz Czerkawski, po jednej z jego świetnych interwencji. Słowa takiego hokeisty ma swoją wymowę. – Tylko jak długo będzie „Zbora” odbijał te krążki – dodawał trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. – Nie można grać faul, bo to nie tylko okazja dla rywala, ale także spory ubytek sił, szczególnie przy tak wyrównanych zespołach.

Podhale miało dwie szanse – w 2 minucie Voznik wykorzystał bierną postawę tyskiej obrony, ale Sobecki nie dał się pokonać. Potem niezły kocioł w tercji gospodarzy zrobił trzeci atak „Szarotek”, grając w przewadze.

- Wysokie tempo gry, zmienne sytuacje, sporo interwencji bramkarz. Zabrakło tylko goli w pierwszych 20 minutach – ocenił Gabriel Samolej.

- Obawialiśmy się pierwszej tercji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że rzucą się nam do gardła. Tak też się stało Przetrzymaliśmy ten ciężki okres – mówi Marek Ziętara, drugi trener Podhala.

- Tyszanie zostali w szatni – spostrzegł Jarosław Krzoska, po tym jak w pierwszych 2 minutach nowotarżanie stworzyli trzy wyśmienite sytuacje na objęcie prowadzenia. Tymczasem to gospodarze za moment mieli powody do radości. Kotlorz z Bakrlikiem wymienili dwukrotnie „gumę” zza bramką „Zbory” i ten pierwszy – jak mawiają hokeiści – strzałem z zakrystii pokonał nowotarskiego golkipera. – Takich goli nie powinno się puszczać – ocenił Gabriel Samolej. 66 sekund później był już remis. Jakubik zgubił „gumę” i Kačiř z Batkiewiczem nie mieli litości. Piękna bramka „Batona”. Chwilę później górale grali z przewagą, ale fatalnie rozgrywali krążek i praktycznie nie stworzyli zagrożenia pod bramką Sobeckiego. Za to gospodarze w 29 min. objęli prowadzenie. Strzelał Jakeš z niebieskiej linii i pozostawiony bez opieki Wołkowicz z bliska dobił jego strzał.

- Chaotyczna tercja. Dużo przerw w grze, niedokładność wkradła się w poczynania obu zespołów – skomentował tą część meczu Gabriel Samolej.

- Grają w odganianego –zauważył  jeden z kibiców. Inna rzecz, że zrobiło się ciasno na lodzie. To co się działo na tafli najlepiej można określić bokserskim terminem „zawarcie”. Krótkie krycie, nie pozwalało na odrobinę swobody. Kiedy tylko któryś z hokeistów otrzymał krążek, od razu znajdował się przy nim przeciwnik. Nie było miejsca i czasu na rozwinięcie skrzydeł. Próbowano różnymi sposobami przebić się przez szczelny mur rywali, ale bez większego powodzenia.

W trzeciej tercji gospodarze dorzucili trzeciego gola Piękne zagranie Parzyszka zza bramki, strzał z pierwszego Pacigi i „Zbora” był bezradny. Gdzie byli obrońcy? – należałoby zadać pytanie. Podhale walczyło do końca, ale świetnie w defensywie grali gospodarze. Szczególnie w osłabieniu nie kombinowali, tylko wybijali „gumę” byle dalej od własnej bramki. Na minutę i 40 sekund przed końcem „Szarotki” wycofały bramkarza, ale ten manewr w dwóch przypadkach mógł przynieść czwartą bramkę rywalowi.

- Spodziewałem się, że Podhale zaatakuje w trzeciej tercji, a tymczasem zagrało bardzo słabo, asekuracyjnie – mówi Gabriel Samolej.Jedynie po stracie trzeciego gola był chwilowy zryw. Kto wie jak potoczyłby się dalej mecz, gdyby Zapała zamiast w słupek trafił do siatki. Jak na aspiranta do mistrzowskiej korony, to bardzo słabo zagrały linie defensywne. Obrońcy kręcili się w kółko, nie pomagając Zborowskiemu. Zrobiło się ciekawie. Podhale musi jutro wygrać. Jeśli nie to sytuacja zaczyna się od „zera”.

- O naszej przegranej zadecydowały dwa elementy. Indywidualne błędy w obronie i głupie kary, które nie powinny nam się przydarzyć. 10- minutowa kara Voznika całkowicie rozbiła nam koncepcję gry. Trzeba było przemeblować ataki. Zakłóciła też rytm gry na cztery formacje. Kiedy przetrzymaliśmy pierwsze 20 minut, wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zaatakowaliśmy, ale prosty błąd kosztował nas utratę gola, potem były kolejne kosztowne błędy - powiedział Marek Ziętara.

GKS Tychy - Podhale Nowy Targ 3:1 (0:0, 2:1, 1:0)
1:0 – Kotlorz – Bakrlik (22:16),
1:1 – Batkiewicz – Kačiř (23:22),
2:1 – Wołkowicz – Jakeš – Gonera (28:48 w przewadze),
3:1 – Paciga – Parzyszek – Bacul (49:07).

Stan rywalizacji play-off: 1:2.
Sędziowali: Meszyński (Warszawa), Wolas (Oświęcim) – Molenda i Młynarski (Sosnowiec).
Kary:  Tychy – 8 min, Podhale – 22 ( w tym 2 tech.) min.
Widzów 3500

GKS Tychy: Sobecki; Jakeš – Gonera, Majkowski (2) – Mejka, Śmiełowski – Kotlorz (2); Paciga – Parzyszek – Bacul, Sarnik (2) – Garbocz – Proszkiewicz, Bakrlik – Bagiński (2) –Woźnica, Wołkowicz – Krzak – Jakubik. Trener Miroslav Ihnačak.
Podhale: Zborowski; Sroka (2) – Sulka, Ivičič – Dutka, Łabuz (2) – Petrina, Piekarz - Galant; Różański – Zapała (2) – Kačiř, Baranyk – Voznik (10) – Kubenko (4), Malasiński – Dziubiński – Gruszka, Ziętara – K. Bryniczka – Batkiewicz. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama