- Nasza nawałnica ruszyła wraz z pierwszym gwizdkiem – mówi trener koordynator MMKS Podhale, Jacek Szopiński. – Już w pierwszej zmianie objęliśmy prowadzenie, po przepiekanej akcji duetu Kapica – Neupauer. Potem troszkę nerwowości wkradło się w nasze poczynania. Przeciwnik wyprowadził kontratak, który przyniósł mu wyrównanie. Strata gola wpłynęła na chłopaków mobilizująco. Szybko zawarli szeregi i już do końca pierwszej odsłony dominowali na tafli. Najpierw Michalski dobił swój strzał, a potem Kos spod niebieskiej linii trafił w samo okienko. Jeszcze przed przerwą po raz czwarty ulokowaliśmy krążek w warszawskiej świątyni.
W drugiej tercji szybko zdobyliśmy dwa gole, a mogliśmy znacznie więcej, bo bez przerwy kotłowało się pod bramką hokeistów ze stolicy. Świetnie im bronił bramkarz. Potem przyszło chwilowe rozkojarzenie i straciliśmy dwie frajerskie bramki. Niesłuchowski, po swoim zagraniu, został przelobowany, a w drugim przypadku straciliśmy krążek w tercji ataku i kontra zakończyła się utratą kolejnego gola.
To było jednak wszystko, na co pozwoliliśmy rywalowi. Po przerwie znowu ruszyliśmy do huraganowych ataków. Praktycznie nie wychodziliśmy z tercji rywala i gdyby nie dzień „konia” warszawskiego golkipera, to wygralibyśmy znacznie wyżej. To jemu muszą podziękować koledzy z pola, że nie zostali doszczętnie zniszczeni.
MMKS Podhale: Niesłuchowski ( 50 S. Mrugała); Wróbel – W. Bryniczka, Szumal – Kowal, Gacek – Gaczoł, Wiktor – Pawlikowski; Kapica – Neupauer – Sulka, Kos – Puławski – R. Mrugała, Michalski – Wcisło – Kolasa, Pacyga – Kaczorowski – Wielkiewicz. Trener Łukasz Gil.
Stefan Leśniowski