24.02.2009 | Czytano: 1587

Zbora show (+zdjecia)

- Przeczuwam wygraną, bo organizacja meczu rodziła się w bólach – mówił przed pierwszym gwizdkiem prezes SSA Wojas Podhale, Andrzej Podgórski. Miał zapewne na myśli problemy z lodem w poniedziałek i zawirowania związane z osobą Marcina Kolusza, a tymczasem… Sprawy nie było, gdyż nowotarżanie nie zwrócili się do związku o jego zatwierdzenie. – Zrobili to dopiero dzisiaj – poinformował mnie sam zainteresowany.


Prezes nie mógł być zadowolony po 20 minutach gry, jedynie z wyniku. Podhale dość szczęśliwie prowadziło 1:0. Tyszanie dużo lepiej się prezentowali. Ich ataki było groźniejsze, ale w bramce „Szarotek” świetnie spisywał się Zborowski. Podhale na początku meczu miało 106-sekundową przewagę dwóch zawodników i oddało zaledwie dwa strzały, w dodatku niecelne. Zaraz po opuszczeniu ławki kar, tyszanie jechali trzy na zero na nowotarską bramkę. Bagiński zamiast próbować rozegrać „gumę” z kolegami, zachował się egoistycznie i Zborowski w pięknym stylu złapał krążek do „raka”. Zmarnowana sytuacja się zemściła. Akcja przeniosła się do tercji gości, gapiostwo obrońców, którzy zostawili przed Sobeckiem Kačiřa, a ten takich okazji nie zwykł marnować. – Ale robią babole. Dopuszczają do strzałów, mało agresywnie grają - wykrzyknął zaniepokojony grą obronną gospodarzy trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. Woźnica, Bacul i Garbocz mieli wyśmienite okazje. Ten ostatni położył już bramkarza na lodzie, miał pustą bramkę i ...koledzy złapali się za głowy. Zborowski jakimś cudem złapał krążek. – Zdarzają się takie interwencje. Jestem od sprzątanie z tyłu, z przodu chłopaki też spisują się na medal i są tego wyniki. Cieszymy się z pierwszej wygranej. Dobre wejście w serie jest krzepiące – powiedział Krzysztof Zborowski.

- Nerwowo rozpoczęliśmy, krążek nam skakał na kijach i nie potrafiliśmy wykorzystać nawet podwójnej przewagi. Musimy podziękować Zborowskiemu, że wygraliśmy pierwszą tercję. Wybronił w takich sytuacjach, że aż głowa boli – potwierdził Milan Jančuška.

- Trener Podhala coś musiał wymleć w przerwie, bo gra jego zespołu pozostawia wiele do życzenia – mówił w przerwie Gabriel Samolej. Milan Jančuška jakby słyszał jego słowa, bo gra górali zmieniła się w drugiej tercji. Zaatakowali od początku, a i w tyłach prezentowali się znacznie lepiej. „Baboli” już nie było. Tyszanie nie dochodzili już do tak czystych pozycji jak w pierwszej odsłonie. W pierwszych minutach sytuacje powiększenie prowadzenia zmarnowali: Różański i Malasiński. Ten ostatni uderzał do pustej bramki, lecz w ostatniej chwili zdążył wrócić Śmiełowski, po błędzie którego zaistniała ta sytuacja. Ale co się odwlecze...W 24 min. Jakeš dał się ograć w tercji ataku, Różański przejął krążek i precyzyjnie nagrał do Kačiřa, a ten po raz drugi znalazł sposób na Sobeckiego. – Broni niepewnie, odbija krążki przed siebie, to nie jest jego dzień. Zdecydowanie lepszy jest „Zbora” – skwitował Samolej.

Goście nie zamierzali się poddać, ale – jakby na potwierdzenie trzykrotnego olimpijczyka - Zborowski był dla nich zaporą do nie pokonania. Skapitulował dopiero w 30 min., po strzale Krzaka pod poprzeczkę sprzed koła bulikowego. To była dwójkowa kontra, po nieudanym strzale Sulki. Odpowiedź miejscowych była jednak natychmiastowa. Łabuz spod niebieskiej linii strzałem po lodzie nie dał najmniejszych szans ostatniej instancji przyjezdnych.

Trzecia tercja była najmniej ciekawa, być może dlatego, że sporo było przepychanek ( bójka Woźnicy z Petriną), a co za tym idzie dużo było kar. Częściej na ławkę wędrowali przyjezdni i to im się nie opłaciło. Stracili dwa gole w podwójnej przewadze. – Niezrozumiale decyzje sędziowskie, wprowadziły w nasze szeregi nerwowość. To nie jest sędziowanie – pieklił się szkoleniowiec GKS, który szybko dodał: - To nie koniec serii. Jutro jest nowy mecz i nowe nadzieje. Pierwsza tercja zdecydowała o losach spotkania. Nie strzeliliśmy gola, a mieliśmy ku temu sporo okazji.

- W miarę upływu czasu i zdobywanych goli grało nam się łatwiej, a w końcówce wykorzystaliśmy osłabienia rywala – skomentował Milan Jančuška, nie chcąc się wypowiadać o pracy arbitrów. 

- Gra nam się kleiła i to co miało wejść, to weszło. To najważniejszy okres w sezonie i cieszymy się, że jesteśmy w formie. Pierwszy krok do finału zrobiony, jeszcze trzy – powiedział Krzysztof Zapala, który zdobył gola i przy trzech asystował.

Wojas Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 5:2 (1:0, 2:1, 2:1)
1:0 – Kačiř – Różański – Zapała (5:53),
2:0 – Kačiř – Różański – Zapała (23:03),
2:1 – Krzak – Jakubik (29:26),
3:1 – Łabuz – Zapała (31:31),
4:1 – Malasiński – Łabuz - Dziubiński  (52.54 w podwójnej przewadze),
5:1 – Zapała – Różański – Kačiř (53:34 w podwójnej przewadze),
5:2 – Wołkowicz - Bakrlik (58:19).

Stan rywalizacji play-off: 1:0.
Kary: Podhale – 12 min, Tychy – 42 min.
Sędziowali: Porzycki (Oświęcim) i Pachucki (Gdańsk) – Heltman (Gdańsk), Syniawa (Krynica).
Widzów 3000

Podhale: Zborowski; Sroka – Sulka, Ivičič – Dutka (2), Łabuz – Petrina (2), Piekarz - Galant; Różański – Zapała – Kačiř, Baranyk – Voznik – Kubenko (2), Malasiński – Dziubiński – Gruszka (4), Ziętara (2) – K. Bryniczka – Batkiewicz. Trener Milan Jančuška.
GKS Tychy: Sobecki; Jakeš – Gonera, Majkowski – Mejka, Śmiełowski – Kotlorz (2); Paciga – Parzyszek – Bacul (4), Sarnik (2) – Garbocz – Proszkiewicz, Bakrlik (16) – Bagiński – Wołkowicz, Woźnica (4) – Krzak (2) – Jakubik (12). Trener Miroslav Ihnačak.


Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Marcina Zapała www.mzapala.com

Komentarze







reklama