06.10.2024 | Czytano: 3039

THL. Miało być łatwo, a tu masz –rywal się postawił (+zdjęcia)

Znając sytuację Podhala, faworyt w dzisiejszym starciu mógł być tylko jeden. Każdy inny wynik niż wygrana tyszan, byłaby sensacją sporego kalibru.


 
Po pierwszych 20 minutach zapachniało niespodzianką.  Gospodarze już w 20 sekundzie objęli prowadzenie z pomocą golkipera tyszan. W zamieszaniu podbramkowym Kolusz okazał się szybszy i sprytniejszy   od Lewartowskiego. Z powietrza posłał krążek do bramki. Goście szybko wyrównali i w kolejnych minutach posiadali inicjatywę. Nic im jednak z niej nie wychodziło, bo preferowali indywidualne akcje. Zapomnieli, że hokej to gra zespołowa. Wystarczyło, by Ahola powędrował na ławkę kar i „Szarotki” wykorzystali okres w liczebnej przewadze. Gol padł w niecodziennych okolicznościach. Zabawa Kaskinena z krążkiem za własną bramką skończyła się tragicznie. Krążek odbił się od kija Kamińskiego i  Słowakiewicz główką zdobył gola. Sędziowie sprawdzali akcję na wideo i nie dopaczyli się przekroczenia przepisów. Przyjezdni przed przerwą zdołali doprowadzić do wyrównania. Heljanko uderzył, a Monto dobił krążek odbity od Klimowskiego. Golkiper Podhala miał sporo pracy w tej części meczu, ale ze spokojem odbijał „pociski” wystrzelone z kijów rywala.


 
Skazani na pożarcie górale grali bardzo aktywnie i tyszanie nie mogli sobie poradzić z wypracowaniem czystych pozycji. Te, które mieli bronił Klimowski.  Hokeiści z piwnego miasta byli przekonani, że w Nowym Targu pójdzie im jak z płatka,  poprawią statystyki grając na jednej nodze.  A tu masz – rywal się postawił. Nie potrafili wykorzystać dwóch liczebnych przewag. Więcej, podczas drugiej byli bliscy utraty gola. Tyszanie było oszołomieni, pogubieni,  w ofensywie motali się jak ryba w sieci, ale… Z pomocą przyszli rywale.  Błąd w wyprowadzeniu krążka spod własnej bramki i tyszanie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie. W drugiej tercji  już nic więcej nie dorzucili, a musieli się mieć na baczności, bo Podhale szukało swoich szans w kontratakach.
 
W trzeciej tercji goście atakowali, ale w swych poczynaniach ofensywnych byli niedokładni. Co prawda wypracowywali sobie sytuacje, ale  Klimowski miał swój dzień  i przyprawiał ich o ból głowy.  A jego interwencja z 56 minuty nagrodzona była gromkimi oklaskami. Monto tylko złapał się za głowę. Jak on to zrobił? – zapewne takie pytanie sobie zadał. 48 sekund przed zakończeniem tercji Klimowski zjechał do boksu, ale po 9 sekundach wrócił między słupki.
 
Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 2:3 (2:2, 0:1, 0:0)
1:0  Kolusz – Wielkiewicz – Szczechura (0:20)
1:1 Lehtonen –Pociecha (3:39)
2:1 Słowakiewicz – Kamiński ( 11:10 w przewadze)
2:2 Monto – Heljanko (14:31)
2:3 Łyszczarczyk – Komorski – Krzyżek (31:45)
Podhale: Klimowski  –  Horzelski, Wajda, Wielkiewicz, Kolusz, Szczechura – Tomasik, Mrugała, Jarczyk, Słowakiewicz, Kamiński – Wikar, J. Michalski, Bochnak, J. Malasiński, Szczerba.    Trener Marek Batkiewicz.
Tychy: Lewartowski – Kaskinen, Bizacki, Jeziorki, Komorski, Łyszczarczyk – Viinikainen, Ahola, Heljanko, Monto, Lehtonen – Pociecha, Ciura, Paś, Turkin, Vitanen – Sobecki, Krzyżek, Gościński, Ubowski, Łarionows. Trener Pekka Tirkkonen.
 
Stefan Leśniowski
Foto Maciej Gębacz
 

Komentarze







reklama