16.03.2010 | Czytano: 1899

Jeszcze tylko jeden krok (+zdjecia)

- Mamy ich, mamy ich! – krzyczeli kibice Podhala. Mieli się z czego cieszyć, bo ich ulubieńcom brakuje jeszcze jednego kroku, by odebrać krakowianom mistrzowską koronę.

- Najtrudniejszy będzie ostatni krok – przestrzega przed hurra optymizmem kapitan „Szarotek”, Rafał Sroka. On wie co mówi, bo dla niego to nie pierwszy finał. – W każdym meczu jest potworna walka. Dobrze, że szczęście jest przy nas, bo w pewnym momencie zabrakło nam dyscypliny taktycznej. Bezsensowne kary w tercji ataku sprawiły, iż straciliśmy sporo sił. Na szczęście się nie zemściły.

Po wielu latach wreszcie w Nowym Targu poczuło się atmosferę wielkiego wydarzenia. Już dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania kłębiło przed kasami. W vipowskiej loży pojawił się były piłkarz krakowskiej Wisły Marek Motyka.

W Nowym Targu pierwszy raz jestem na hokeju. Wcześniej do Tychów zabrał mnie Jacek Chadziński. Hokej na żywo jest zdecydowanie piękniejszy niż w telewizji – powiedział.

Na zakopiance wywiesił facet napis „chcę jechać na mecz”. Co miałem zrobić, musiałem go zabrać – żartował Jacek Chadziński. Pojawił się też pierwszy człowiek w mieście, który rzadko zaglądał w tym sezonie do MHL. Każdy przy sukcesie chce się ogrzać. On jak nikt inny potrafi to robić przy sportowcach,. Wybory blisko. Pojawił się też przedstawiciel PZHL Marek Bykowski, ale okrzyki wznoszone pod adresem PZHL, wypędziły go z loży po pierwszej tercji

Trener Rohaček wszystkich zaskoczył postawił między słupkami Rączkę, a ten już w 114 sekundzie skapitulował. Dziubiński w tercji obronnej przyjął strzał na ciało, krążek przechwycił Kapica i niczym stary wygra wyczekał, zamarkował podanie do Kmiecika i zaskoczył bramkarza. Ta formacja jeszcze nie raz zakręciła starymi repami. 17 – latek Kapica wręcz ich ośmieszał. Nic więc dziwnego, że już po raz drugi w finałach został wybrany MVP meczu.

- To jeden z największych talentów w polskim hokeju – komplementuje go trener Milan Jančuška. - To co zrobił przy pierwszej bramce, to poezja. Jakby kilkanaście lat już grał w hokeja, a nie dopiero wchodził w ten światek.

Podhalanie grali niezwykle ambitnie. Nie było dla nich straconych krążków. Jak trzeba było to na kolanach walczyli. Świetnie zmotywowani do gry, z emanującą wolą zwycięstwa. Zachowywali się jak wytrawny bokser, trzymali go na dystans. Ten próbował zadawać ciosy, ale...pruły w powietrze ( czytaj były niecelne, bądź padały łupem Zborowskiego). Krakowianie nie potrafili wypracować sobie klarownej sytuacji, nawet gdy dwukrotnie grali w liczebnej przewadze. Tylko raz, w 8 minucie, gdy na lodzie przebywała czwarta formacja „Pasów” zakotłowało się pod bramką Zborowskiego. Z drugiej strony świetne okazje mieli Kmiecik i Bakrlik. Ale co się odwlecze... W 16 minucie hala eksplodowała. Baranyk, dla którego jest to najlepszy play off w polskiej lidze, z spod bandy rzucił „gumę” do Voznika między koła bulikowe, a ten strzałem po lodzie pokonał Rączkę.

Goście drugą odsłonę rozpoczęli w przewadze i...stracili gola. Zapała wywalczył krążek na niebieskiej linii własnej tercji i wypuścił w bój Baranyka. Ten w sytuacji jeden na jeden backhandem ulokował krążek pod poprzeczką. Kolejne minuty to świetna gra gospodarzy i bezradność hokeistów z grodu Kraka. Trzy razy grali w liczebnej przewadze, w tym przez 43 sekund w podwójnej, lecz w ich poczynaniach więcej było dymu niż ognia. Ich strzały były anemiczne, mało precyzyjne, a jak udało się soczyście i celnie uderzyć, to wpadały do „raka” ostatniej instancji Podhala. Kiedyś trzeba było popełnić błąd. Przytrafił się Sulce i Pasiut nad leżącym bramkarzem posłał krążek do siatki.

- Cracovia gra słabo. Nie wiem dlaczego Podhale fauluje i przez to pozwoliło grać krakowianom. „Pasy” mogą w trzeciej tercji pociągnąć, bo nie mają nic do stracenia. Odnoszę wrażenie, że gospodarzom zaczyna brakować sił. Już tak nie kontratakowali jak w pierwszej tercji – mówił były hokeista Cracovii, Roman Steblecki.

W 46 minucie wydawało się, że proroctwa Romana zaczynają się sprawdzać. Głupia kara Bakrlika i co prawda krakowianie mieli problemy z założeniem zamka, ale w zdobyciu gola pomógł im Dutka, od którego odbiła się „guma”.

- Niech mnie pan nie wkręca – mówi Rafał Dutka. – Nie wydaje mi się, żeby krążek odbił się od mojego kija. Specjalnie nie chciałem wsadzić kija, by nie powtórzyła się sytuacja z Krakowa. Spodziewałem się, że „Zbora” wyłapie. Odbiło się od słupka.

Cracovia poczuła grę. – Daliśmy im szansę – mówił siedzący obok mnie kibic. – Wkradł się w nasze szeregi niepokój – szczerze przyznaje Marcin Kolusz. – Na szczęście starsi zawodnicy uspokoili grę i szybko wróciliśmy na właściwe tory.

Kolusz w końcówce spotkania popisał się przecudnym bodiczkiem, po którym Dudaš długo nie mógł podnieść się z tafli. – Trafiłem go idealnie. Dobrze, że czysto i nie było kary. Te wybiły nas z rytmu w drugiej tercji. Musieliśmy grać na dwie formacje i troszkę zabrakło nam sił w akcjach ofensywnych.

Podhale początkowo się broniło i sporadycznie wyprowadzało kontrataki. Gdy w 54 minucie „Szarotki” wyprowadziły zabójczą kontrę, po której Malasiński utonął w objęciu kolegów., „pasy” przestały istnieć. Nie miały żadnej koncepcji gry. Dobił ich Ivičič.

- Cieszymy się, ale to jeszcze nie koniec. Cracovia to mocny zespół i na pewno się nam nie położy. Będziemy jednak robili wszystko, by jutro zakończyć – mówi Martin Ivičič.

- Po trzech golach wydawało się, że będzie spokojnie, a tymczasem dwie przypadkowe bramki i zrobiło się gorąco – mówi Sebastian Łabuz. - Za dużo łapaliśmy kar, w dodatku w tercji ataku. Takie błędy nie powinny nam się zdarzać. Musimy je wyeliminować.

- Jeszcze jeden meczyk. Trzeba powtórzyć to jutro – mówi Martin Voznik.

W krakowskim obozie smutek. Zawodnicy potwornie źli opuszczali szatnię. - Rywale byli skuteczniejsi – twierdzi kapitan „Pasów”, Leszek Laszkiewicz. – Po każdym naszym błędzie zdobywali gole. My musimy się solidnie napracować, by zdobyć gola. Przy stanie 3:2 musieliśmy się otworzyć. Siedzieliśmy w ich tercji i jeden błąd sprawił, iż było po meczu. Rączka wszedł w trudnym momencie i nie można go winić za stracone gole.

- Dwa błędy w pierwszej tercji miały wpływ na przebieg spotkania – twierdzi szkoleniowiec Cracovii. - Podhale dobrze gra i ze szczęściem. Nie potrafimy wykorzystywać przewagi. Gra się jednak tak jak przeciwnik pozwala. Finały dopiero pokazują prawdziwą wartość zawodników. Komu się rączki trzęsą.

- Zawodnicy zrealizowali założenia taktyczne. Przy stanie 3:0, gdyby zapala trafił we idealnej sytuacji byłoby po meczu. A tak Cracovia wróciła do gry, po naszych nieodpowiedzialnych faulach. Straciliśmy sporo sił – to opinia trenera Podhala.

Podhale Nowy Targ - Cracovia 5:2 (2:0, 1:1, 2:1)
1:0 - Kapica- Dziubiński (1:54)
2:0 - Voznik- Baranyk- Barklik (15:05)
3:0 - Baranyk- Zapała (21:01 w osłabieniu)
3:1 - Pasiut- Piotrowski- Drzewiecki (33:03)
3:2 - L. Laszkiewicz - D. Laszkiewicz - Csorich (45:40 w przewadze)
4:2 - Malasiński – Ivičič - Kolusz (53:19),
5:2 – Ivičič- Malasiński (58:52)

Sędziowali: Meszyński (Warszawa) i Pachucki (Gdańsk) – Przyborowski, Syniawa (Krynica).
Kary: 14 – 6 min.
Widzów 4000
Stan rywalizacji: 3:0

Podhale: Zborowski - Ivičič, Sulka (2), Kapica, Zapała (4), Kolusz (2) – Dutka (2), Sroka, Baranyk, Voznik Bakrlik (4) - Łabuz D. Galant, Malasiński Dziubiński Kmiecik - Ziętara Bryniczka Gaj. Trener Milan Jančuška.
Cracovia: Rączka - Csorich (2), Bondarevs, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz (4) – Dudaš, Dulęba, Radwański, Musial, Łopuski – Kłys, Wajda, Piotrowski, Pasiut, Drzewiecki – Biela, Rutkowski, Witowski. Trener Rudolf Rohaček.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama