23.06.2010 | Czytano: 1750

4-krotny zwycięzca Erzberg Rodeo w kraju

Rzadko się zdarza zobaczyć w kraju najlepszego na świecie endurowca, nowotarżanina Tadeusza Błażusiaka. Czterokrotny zwycięzca Erzberg Rodeo, pojawił się na gościnnych występach w Kwidzynie, gdzie rozgrywana była czwarta runda mistrzostw świata FIM Maxxis w motocyklowych rajdach enduro. Wystartował w klasie E1 i w obu dniach był szósty.

Błażusiak jest wielki – takimi słowami określa motocyklowy świat wyczyny 26-letniego nowotarżanina. Nie ma się czemu dziwić, bo od ubiegłego roku nie znalazł pogromców na naszym globie. „Taddy” bierze udział przeważnie w ekstremalnych próbach. Takich jak Erzberg Rodeo, FIM Indoor Enduro World Championship czy mistrzostwa Ameryki Północnej Geico AMA Endurocross. Niedawno w kapitalnym stylu wygrał po raz czwarty z rzędu Erzberg Rodeo, najbardziej ekstremalny rajd na świecie. W 16-letniej historii imprezy Polak jest pierwszy, który zwyciężył cztery razy z rzędu. Dodajmy od razu, że dokonał tego w stylu, który przez lata – tak twierdzą fachowcy – nie zostanie powtórzony. Chyba, że przez niego – dodają szybko. Można rzec - tak przechodzi się do historii. Kto wie, czy świat odkryłby tak fenomenalnego motocyklistę, gdyby nie przypadek. Bo za namową Bartka Obłuckiego wybrał się przed czterema laty na Erzberg Rodeo, na Gas Gasie, nieprzygotowanym do tak ekstremalnej próby. I zadziwił świat. Błażusiak był już znany w świecie motocyklowym, ale w trialowej odmianie. Był mistrzem Europy, ósmym zawodnikiem świata i ośmiokrotnym mistrzem Polski.

Góral z Podhala w takiej odmianie enduro jaka odbyła się w Kwidzynie rzadko startuje. – Szóste lokaty to nie wyniki jakich oczekiwałem – przyznaje - ale i tak jestem zadowolony. Gdybym specjalnie przygotowywał się do tej imprezy, to zapewne byłbym szybszy, nie popełniłbym tylu błędów. Może w przyszłym roku pomyślę o poważnym przejechaniu całej serii mistrzostw świata. Grand Prix Polski potraktowałem jako dobre przetarcie przed kolejnymi zawodami. Ważne, że mogłem pokazać się polskim kibicom, a to ostatnio nie często się zdarza.

Nowotarżanin w kwidzyńskiej rundzie miał się z kim ścigać. Na starcie stanęli wszyscy najlepsi w małej klasie (E 1). Francuz Antoine Meo był faworytem zawodów, ale w pierwszym dniu musiał uznać wyższość Fina Eero Remsesa. Drugi linię mety przeciął jego rodak Matti Seistola. Triumfator ścigał się na KTM-ie, więc był ze „stajni” Błazusiaka, a Matti na Husqvarnie. Meo był dopiero czwarty, wyprzedził go jeszcze rodak Johnny Aubert. Narzekający na ból ręki nowotarżanin finiszował na szóstej pozycji. W klasyfikacji Xtreme Teście zajął doskonałe trzecie miejsce.

Trasa rajdu był trudna technicznie, po ulewie jaka przeszła przez Kwidzyn w przeddzień startu. 50 kilometrów, które mieli jeźdźcy do pokonania rozłożone było na cztery pętle. Bardzo długie i męczące próby dały się mocno we znaki zawodnikom. Nazajutrz trasa była jeszcze trudniejsza, bo najeżona dziurami, w niektórych miejscach niewidocznymi dla jeźdźca. To pozostałość po pierwszym dniu zawodów. W drugim dniu klasę E1 zdominował Antoine Meo. Fin Remes był drugi, a na najniższym stopniu podium stanął Aubert. Tadeusz Błażusiak ponownie na szóstym miejscu przekroczył linię mety.

- Trasa była wymagająca dużych umiejętności technicznych. Bardzo mecząca – mówi Tadeusz Błażusiak. – Ukończyłem zmagania naprawdę nieźle zmęczony. Ściganie zaraz po ekstremalnej próbie Erzberg Rodeo dało mi w kość. Wiedziałem, że tak będzie. Nie przypuszczałem, że zawody w Austrii będą dla mnie w tym roku tak wymagające, zarówno fizycznie, ale także psychicznie. To było powodem drobnych błędów, szczególnie w drugim dniu zawodów. Ogólnie z występu jestem zadowolony.

Stefan Leśniowski
Foto: erzbergrodeo.at

Komentarze







reklama