11.02.2009 | Czytano: 1579

Dreszczowiec z happy endem (+zdjecia)

Młodziczki Gorców zwycięstwem nad krakowską Koroną są już na wyciągnięcie ręki w ćwierćfinale mistrzostw Polski w koszykówce. Nim do tego doszło zawodniczki i kibice przeżyli chwile grozy.

- Każda drużyna przewyższa nas warunkami fizycznymi. Musimy im się przeciwstawić walecznością. Nie ma dla nas straconych piłek – to były ostatnie słowa wypowiedziane przez trenera Mirosława Ćwikla, do dziewczyn przed wyjściem na parkiet.

Wzięły sobie je do serca, gdyż od pierwszego gwizdka sędziego realizowały maksymę trenera. Najbardziej „bitna” w pierwszym fragmencie meczu była Przybyło. Wyrywała piłki z rąk przeciwniczek, odcinała od podań. Gospodynie świetnie radziły sobie w obronie, zmuszając rywalki do długiego rozgrywania piłki. Często przekraczały regulaminowe 24 sekund na rozegranie akcji. Pressing zastosowany przez góralki dawał się we znaki krakowiankom, które miały problemy z wyprowadzeniem piłki spod własnego kosza. Traciły ją i do razu była szansa na punktowe zdobycze. Piszę „była”, bo nie zawsze piłka dziurawiła kosz. Po prostu skuteczność podopiecznych Mirosława Ćwikla pozostawiała wiele do życzenia. Cały czas prowadziły, ale zaledwie 1- 2 punktami. 90 sekund przed końcem kwarty krakowianki odskoczyły na 3 „oczka”, ale po pierwszych 10 minutach to gospodynie prowadziły jednym punktem.

- Nie wygramy, bo nie gramy – mówił w krótkiej przerwie Mirek Ćwikiel.Nie na stojąco przyjmujmy piłkę. Wy decydujecie, w którą stronę pójdzie zagranie. Nie kozłuj, jeśli się nie da minąć, to podaj.

Trener swoje, a zawodniczki swoje. – Ale gramy padlinę wrzasnął w pewnej chwili szkoleniowiec gospodarzy. – Kiedyś mieliśmy 60% skuteczności, dzisiaj nie wiem czy będzie 20.

Przyjezdne też nie grały rewelacyjnie i ich trener również zdzierał gardło. – Nie gramy w siatkówkę. Łapać piłkę, nie odbijać – pouczał. Z kolei trener Gorców w pewnym momencie – ku zaskoczeniu wszystkich - nakazał zawodniczkom robić pompki przy ławce rezerwowej, aż nie znajdzie się kryjąca „jedenastki”. Poskutkowało. Końcówka drugiej ćwiartki była już dobra w wykonaniu nowotarżanek. Na przerwę schodziły z 8- punktową przewagą.

W trzeciej kwarcie w pewnym momencie gospodynie prowadziły różnicą 14 punktów. To efekt odcinania podań. W tym elemencie brylowała w tej fazie meczu Jachymiak. Było też wiele nieporozumień i przewaga szybko zmalała do 8 „oczek”. Mirosław Ćwikiel często złe zagrania zbywał żartem. – Nie rób kroków. Zatrzymaj się popatrz i podaj…nawet do mojej żony – powiedział do dziewczyn, tym samym rozładowując atmosferę. A żona Mirka… siedziała na trybunach.

Czwartą ćwiartkę jego podopieczne rozpoczynały z 16 – punktową przewagą. Wydawało się, że jest po meczu, że nowotarżanki spokojnie będą kontrolowały przebieg wydarzeń na parkiecie. Tymczasem straciły głowę. Kompletnie nic, a nic im nie wychodziło. Traciły piłkę w błahych sytuacjach. Nie trafiały do kosza z czystych pozycji. Aż 10 osobistych nie wykorzystały. Tymczasem krakowianki systematycznie odrabiały straty i na niespełna 4 minuty przed końcem zmniejszyły różnicę do trzech punktów. Szalała na parkiecie Dominika Osak, który zdobyła 21 punktów.

Na własne życzenie zgotowały sobie góralki dreszczowiec. Na szczęście w tym momencie się odblokowały i wreszcie piłki zaczęły wpadać do „dziury”. Taka wymiana kosz za kosz, nieudana akcja, za nie udaną akcje trwała do ostatniej minuty. 52 sekund przed końcem dwa osobiste skutecznie wykonała Piędel i to okazał się decydujący moment spotkania.

-Trudny mecz – mówi Mirosław Ćwikiel. – Liczyłem, że zagramy tak skutecznie jak w poprzednim meczu. Tymczasem jakaś niemoc nas ogarnęła. Podejrzewam, że gdyby połowa niecelnych rzutów wpadła, to wynik byłby wysoki. Dużo było niecelnych rzutów zwłaszcza po minięciach Rokiciak, która uparcie przedzierała się lewą stroną. Zabrakło nam konsekwencji w ataku. Nie stawaliśmy szeroko, a więc tak jak nam się gra najlepiej. Nie było więc takich minięć, po których przedostawalibyśmy się pod kosz i zdobywali łatwe punkty. Jeśli nie udało nam się przeprowadzić szybkiego ataku, to krakowianki wracały na tyle szybko, by ustawić prawie strefę i ciężko było się przebić, gdyż były mocniejsze fizycznie od naszych. Potwornie trudno było je ominąć i oddać celny rzut spod kosza. W czwartej kwarcie niepotrzebnie w nasze szeregi wdarła się nerwowość, bo Korona to nie jest zespół, z którym powinniśmy przegrać. Może było to spowodowane tym, że musieliśmy ten mecz wygrać, by wejść do czwórki i to jakby sparaliżowało nasze poczynania. Na szczęście w końcówce dziewczyny pokazały charakter i wyszły zwycięsko z tych trudnych chwil.

Gorce Steskal Nowy Targ – Korona Kraków 63:58 (11:10, 18:11, 19:11, 15:26)
Gorce: D. Cyrwus 4, Głąb 6, Piędel 17, Jachna 9. Przybyło, Długopolska 6, Szopińska 2, Kubowicz, Rokiciak 13, S. Cyrwus, Pytelewska, Jachymiak 6. Trener Mirosław Ćwikiel.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama