10.10.2010 | Czytano: 1048

Mrugała wcielił się w Świętego Mikołaja(+z

Pierwszoligowe Podhale gościło w miniony weekend bytomską Polonię i Orlika Opole. Liczono, że górale wzbogacą się o jakieś punkty, tymczasem byli zbyt gościnni i oddali komplet rywalom.

Spotkanie z bytomską Polonią jeszcze raz potwierdziło starą hokejową prawdę, że dobry bramkarz to co najmniej 50 procent zwycięstwa. Bytomski golkiper rozegrał poprawną partię i był podporą swoje drużyny, podczas gdy jego kolega strzegący nowotarskiej świątyni, Sebastian Mrugała ma na sumieniu co najmniej cztery gole.

Bardzo szybko rozpoczął festiwal kiksów. Już w 22 sekundzie wyjechał z bramki i niczym partner z drużyny podał wprost na kij Salamona. Ograny w ekstraklasie polonista nie miał najmniejszych skrupułów, by posłać „gumę” do opuszczonej bramki. Taki początek każdego przytka. Odbierze oddech drużynie.

- Uczulałem na odprawie, żeby przystąpić do meczu maksymalnie skoncentrowanym. Tymczasem już po 22 sekundach mamy podcięte skrzydła. Bramkarz podaje krążek do przeciwnika i... – złościł się trener Podhala, Łukasz Gil. – Mało tego z niczego tracimy kolejne dwie bramki. Jeśli każdy strzał bramkarz przepuszcza, to trudno o wygraną. Nie ma regularności. Jeden mecz dobrze broni, a w następnym śpi na bramce. Brak mu koncentracji, skupienia, pełnej gotowości meczowej.

Ostania instancja miejscowych wcale nie poprzestała na tym jednym „wybryku”. Kolejne gole i kolejne jego prezenty. Do 6 grudnia, gdy Św. Mikołaj roznosi prezenty jeszcze daleko, ale widocznie chciał być lepszy od świętego. – Jak ma się takiego z tyłu gracza, to lepiej nie wychodzić na lód – stwierdził jeden z arbitrów pomocniczych, po kolejnej jego niepewnej interwencji.

Dwa gole nowotarżanie stracili grając w liczebnej przewadze. To woła o pomstę do nieba. Górale też zbyt często odwiedzali ławkę kar, ale grając w osłabieniu nieźle sobie radzili. Stracili jednego gola, a w dwóch przypadkach mogli skarcić przeciwnika. Skuteczność podopiecznych Łukasza Gila również pozostawia wiele do życzenia.

- Mamy sytuacje, ale nie potrafimy ich wykorzystać. Jedziemy sam na sam, dwa na zero i strzelamy w bramkarza lub Panu Bogu w okno. Przy stanie 1:3, gdyby Wcisło wykorzystał świetną sytuację, to mogliśmy wrócić do gry. Na pewno inaczej potoczyłyby się kolejne minuty meczu. Jak się nie strzela, to wtedy dostaje się w drugą stronę. Do tego bramkarz nie miał najlepszego dnia i to zdecydowało o naszej przegranej – twierdzi szkoleniowiec górali.

Nazajutrz górale nie sprostali Orlikowi. Cały czas gonili wynik. Do 18 minuty utrzymywał się remis 1:1, ale dwie kolejne minuty wstrząsnęły góralami. Błędy defensywy i bramkarza sprawiły, iż stracili dwa gole do szatni. Mrugała ciut lepiej wypadł niż dzień wcześniej, ale nie pomógł drużynie. Największą jego wadą jest odbijanie krążków przed siebie, robiąc mnóstwo zamieszania w szeregach obronnych własnej drużyny.

W drugiej tercji również zbyt łatwo wpadały krążki do nowotarskiej bramki. W ostatniej gospodarze pozostawili wszytko na jedną kartę, ale stracili gola w przewadze, który podciął im skrzydła. Zawodnicy zbyt często faulowali i ławki kar były oblężone.

MMKS Podhale Nowy Targ – Polonia Bytom 3:7 (1:3, 0:1, 2:3)
Bramki dla Podhala: Kolasa 2, Wielkiewicz.

MMKS Podhale: S. Mrugała – K. Sulka, W. Bryniczka, Szumal, Puławski, Kos – Gacek, R. Mrugała, Kolasa, Wcisło, Wielkiewicz – Bielak, Plewa, Zembol, Woźniak, Worwa – Bryja, Mielniczaek, Pacyga. Trener Łukasz Gil.

 


 

MMKS Podhale Nowy Targ – Orlik Opole 4:8 (1:3, 2:3, 1:2)
Bramki dla Podhala: Wcisło 2, Kolasa, Kos.

MMKS Podhale: j/w. Nie grali: W. Bryniczka, Szumal i Puławski.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski i Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama