17.10.2010 | Czytano: 1103

Nie pamiętają najstarsi górale(+zdjęcia)

To co wydarzyło się w sobotę na nowotarskim lodowisku, nawet najstarsi górale nie pamiętają. Nowotarżanie przegrywali już 1:5, a mimo to zeszli z lodu jako zwycięzcy. To może nie dziwić, bo odrobić cztery bramki w hokeju często się zdarza. Strzelić jednak jedenaście goli w ostatnich 20 minutach, to już ewenement.

- Drużyna przystąpiła do meczu dziwnie spięta – mówi trener Ryszard Kaczmarczyk. – Jakby przestraszyła się olbrzyma z Warszawy Bułanowskiego. Patrzyli na niego jak na jakiś stwór z innej planety.

Tak się zapatrzyli, że ten przejechał całe lodowisko z krążkiem przy łopatce kija mijając po drodze czterech nowotarżan, niczym slalomowe tyczki na narciarskim stoku. Wsadził „gumę” do pustej bramki. Po zdobyciu gola w przewadze, wydawało się, że gospodarze wracają do gry, gdy... znowu przypomniał się wszystkim wielkolud. Znowu powtórzył poprzedni manewr i ponownie przyjmował gratulacje od kolegów. Potem górale stracili kolejne dwa gole z dobitek. Bramkarz bronił, a obrońcy widocznie obstawiali zakłady czy Michałczak obroni dobitkę, czy też nie. Czwartego gola stracili do szatni, w ostatniej sekundzie.

- Graliśmy słabo – wyjawia Ryszard Kaczmarczyk. - Jak mieliśmy sytuacje, to trafialiśmy w bramkarza lub niedokładnie odgrywaliśmy krążek. W drugiej tercji grając w przewadze dostaliśmy bramkę. Wydawało się, że jest po meczu. Zmieniłem ustawienie formacji i zagrałem na trzy piątki. Gra zaczęła nam się zazębiać. Strzeliliśmy bramkę z dobitki w przewadze. To jednak co wydarzyło się w trzeciej tercji przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Dziewczyna stojąca w bramce nie popisała się szczególnie przy trzecim naszym trafieniu. Bardzo ważnym, bo dał nam wiatr w żagle. Oni stanęli, a myśmy strzelali gol za golem. Bardzo to ich zdenerwowało, bo później ograniczali się do chamskiej gry. Najboleśniejsze, że za przyzwoleniem trenera, który kiedyś prowadził drużynę narodową do 17 lat. Bili kijami, kopali. Za kopniecie w głowę jeden z warszawiaków otrzymał karę meczu. Taką samą miarą powinien być potraktowany jego kolega, który zaatakował crossem Gacka w głowę. Wydaje się, że trener powinien nad tym panować. Chyba nie o to chodzi, by się pozabijać. Nasza dyscyplina nie ma aż tylko hokeistów, by bezkarnie przyglądać się jatce na lodzie.

Gospodarze rewanżowe spotkanie świetnie rozpoczęli, od prowadzenie 4:1. – Wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą, ale straciliśmy w osłabieniu bramkę, a kolejną sami sobie wbiliśmy – mówi Ryszard Kaczmarczyk. - Na początku drugiej tercji warszawiacy doprowadzili do wyrównania, ale szybko odpowiedzieliśmy golem. Chwilę później prowadziliśmy już 6:4 odzyskując kontrolę nad meczem. Dużo było w nim kar. W trzeciej tercji goście nie mieli już sił, by podjąć z nami walkę.

MMKS Podhale Nowy Targ – Mazowsze Warszawa 13:6 (1:4, 1:1, 11:1) i 11:4 (4:3, 4:1, 3:0)
Bramki dla Podhala: Wielkiewicz 3, Sulka 2, Gacek, Mielniczek, Wronka, Pustułka, Michalski, Tomasik, Stypuła, Łukaszka (I mecz); Pustułka 3, Mielniczek 2, Stypuła, Fus, Pawlik, Bryja, Kolasa, Gleń (II mecz).

MMKS Podhale: Michałczak (30 B. Kapica); Wojdyła – Łukaszka, Wróbel – Fus, Gołębiowski – Kałużny, Sulka – Dębowski; Gacek – Wielkiewicz – Stypuła, Mielniczek – Tomasik – Pawlik, Pustułka – Oraczko – Gleń, Kmiecik – Wronka – Michalski. Trener Ryszard Kaczmarczyk. W drugim meczu: Michalczak ( 30 Szlachtowski); Wojdyła – Łukaszka, Wróbel – Fus, Gołębiowski – Oraczko; Stypuła – Wielkiewicz – Pustułka, Mielniczek – Tomasik – Pawlik, Kolasa – Bryja – Gleń.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama