05.06.2025 | Czytano: 6509

Ratujmy „Szarotki”. Dyzmy XXI wieku

„ Największym problemem jest wizerunek klubu. To wrzód na ciele miasta i miasto musi dołożyć swoją cegiełkę do poprawy jego wizerunku…


 
… Musimy wspólnie działać, żeby nie każdy z osobna wymyślał pomysły, tylko razem  pchać wóz do przodu. Klubem nie mogą rządzić anonimowi ludzie.  To warunek, żeby  Podhale powróciło na właściwe tory, było na  takim poziomie, do jakiego kibic w kraju był przyzwyczajony” – mówi Czesław Borowicz, były hokeista, selekcjoner reprezentacji kraju, absolwent Wyższej Szkoły Hokeja w Pradze, pracował w Szwajcarii, prezes Nowotarskiego Klubu Olimpijczyka, były burmistrz.  
 
- Za „wielką wodą” rozpocząłeś akcję „Ratujmy Szarotki”. Jakie owoce przyniosło to spotkanie?
 
- To było pierwsze spotkanie z byłymi  hokeistami Podhala w Chicago i Stanach Zjednoczonych, których trenowałem, a także z tymi, których nie znałem.  Z grupą ludzi, którzy interesują się tym co dzieje się z ich „Szarotkami”. Oprócz wspomnień z dawnych lat dyskutowaliśmy, co dalej z naszym klubem. Niebawem, w ramach pomocy klubowi, przyjedzie Adam Szopiński,  biznesmen z Florydy, jeden z byłych wychowanków Podhala, który bardzo poważnie traktuje swoją misję.
 
- A po powrocie do kraju…
 
- Spotkałem się z burmistrzem i czekamy na odpowiedź odnośnie konkursu na prowadzenie Podhala w dzisiejszych warunkach prawnych jakie obowiązują w kraju. Chodzi nam o to, by pierwszą drużyną i młodzieżowym klubem nie kierowali ludzie anonimowi, którzy z różnych względów tam się usadowili i zostali  prezesami. Pokazali, że nie  mający pojęcia o współczesnym marketingu, nie znają  historii klubu.  Stąd ten konkurs, który unaoczni nam, czy są w Nowym Targu ludzie zainteresowani pomocą klubowi, ale taką pomocą, która będzie oparta o współczesne przepisy prawa, znajomość hokeja i marketingu. Wyszliśmy z propozycją, że ufundujemy nagrodę dla zwycięzców konkursu, którzy ujawnią swoje nazwiska. Nie chcemy, żeby to byli  ludzie anonimowi jak dotychczas.
 
- W przestrzeni publicznej ukazała się informacja, że Podhale zgłosiło drużynę do gry w ekstraklasie.
 
-  Wspaniała wiadomość, że klub znalazł sponsora, tyle, że… Nie starczy czasu, by licencję zdobyć. Wiadomo, że są potężne długi. Nie wiemy co restrukturyzacją długu, który sąd ma rozstrzygnąć. Myślę, że to potrwa i nie ma gwarancji, że znów Podhale będzie miało sensowną drużynę, bo kolejny raz może być za późno. 
 
- Byłeś na spotkaniu z zarządem MMKS. Jakie wrażenia?
 
-  Jestem zbudowany postawą tych ludzi i wiedzą na temat szkolenia młodzieży, i  co klubowi potrzeba, żeby wyjść na prostą. Dużo skorzystałem z tego spotkania. Dowiedziałem się, że największym problemem jest wizerunek klubu. To wrzód na ciele miasta i miasto musi dołożyć swoją cegiełkę do poprawy wizerunku klubu. Byłem też na spotkaniu z burmistrzami, widać, że jest wola i chęć. Spotkam się jeszcze z przewodniczącym i wiceprzewodniczącym rady. Musimy działać wspólnie, żeby nie każdy z osobna wymyślał pomysły, tylko razem pchać wóz do przodu. To warunek, żeby  Podhale powróciło na właściwe tory, było na  takim poziomie do jakiego kibic w kraju był przyzwyczajony.
 
- Zegar tyka. Czasu coraz mniej…
 
- To prawda. Mam świadomość, że jak się coś zepsuło, to tak szybko nie da się naprawić. Odbudowa wymaga czasu, a tym trudniej, że wizerunek jest mocno nadszarpnięty. To jest w tej chwili największy problem. Niestety, ale ludzie nie rozróżniają, że istnieje MMKS Podhale, młodzieżowy klub zajmujący się szkoleniem młodzieży  i  jest Stowarzyszeniem, oraz  KH Podhale odrębny twór oparty o ustawę o sporcie wyczynowym, o kodeks spółek handlowych, czyli nic nie może dostawać za darmo.  Musi sam wypracowywać  pieniądze poprzez marketing od sponsorów i gospodarzyć nimi jak prawdziwa firma biznesowa. Ludzie nie rozróżniają tego wrzucając wszystkich do jednego worka, mówiąc, że Podhale to złodzieje, tacy i owacy ludzie. Błędne koło.
 
- Gdy byłeś hokeistą, a później trenerem, to Podhale kształciło wysokiej klasy hokeistów. Co się stało, że „fabryka” nie ma już najwyższego znaku jakości?
 
- Życie nie stoi w miejscu. Kryzys  zaczął się od stanu wojennego. Lata 90 –te to nowa Polska, która nie zadbała  o  sport dzieci i młodzieży. Z jednej strony jest fantastyczny zapis, że sport dzieci i młodzieży jest zadaniem własnym gminy, tylko w ślad za tym nie poszły pieniądze na szkolenie. Poszły tylko na szkolnictwo podstawowe do gmin, ale i tak za małe, żeby edukacja była na dobrym poziomie.  Gminy z reguły dopłacają. Szkolnictwo średnie jest domeną samorządów powiatowych i też zadanie zlecone przez państwo, ale… pieniędzy nie ma. Tu jest pies pogrzebany. Sport dzieci i młodzieży jest najpowszechniejszym środkiem wychowawczym. Europa dawno sobie  uświadomiła, że nie da się z pieniędzy rodziców edukować młodzież poprzez sport. Nie da się!. Nowy Targ był biednym miastem, pochodziliśmy z rodzin gospodarskich, rzemieślniczych i  bieda pchała nas  do hokeja, który  był oknem na świat. Dostrzegli to działacze z zewnątrz. Zbyszek Lohn  położył największe zasługi w szkoleniu młodzieży, bo to on wynalazł juniorów na ślizgawce i stworzył drużynę, która zdobyła dwa pierwsze mistrzostwa kraju. Dodajmy, nie było sztucznego lodowiska, ale powstało w oparciu o te dwa tytuły. To one zainspirowały działaczy. Zarząd  widział, że powstaje nowa generacja zawodników pierwszej drużyny, którą można uzupełnić, a potem wymienić.  To była strategia, chociaż wtedy się o tym nie mówiło, a której dzisiaj w Podhalu nie ma.  Jak Podhale zdobyło  wicemistrzostwo kraju za Stefana Csoricha, zaproszono trenera Frantiska Voriszka.  I poszło szkolenie na 30-40 lat do przodu.
 
- Podhale w ostatnich latach w dużej mierze składało się z obcokrajowców. Ta strategia okazała się niewypałem.  
 
- To musiało się tak stać. Nowotarski Klub Olimpijczyka walczył, żeby Dyzmy przestały rządzić polskim hokejem. Od 30 lat do hokeja dostali ludzie, którzy są Dyzmami XXI wieku. Nie mają pojęcia o hokeju, chcą promować swoje nazwiska, swój biznes, a nie hokej. Polegliśmy na tym polu, mimo że zorganizowaliśmy dwie konferencje prasowe w Krakowie i Warszawie w PKOL. Pozostały bez echa i Dyzmowie wgryźli się w politykę i zepsuli polski hokej.
 
- Młodzi nie biorą się znikąd. Czy nie jest problemem, że na początku szkolą ich ludzie nieprzygotowani do zawodu. Nie mają fachowej wiedzy, nie umieją, a wydaje im się, że umieją.
 
- To wina organizacji  klubu i braku pieniędzy. W Szwajcarii sport dzieci i młodzieży bardzo wydatnie wspiera wojsko, do 21 roku życia.  Każdy klub, który szkoli młodzież za zawodnika otrzymuje pieniądze. Za moich czasów był to 0,90 franka szwajcarskiego, za każdą jedną obecność zawodnika na treningu. Łatwo policzyć ile dostaje klub, gdy dziennie na treningu wszystkich grup wiekowych jest 400 zawodników. Jako szef szkolenia  wypełniałem taką statystykę i przychodziły pieniądze do klubu.  To jest niesamowite wsparcie. Mało tego.  Jeśli chodzi o rozgrywki młodzieżowe czy reprezentacyjne do juniorów młodszych włącznie, to gracze podczas turniejów  mieszkali w schronach przeciwatomowych, nie w hotelach.  Kosztowało to 5 franków. Trenerzy mają świetne warunki do treningu. Nie muszą się o nic martwić.  To był m.in. fundament pod obecne sukcesy tego kraju, a hokej stał się narodowym sportem.   Jak ja tam  pracowałem to wchodzili do grupy B. A u nas?  Jeśli trenerzy nie będą w miarę przywozicie opłacani, to  trudno wymagać od nich, by się dokształcali. Jak ja wzmacniałem warsztat trenerski, to wszystkie kluby, w których pracowałem  płaciły  dietę i pobyt w hotelu. Ja płaciłem  tylko za transport do Pragi. W reprezentacji finansowało mi ministerstwo sportu. Było szereg ludzi, którzy na własny rachunek próbowali się kształcić.  Nie da się tak żyć  na dłuższą metę jak obecnie, bo wiedza kosztuje i bez odpowiedniego wynagrodzenia, bez sytemu będzie marne szkolenie.  Trener musi mieć pewność, że na koniec swojej pracy dostanie wynagrodzenie, to wtedy będzie się poświęcał.  Wiemy jak to było w Podhalu. Świetni byli zawodnicy,  fantastyczni trenerzy  i zasłużeni dla klubu, ale  nie dostawali pieniędzy za swoją pracę.  Szczytem jest, że klubem zarządzali wychowankowie. Działacze nowotarscy -  pożal się Boże. To jest nie do pomyślenia.
 
-  Wierzysz, że Podhale w nadchodzącym sezonie wystartuje w ekstraklasie?
 
- Nie wierzę. Nie wierzę tym ludziom. Nie znam ich, chciałbym ich poznać, ale to co dotychczas pokazali, nie napawa optymizmem.  W ten sposób się nie buduje drużyny, wizerunku klubu.  Już kilka razy mieli sponsora i mogli odłożyć pieniądze na następny sezon, a  nie budować  topowej drużyny jak im się wydawało, a która poległa po trzech miesiącach. To dowodzi, że nie mają pojęcia o tym w jaki sposób zarządzać profesjonalnym klubem i drużyną.  Najlepszy przykład jak potraktowali  trenera z Kanady, dobrego szkoleniowca. Nie  potrafili  mu załatwić przyzwoitego mieszkania. Zawodnikom zaś załatwić odpowiednich standardów. To jest dowód na to jacy to prymitywni są ludzie. Jeśli się kogoś sprowadza z zagranicy, to traktuje się go jak prawdziwego gościa. Polacy znani są z gościnności, ale to co się wyprawiało przez ostatnie lata pod nazwą KH Podhale,  to wstyd, brak wychowania i znajomości co oznacza gość.  Gość w dom, Bóg w dom – wszyscy znamy to powiedzenie. Okazuje się, że nie wszyscy.  Gdzie się podziała  ta zasada?
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama