18.03.2010 | Czytano: 2668

Niech szumią Dunajca fale... (+dużo zdjęć)

...ze mistrzem Polski znowu jest Podhale. Nowy Targ 17 marca 2010 roku o godzinie 22:32 oszalał z radości. „Szarotki” po raz 19. zdobyli mistrzowską koronę, nie będąc faworytem. W dodatku w czterech meczach. Krakowianie byli w szoku. Tak naprawdę, to młodzi górale ( najmłodszy zespół w lidze ) powinni dostać znacznie bardziej cenniejszy medal niż złoty.

Od początku sezonu, gdy ze sponsorowanie wycofał się Wiesław Wojas, były kłopoty organizacyjno – finansowe. Start w lidze Podhala stał po dużym znakiem zapytania. Gdyby to trafiło na inny zespół, to zapewne nie wystartowałby w lidze. Dzięki swoim wychowankom ( o Nowym Targu mówi się kuźnia hokejowych talentów) zbudowany zespół z każdym meczem się cementował i w decydującym momencie pokazał prawdziwy góralski charakter. Niemniej pytanie: Co dalej? - pozostaje aktualne. Sympatycy „Szarotek” wierzą, że wizytówka Nowego Targu nie zniknie z hokejowej mapy.

- Jesteśmy wszyscy szczęśliwi – mówi wiceprezes SSA Wojas Podhale, Aleksander Bukański. – Teraz wszystko jest w gestii głównego udziałowca. Musimy spotkać się na spokojnie i ocenić nasze możliwości na przyszły sezon.

Szkoda byłoby pozbyć się takiego zespołu. W trudach i znojach powstawał, kształtował się jego charakter. Fachowcy twierdzą, że ta drużyna może przez lata dominować w polskiej lidze. Mogą powtórzyć się złote l lata 70-te. Wtedy „Szarotki” dziewięć razy z rzędu sięgały po mistrzowskie berło.

- Dla mnie to pierwszy tytuł, ale będą kolejne. Mamy zajebistą drużynę. Czekamy na dobrego sponsora – mówi Krystian Dziubiński.

- Jestem pod wrażeniem tej drużyny – przysięga się Vladimir Buřil. – Mimo młodego wieku zagrali bardzo zdyscyplinowanie. Już wczoraj wiedziałem, że tytuł przypadnie Nowemu Targowi. Asom Cracovii odcięto tlen.

- Sukces rodził się w bólu – powiedział po ostatnim meczu z JKH GKS Jastrzębie najwierniejszy kibic Podhala, Maciej Klimowski. Prorocze to były wtedy słowa. Sukces rodził się w bólu i teraz jego smak jest wyborny.

- Podhale zasłużenie wygrało – przyznaje Rudolf Rohaček. – Złoto dostało się w godne ręce. Młoda, waleczna drużyna. Podhale było na fali i trudno wygrać z taką drużyną.

Dla kapitana drużyny Rafała Sroki był to ostatni ligowy występ. Nie chce się już namówić na kontynuowanie dalszej kariery. – Definitywnie kończę – zarzeka się. – Wybrałem świetny moment. Na moich oczach narodził się super team. Młodzi świetnie się wprowadzili. Grali bez respektu.

- Nikt się nie spodziewał, że tak łatwo ogramy mistrzów Polski. Nawet najstarsi górale, że dokonamy tego w czterech meczach. Mamy fajną drużynę, która udowodniła, że warto w nią inwestować. Przysporzyliśmy kibicom wiele radości. Pokazaliśmy na co nas stać, a jestem przekonany, że jeszcze możemy więcej z siebie wykrzesać. Zrodził się wspaniały kolektyw, który walczył z determinacją, z ogromnym sercem i zdyscyplinowanie. No i oczywiście fenomenalny „Zbora” – mówi Marcin Kolusz, który w ostatnim meczu pokazał wielką klasę. Jego gol, był majstersztykiem.

- Każdy z nas w odpowiednim czasie złapał wysoką formę. Każdy z nas ciągnął grę. Obrona wykonała swoje, a atak się podłączał – twierdzi Krzysztof Zborowski, bohater finałowej serii. Obronił niezliczoną ilość strzałów.

- To dopiero początek złotej serii. W tych play offach powstał cudowny kolektyw, żądny krwi i zwycięstw – dorzucał Sebastian Łabuz.

Dla Daniela Galanta to drugi tytuł. Pierwszy wywalczył z Cracovią. – Ten jednak lepiej smakuje – przekonuje. - Tutaj więcej grałem, dokładając swoją cegiełkę do korony.

Pierwszy mistrzowski tytuł wywalczył Martin Ivičič, który był ostoją defensywy w finałowych meczach. – Dziękuje chłopakom – mówi. – Ograliśmy Cracovię sercem i ogromną dyscypliną. Jestem pod wrażeniem atmosfery jaką wytworzyli kibice. Jeszcze takiej nie przeżyłem.

František Bakrlik, to walczak, który nie pęka przed nikim. Nie warto mu zaleźć za skórę. Przy wręczaniu medali pokazywał swoje plastrem owinięte łyżwy. – To te szczęśliwe, w których zdobyłem mistrzostwo Polski w 2007 roku. Mówiłem, że wygrany. Mieliśmy młodą drużynę, która świetnie taktycznie zagrała. Od spotkania z Tychami wygranego 6:0 uwierzyła w siebie. Kolektyw się scementował. Ci ludzie są w stanie wygrywać mistrzostwo latami.

Milan Baranyk miał najlepszy play off w polskiej lidze. Skuteczny, walczący na każdym centymetrze lodu. - Nigdy nie myślałem, że wygramy w czterech meczach. Dopóki krążek był w grze nie można było być pewnym siebie. Ten ostatni krok zawsze jest najtrudniejszy. Dopiero jak go zrobisz jesteś szczęśliwy – powiedział.

Tomasz Malasiński był tym, który uprzykrzał życie Leszkowi Laszkiewiczowi. Z „plastra” wywiązał się znakomicie. „Laszka” po prostu nie mógł sobie kopnąć. „Malaś” zawsze go wyprzedzał, zdobywał krążek. Mimo, iż krył, to jeszcze potrafił zdobywać gole i asystować przy ważnych bramkach. Tak było w drugim meczu z Cracovią i tak we wtorkowym na nowatorskim lodowisku. – Zrobiłem to co polecił mi trener – mówi. – Miło słyszeć, że dobrze wywiązałem się z powierzonego zadania. Jednostki nic nie zdziałają jeśli nie ma rozumiejącego się kolektywu. My takim byliśmy. Zostawiliśmy serce na lodzie. Nie pieniądze, tylko serce wygrało.

Krzysztof Zapała w tym sezonie borykał się z ogromnymi kłopotami zdrowotnymi. Kontuzja goniła kontuzje. Dopiero na decydujący mecz z Tychami wskoczyli do składu i od razu odmienił oblicze zespołu. – Kostka jeszcze nie jest wyleczona, ale teraz będzie na to czas – mówi. – Oglądałem trzy mecze z Tychami z boku i nie chce już więcej być w takiej roli. Wole grać.

W takiej roli wystąpił Dimitrij Suur, który za faul na Łukasze Sokole musiał pauzować w pięciu meczach. – Dla mnie to trzeci tytuł. Pierwszy zdobyłem w Ameryce, drugi w ubiegłym sezonie w Rumunii, a teraz tutaj. Każdy ma inny smak. Ale atmosfery jaką tutaj stworzyli kibice nie zapomnę do końca życia. Patrząc z boku bardziej się denerwowałem niż grając. Wierzyłem w chłopaków. W Podhalu narodził się wspaniały kolektyw. Nowy Targ może dzierżyć prymat przez wiele lat.

Taki zespól zbudował duet trenerski Milan Jančuška i Marek Ziętara. To oni nie zawahali się postawić na młodzież. Spory udział w tym dziele ma Ziętara. On przekonał słowackiego trenera, że warto w młodych zainwestować. Opłaciło. Rewelacją był 17- letni Damian Kapica. Były momenty, że ośmieszał wprost rutyniarzy „Pasów”. Zadziwiał dojrzała grą, zaś w finałowych potyczkach przeszedł samego siebie. To talent na miarę Mariusza Czerkawskiego, co sam potwierdza. W szatni stracił włosy. Koledzy ogolili go do łysa. – Jestem niezwykle szczęśliwy. Brak mi po prostu słów. Mówiłem wczoraj, że dzisiaj postawimy kropkę nad „i’ i tak się stało – mówił.

- To jeden z największych talentów w polskim hokeju – komplementuje go trener Milan Jančuška. - To co zrobił przy pierwszej bramce, to poezja. Jakby kilkanaście lat już grał w hokeja, a nie dopiero wchodził w ten światek. W finale nie byliśmy faworytem. Ograć mistrza Polski w czterech meczach to ogromny sukces tej młodej i bardzo perspektywicznej drużyny. Kluczem do sukcesu były dwa zwycięstwa pod Wawelem. Serce i góralski charakter zwyciężył.

Na pytanie czy zostaje w Nowym Targu, odpowiedział: Nie mnie pytać tylko włodarzy.

Po 17 latach ,mistrzowski tytuł świętowano w Nowym Targu. Dlatego ponad godzinę trwała feta. Kibice pozostali na swoich miejscach i wznosili okrzyki” Mistrz, mistrz Podhale”, „ Jesteśmy najlepsi”.

Kilka minut po skończonym meczu dotarł do mnie mail z Nowego Jorku. Oto co pisze były szef Klubu Kibica, Marek Dudek. - Płyną mi łzy po policzkach. Łzy radości i żalu. Znowu PODHALE jest mistrzem. Tytuł ten świętuje u siebie po 17 latach. Ostatni raz płonął kapelusz na naszym lodowisku w 1993 roku. 17 lat temu poznałem obecną żonę wczoraj byłem z synem i kolegami na meczu NY Rangers - Montreal Canadiens i był to mój 17 mecz NHL na żywo. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, Podhale było 17 -krotnym mistrzem Polski. I jeszcze przeczytałem artykuł, który zaczyna się tak:

Dokładnie 297 lat temu, 17 marca 1713 r., Janosik przyznał się przed sądem do zbójowania i zabójstwa księdza. Został za to powieszony na haku za zebro... Nie wiem skąd tyle liczb 17, ale to ostatnie porównanie z Janosikiem podoba mi się najbardziej. To właśnie Podhale w tym sezonie było takim Janosikiem, raz lepiej się wiodło, raz gorzej, ale robiło swoje. Na końcu zawodnicy udowodnili, że są prawdziwymi Janosikami. Zabrali bogatej Cracovii i dali nam ,,biednym' góralom. Wielkie, wielkie gratulacje dla wszystkich zawodników, trenerów, masażystów, kierowników, dyrektorów, prezesów i sponsorów. Kocham ten klub i właśnie moje łzy żalu są z powodu niemożności bycie tam razem z Wami.

Euforia, euforią, ale nie należy zapominać o dwulicowości włodarzy miasta. Jak jest sukces to wielu jest jego ojców. Nie jest tajemnica, iż są ludzie we władzy, którzy jeszcze nie tak dawno na Komisji Sportu stwierdzili, iż hokej miastu jest niepotrzebny. W środowy późny wieczór, mimo iż nie był mroźny, przyszli się ogrzać przy sukcesie. Pierwszy człowiek w mieście nawet ze swoim fotoreporterem, by uwiecznił jego podobiznę z triumfującymi zawodnikami. Ciekaw czy doceni zainteresowanie jakie jest hokejem w jego mieście? Nie pogrzebie tej dyscypliny, ale pójdzie w ślady innych włodarzy miasta, którzy – jak choćby w Oświęcimiu – nie pozwolili na upadek Unii. Ciekaw jestem czy mistrzowie Polski znowu będą musieli się tułać po obcych lodowiskach w okresie przygotowań, bo w Nowym Targu poskąpią gorsza na jego zamrożenie? Tych pytań można byłoby mnożyć. 

Podhale Nowy Targ - Cracovia 3:1 (2:1, 0:0, 1:0)
1:0 Kolusz- Zapała- Ivičič (8:08 w przewadze)
1:1 Radwański (16:33 w przewadze)
2:1 Zapała- Kolusz (19:49)
3:1 Bakrlik – Dziubiński – Baranyk (49:55)

Sędziowali: Marczuk (Toruń) i Dzięciołowski (Bydgoszcz) – Szachniewicz, Moszczyński (Toruń).
Kary: 16 – 24 min.
Widzów 5000


Podhale:
Zborowski - Ivičič, Sulka, Kapica, Zapała, Kolusz – Dutka, Sroka, Baranyk, Voznik Bakrlik - Łabuz D. Galant, Malasiński Dziubiński Kmiecik - Ziętara Bryniczka Gaj. Trener Milan Jančuška.
Cracovia: Radziszewski - Csorich, Bondarevs, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz – Dudaš, Dulęba, Radwański, Musial, Łopuski – Kłys, Wajda, Piotrowski, Pasiut, Drzewiecki – Biela. Trener Rudolf Rohaček.

Czy Nowy Targ chce hokeja? – pod takim hasłem kiedyś miasto zorganizowało dyskusję, w przekonaniu, że odpowiedź będzie ich satysfakcjonowała. Czyli, że mieszkańcy powiedzą NIE. Po wtorkowej i środowej frekwencji musi im być bardzo głupio. Stadion pękał w szwach już 90 minut przed pierwszym gwizdkiem i pytał wielkim transparentem: Gdzie sponsor? Będą go mieli do końca miesiąca – odparł wiceszef „Szarotek”, Aleksander Bukański.

Pojawił się Wiesław Wojas, który wrócił z targów we Włoszech. W loży vipowskiej zasiadł też marszałek województwa małopolskiego, Marek Nawara. Stałym bywalcem meczów hokejowych w Nowym Targu jest były piłkarz krakowskiej Wisły, Marek Motyka.

Przed szatniami w obu zespołów pełna koncentracja i mobilizacja. – W piątek gramy dalej – wierzył święcie kierownik krakowskiej drużyny, Włodek Klita. – Trzeba to kończyć, bo jestem zmęczony hokejem – twierdził szef Podhala, Andrzej Podgórski.

Gospodarze już z pierwszej akcji mogli objąć prowadzenie. Krążek po strzale Zapały odbił się od wewnętrznego słupka i wzdłuż linii bramkowej wrócił do gry. Potem grano w .. szachy. Dopiero w 9 minucie, gdy Podhale grało w przewadze kapitalną indywidualną akcję przeprowadził Kolusz. Z narożnika lodowiska, przez nikogo nie atakowany, wyjechał przed bramkę i wpakował krążek w przeciwległy długi róg. Krakowianie nie mieli już na co czekać. Musieli przystąpić do kontrofensywy. Przeszli na pressing i górale mieli problemy z zawiązywaniem akcji zaczepnych. W 13 minucie Dziubiński w sytuacji sam na sam nie pokonał Radziszewskiego, który po dniu przerwy wrócił między słupki. Napastnik Podhala był faulowany, ale tym razem jego drużyna bardzo źle rozgrywała zamek. Nadziała się na kontrę, której nie wykorzystał L. Laszkiewicz. Od tego momentu groźne sytuacje stwarzali krakowianie. Cały czas się kotłowało w tercji gospodarzy. Dobrych sytuacji nie wykorzystali: Słaboń, L. Laszkiewicz i Drzewiecki. W 17 minucie, gdy Bakrlik przebywał na ławce kar Zborowskiego pokonał Radwański. Gol uznany został po analizie wideo. Chwilę później L. Laszkiewicz nie zdołał pokonać golkipera Podhala w sytuacji jeden na jeden. Kibice marzyli już, by ta część meczu się zakończyła, gdy Kolusz wywalczył krążek w środkowej strefie, minął jednego obrońcę i z wysokości bulika dograł na drugi słupek do Zapały. Ten z pierwszego nie dał szans „Radzikowi”.

Druga odsłona rozpoczęła się bardzo nerwowo. Atmosferę taką wprowadzili arbitrzy, którzy pomylili, która drużyna grała w szóstkę. Za moment Csorich za ostry atak i niesportowe zachowanie powędrował na ławkę kar. Bramek nie widzieliśmy, a byliśmy świadkami nieprawdopodobnej walki, o każdy centymetr tafli. Bandy i kości trzeszczały. Było też sporo kar, które nie zostały wykorzystanie. Malasiński był od czarnej roboty. Pokrył „Laszkę”, a ten był bezradny jak dziecko. Były też sytuacje. W 33 minucie Zapała po kapitalny podaniu Ivičič znalazł się w sytuacji sam na sam. Chwilę później ponowny rajd Zapały, ale tym razem był faulowany. Z kolei goście w 36 minucie spartaczyli najlepszą okazję (Musial).

Trzecia tercja rozpoczęła się od ataku Podhalan. W 3 minucie grali przez 42 sekundy w podwójnej przewadze. Dwie świetne sytuacje zmarnował Bakrlik. Później atakowały „Pasy” i Zborowski miał pełne ręce roboty. Oba zespoły grały bardzo nerwowo. W 50 minucie nowotarżanie wyprowadzili zabójczą kontrę. Nie zakończył, jej Dziubiński, ale dobitka Bakrlika znalazła drogę do bramki. Stadion oszalał. Tytuł mistrzowski coraz bliżej. Gościom puściły nerwy. Zaczęły się przepychanki i bokserskie pojedynki. Sędziowie kompletnie nie panowali nad sytuacją, byli najsłabszymi aktorami widowiska. Krakowianie nie składali broni. Do końca walczyli z ogromną determinacją o zmianę niekorzystnego rezultatu. Końcowe minuty ciągły się w nieskończoność. Kibice oglądali je na stojąco. 121 sekund przed końcem Cracovia wycofała bramkarza. Grała w sześciu na czterech. Detronizacja stała się faktem.

Po ostatniej syrenie nastąpił wybuch radości. Hokeiści kapali się w sampanie, tradycyjnie też spłonął kapelusz kierownika drużyny Stanisława Pali. – Kapelusz góralki czekał trzy lata na tą chwile. Od początku sezonu wierzyłem, że się przyda. Doczekałem się. Spłonął – powiedział uszczęśliwiony.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama