Siódmy etap Tour de France był pierwszym o typowo górskiej specyfice. Na 166-kilometrowej trasie zawodniczki miały do pokonania ponad 3000 metrów przewyższenia, a finisz ulokowano na podjeździe na Le Grand-Bornand.
Do pierwszej premii górskiej peleton dojechał w całości. Dopiero około 80-kilometra zaczęła się formować ucieczka, w której nie było kolarki pochodzącej z Ochotnicy. Dla niej największym zagrożeniem była Marianne Vos, która znalazła się sześcioosobowej ucieczce. Ucieczce udało się wypracować nawet blisko pięciominutową przewagę, ale około 20 kilometrów przed metą zespół liderki zabrał się za niwelowanie straty.
Peleton stopniowo zmniejszał różnicę. Na ostatnim podjeździe najgroźniejsze rywalki Polki, które jechały z nią w grupie goniącej uciekinierki, zaczęły przypuszczać kolejne ataki. Niewiadoma musiała jechać bardzo czujnie i co chwilę kontrować ich akcje. Co więcej, w końcówce etapu musiała radzić sobie bez wsparcia zawodniczek z zespołu Canyon-SRAM, które po wcześniejszej pracy odpadły od peletonu. Mimo to udało jej się dogonić kolejne zawodniczki, w tym Vos.
Polka przekroczyła metę na czwartej pozycji. Zwyciężyła Belgijka Justine Ghekiere (AG Insurance - Soudal), która umocniła się również na czele klasyfikacji górskiej. Przed Niewiadomą finiszowała jedna z jej najgroźniejszych rywalek, Demi Vollering (SD Worx - Protime). Holenderka za trzecie miejsce zainkasowała czterosekundową bonifikatę.
W klasyfikacji generalnej nie doszło do większych zmian, choć różnice przed ostatnim etapem nie są duże. Niewiadoma prowadzi z przewagą 27 sekund nad Puck Pieterse i 37 sekund nad Cedrine Kerbaol. Vollering jest ósma minutę i 15 sekund za Polką. Wyścig zakończy się w niedzielę w słynnej stacji narciarskiej Alpe d’Huez.
Stefan Leśniowski