08.05.2025 | Czytano: 4193

Wrócić do korzeni

„Trzeba wrócić do korzeni, do tego co przynosiło chwałę i medale klubowi. Co robiono najlepiej w kraju i wszyscy nam tego zazdroścli.



 
 Hokeisty nie da się wychować w dwa trzy lata jak np. stolarza czy kucharza. To długotrwały proces, który będzie wymagał cierpliwości i samozaparcia działaczy , rodziców i ich pociech. Nie mogą się zniechęcać po kilku nieudanych próbach”  - mówi były reprezentant kraju, wielokrotny mistrz, Jacek Kubowicz, który jest zatroskany tym co się stało z popularnymi „Szarotkami”.  
 
 
- Jeszcze nie tak dawno Podhale było wzorem dla wszystkich w pracy z młodzieżą. Klub  dostarczał mnóstwo zawodników do wszystkich kadr narodowych.  
 
- Wszystko ginie. Aktualnie ze świecą trzeba szukać zawodnika z Nowego Targu w kadrach U-18 i U- 20. Część skończyła grać w hokeja z różnych powodów, inni decyzją rodziców wyjechali zagranicę. Teraz w juniorach starszych i młodszych pozostały tylko jednostki.  
 
- Kiedyś był kłopot wyboru wychowanków do pierwszej drużyny, bo  była sporo konkurencja. Dzisiaj już nie.
 
- Sportów w mieście jest sporo.  Unihokej, piłka nożna czy pływanie zabiera sporą liczbę chłopaków. Łatwe są to sporty i tanie w porównaniu z hokejem.  Te dyscypliny  są konkurencją dla hokeja, chociaż w  piłce osiągnięć wielkich nie ma, ale duże pieniądze.  Dlatego  rodzice  kierują swoje pociechy w stronę futbolu.
 
-  Czy pogoń za wynikami jest usprawiedliwieniem polityki kadrowej?
 
– Dla mnie nie, bo w dłuższej perspektywie źle to wygląda.
 
- Największe sukcesy Podhale osiągało siłą swoich graczy. Dzisiaj nie dostają szansy gry w pierwszej drużynie.
 
- Graliśmy w zakończonym niedawno  sezonie swoimi chłopakami, oczywiście po tym, gdy obcokrajowcy odeszli. Grali ci którzy zostali, lepsi zostali wcześniej wyeliminowani, bo taka była polityka klubu. Trener dostawał wolną rękę, omamił prezesów,  przekonał ich, że obcokrajowcy dadzą im sukces. Zarząd pozwalał, sponsorzy też. Całe zło zaczęło się pięć lat temu. Wtedy musiałby być  środki skoro zatrudniono   14-18 obcokrajowców. Oni tu nie przyjechali, jak mówił trener Tomek Valtonen, za 200 euro. Trenerów przewinęło się kilku w tym czasie, a efekt ich pracy był taki sam.
 
- No właśnie co rok to nowy trener, a w ostatnim sezonie pobito nawet ten rekord.  Podobnie z prezesami, zmieniali się na stołkach, że głowa boli.
 
- To nie sprzyjało w budowie  drużyny. Jak wspomniałem trenerzy omamiali prezesów, którzy zatrudniali swoich. Przez zespół przewinęło się sporo Skandynawów, graczy ze wschodu i południa, a także z Kanady. Wyników nie było.  Wychowanek zaś  trenował w trzeciej piątce, może w meczu wyszedł w czwartej, ale niewiele grał   i zniechęcał się.  Jedni poszli do pracy i mieli nadzieję, ze coś się zmieni i wrócą.  Nic się nie zmieniło, kolejni prezesi nie wyciągali wniosków. Sporo  było takich przypadków, że chłopaki w wieku 21-22 lat kończyli kariery, ale rzadko wracali.  Nie szanowano swoich zawodników, a na trybunach mówiło się, że  ze swoimi byłby taki sam efekt, może tylko tańszym kosztem.  Nasze chłopaki dostawali groszowe pensje i kolejni się zniechęcali. Tak się zniechęcili, że w przeciągu  pięciu lat zakończyło kariery 38 zawodników. Może połowa z nich dzisiaj  grałaby. W tej chwili byliby w najlepszym dla sportowca wieku. Aktualnie  ci zawodnicy grają w amatorskich ligach.  Miłość do hokeja im została, ale  kiedyś dostawali za to pieniądze, a teraz sami muszą  sobie opłacać lód na treningi. Pieniądze są ważne w sporcie zawodowym, ale po te pieniądze sięgali zagraniczni zawodnicy.
 
- Utkwiło ci chociaż jedno nazwisko z tej armii obcokrajowców?  
 
- Nie utkwiło, bo bardzo dużo ich było. Zawodnicy ci wcale nie byli lepsi od naszych.  Nie było orłów w naszej lidze. Te zostały u siebie w kraju, albo  wyjechały  do NHL lub poszukały chleba w bardzo dobrych ligach. Słabsi zawodnicy trafiali do Polski, gdzieś z pogranicza drugiej i trzeciej ligi.  Czy podnoszą poziom? To już inny temat. Mistrzostwa świata pokazały, że nasz hokej na tym stracił.
 
- Trener Robert Kalaber miał mały wybór. A wybór będzie jeszcze mniejszy, bo w grupach młodzieżowych posucha.
 
- Kolejny polski absurd, że w juniorach i w młodszych kategoriach pozwala się grać obcokrajowcom. Przykrywa się to wojną. Przyjechali Ukraińcy, to trzeba im pomóc. Tylko czyim kosztem.
 
- Młodzież u nas jest źle szkolona?
 
– Bynajmniej, tylko często z niezrozumiałych dla mnie powodów nie dostają szansy zaprezentowania swoich umiejętności. Prezesi i trenerzy chcą mieć „produkt” na już, brakuje im cierpliwości. Nie dociera do nich, że najtańszymi są wychowankowie. Niech sprawdzą, ile wydają na „obcych” zawodników i ich menedżerów. Rachunek ekonomiczny powinien być ściśle powiązany z mądrym zarządzaniem klubem. Nie wszystko można zrzucić na szkolenie. To wszystko zależy od narybku. Szkolenie nie jest w stanie utrzymać wszystkich aż do CLJ. Odchodzą, bo jedni stawiają np.  na naukę.  Klub nie zachęca, bo musiałby zmotywować ich pieniędzmi. Wróćmy do historii naszego klubu i do rzeczy, które dawniej  przynosiły wymierne efekty w postaci medali, ilości zawodników w kadrach narodowych. Czas idzie do przodu, pieniądze są bardzo ważne, ważniejsze  niż kiedyś. Kiedyś zawodnicy nie przywiązywali do nich tak ogromnej wagi jak obecnie.  Nikt wtedy nie szedł do prezesa z pytaniem ile będzie zarabiał, tylko zasuwał na lodzie, by pokazać, że coś mu się należy. Teraz  gracz pyta na wstępie  za ile będzie grał.
 
- Dzięki obcokrajowcom nie tylko Podhale ma kłopot z wystartowaniem w lidze.
 
- To prawda. Cztery ekipy są zagrożone, bo znaki zapytania są jeszcze  przy Cracovii, Sanoku i  JKH.  Młodzież nie ma wielkiego wyboru. Rodzic w Tychach czy Katowicach, najlepszych drużyn w kraju, nie pośle zawodnika np. do Nowego Targu. Będzie go trzymał u siebie, by walczył o miejsce. Czy dostanie szansę, to już inna  sprawa.
 
- Podhale wystartuje w ekstraklasie?
 
- Nie wystartuje, chociaż chciałbym. Aktualnie panuje  cisza. Informacji z KH nie ma, a z MMKS są bardzo fajne. Widać, że ludzie w tym drugim klubie pracują i  coś dobrego może się wykluć. MMKS znalazł   sponsora. Ktoś za tym chodził i jakiś efekt to przyniosło. Praca mozolna, długoterminowa będzie procentowała. Bo wychowanie hokeisty, to nie zrobienie z chłopaka stolarza, rzeźnika. Dwa, trzy lata i jest fachowiec. W hokeju tak nie jest. Trzeba być cierpliwym, zachęcać, namawiać dzieci. Nie rozumiem też tych, którzy trenowali 6 lat, wstawali wcześnie rano na treningi, a potem rezygnują. Bo latorośl  będzie teraz grała na gitarze. Rodzice są po to, żeby zachęcać, namawiać, by jak najdłużej grać. Za łatwo odpuszczają. Nie  szkoda im czasu i pieniędzy?
 
- Dominuje niecierpliwość na każdym polu.
 
- Oczywiście, że tak. Jestem pełen podziwu do MMKS. Jeśli im to wypali, to… Może będzie ten projekt  oparty na drużynie, która w Gdańsku zajęła drugie miejsce. To  jest największy sukces  Podhala od kilku lat w młodzieżowym hokeju.
 
- Czy młodzież grając, przepraszam za wyrażenie,  w buraczanej lidze MHL, będzie robiła postępy? Wszyscy mogą się szybko zniechęcić?
 
-  W tej chwili KH Podhale  nie ma prawa dostać licencji na grę  w ekstraklasie.  Czy są zabezpieczone środki na następny sezon?  Nie wydaje mi się.  Gdyby były, to włodarze pochwaliliby się. Nie słychać, że umorzono dług, że go spłacono, że mamy sponsora na milion złotych, a drugi milion dorzuci miasto. Nikt tym się nie chwali, bo  nic nie jest załatwione. Nie możemy gdybyś, że chcemy grać w ekstraklasie. Pewnie, że chciałbym bardziej niż występować w  MHL.
 
- MMKS jest większościowym udziałowcem KH.
 
- Będzie  miał ciężki orzech do zgryzienia. Czas leci. MMKS działa, ale z tego co wiem nie bardzo jest zainteresowany pierwszą drużyną, po tym co się stało. Nie chcą tego przejąć, bo dług wisi. Muszą się uporać ze spłatą swoich zobowiązań. Nie chcą brać zobowiązań w zamian za miejsce w ekstraklasie. Trzeba zapłacić długi i skompletować  budżet. To może być bardzo trudne.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama