- Tyszanie nie byli w Nowym Targu łatwym orzechem do zgryzienia. Zagrali dobre spotkania. Jedynie czego im brakowało to skuteczności. Z kolei bramkarski pojedynek, który w takich konfrontacjach odgrywa znaczącą rolę, zdecydowanie wygrał Krzysztof Zborowski. To on był ojcem obu zwycięstw Podhala. Podhale nie najlepiej zagrało, ale też nikt za kilka dni nie będzie pamiętał o stylu w jakim tego dokonało. Na tym etapie ważne są zwycięstwa, a nie styl. To nie jazda figurowa, gdzie o sukcesie przesądzają wrażenia artystyczne. Były sezony, że nowotarżanie prezentowali ładny hokej, ale nie przekładało się to na wyniki.
Plusem tych dwóch konfrontacji są niewątpliwie dwa zwycięstwa przy nienajlepszej grze. To wielka sztuka. Pozytywem jest wspaniała forma Krzysia Zborowskiego. Oby do końca sezonu tak bronił, bo w ostatnich latach sporo zastrzeżeń mieliśmy do bramkarzy. To ich błędy nie pozwalały nam zajść wysoko. Trzeba też pochwalić młodzież, którą nie spaliła wysoka stawka obu spotkań. Pokazali charakter, a starszym kolegom jak zdobywa się gole. To oni rozstrzygnęli drugi pojedynek na korzyść naszego zespołu. Zdobyli wszystkie gole. Gdy oni przebywali na lodowej tafli, to tyszanie potwornie gubili się z obronie. Bez wątpienia wiek, o którym mówiłem przed spotkaniami, sprawiał, iż byli szybsi, wyprzedzali i potrafili nieraz ośmieszyć dużo bardziej doświadczonego rywala. W pierwszym pojedynku za skuteczność należy pochwalić Mariana Kačiřa.
Były też minusy w grze naszego zespołu. Obawiałem się o grę obronną i to się potwierdziło. W obu spotkaniach to była najsłabsza nasza linia. Nie zadawala mnie gra drugiego ataku, który powinien ciągnąć grę, a tymczasem w pierwszym meczu oddał pole pierwszej formacji, a w drugim przegrał wewnętrzną konfrontację nawet z najmłodszymi. Nie poznaję Milana Baranyka, który tak zachwycał nas swoją grą i skutecznością w sezonie zasadniczym. Ten atak w drugim spotkaniu nie wypracował sobie pozycji golowej. To jest niepokojące zjawisko. Dajmy im jednak czas, może w kolejnych spotkaniach „zatrybią”.
Aby Podhale weszło do finału, musi zmienić swą grę. Zagrać uważniej w obronie, bo nie zawsze „Zbora” da radę naprawić ich błędy. Trzeba więcej strzelać na bramkę Arka Sobeckiego, który – jak widzieliśmy w dwóch spotkaniach – nie jest w rewelacyjnej formie. Odbija wiele krążków przed siebie i w dobitkach należy upatrywać powodzenie. Tyszanie są bardzo groźni w ataku. W drugim spotkaniu udowodnili, że z każdego wyniku można wyjść. Na szczęście sprawy w swoje ręce wzięli młodzi.
Może się okazać, że Podhale w Tychach będzie miało łatwiejszy orzech do zgryzienia. Gospodarze będą musieli zaatakować, a Podhale lubi czyhać na kontry i świetnie je wyprowadzać. Oczywiście warunkiem jest nadal dobra gra w bramce „Zbory” i obronie. Może być tak, że w niedzielę będziemy już świętować awans do finału. Ale nawet, gdy wygramy jedno spotkanie zapewne wszyscy będziemy uradowani. Faworyta w tej parze nadal nie ma. Wszystko się jeszcze może zdarzyć.
Wysłuchał Stefan Leśniowski