07.03.2010 | Czytano: 1213

Podhale w finale ( zdjęcia )

Ole, ole. Podhale w finale! Ostatni raz „szarotki” grały o mistrzostwo Polski w 2007 roku. Dodajmy, że z powodzeniem. Nie mamy nic przeciwko, by historia się powtórzyła. Powiedzenie „do trzech razy sztuka” pasuje jak ulał w przypadku Podhala. W poprzednich dwóch sezonach tyszanie w półfinale eliminowały górali. Tym razem role się odwróciły, a styl w jakim do tego doszło w decydującej rozgrywce, budzi szacunek.

- Powiedzieliśmy sobie na odprawie, ze każdy musi zostawić serce na lodzie. Pokazać góralski charakter. Tylko w taki sposób możemy pokonać tyski zespół – mówi przed meczem Milan Jančuška.
Świetnie zmotywował drużynę, bo od pierwszego gwizdka sędziego napierała z ogromna siła na bramkę rywala. Sobecki zwijał się jak w ukropie, ale trzeba powiedzieć, że miał sporo szczęścia. Jak choćby w 1 minucie, kiedy Kolusz stanął przed ogromną szansą otwarcia wyniku. Albo w 3 minucie, kiedy Baranyk nie trafił do pustej bramki. Powrót Zapały, po kontuzji okazał się zbawienny. Formacje atakujące Podhala miały większą siłę. „Szarotki” niesione fantastycznym grały jak w transie. Tyszanie się tylko bronili. W 7 minucie Zapała w narożniku lodowiska oszukał jednego z rywali i dograł do Kolusza. Jego strzał z backhandu obronił Sobecki, ale napastnik Podhala poszedł za strzałem i dobity krążek ulokował pod poprzeczką. Goście dopiero wtedy śmielej zaatakowali. Otrzymali dar od sędziów w postaci gry w przewadze. Kotłowało się pod bramką Zborowskiego, ale żadnej groźnej sytuacji tyszanie nie stworzyli. W pozostałych minutach próbowali zaskoczyć ostatnią instancję gospodarzy strzałami z dystansu (Proszkiewicz, Parzyszek, Witecki).

Po drugiej tercji gromkie brawa żegnały hokeistów Podhala. Były zasłużone, bo gospodarze rozegrali fenomenalną partię. Powiało halnym. Tyszanie nie potrafili sobie poradzić z porywistym wiatrem, który z każdą minutą wiał z większą siłą. Popełniali mnóstwo błędów w defensywie. Mieli jednak sporo szczęścia, „guma” o milimetry mijała światło bramki, bądź tańczyła w polu bramkowym. Nowotarżanie byli szybsi, jakby rozgrywali pierwsze, a nie dziesiąte spotkanie w play off. Już w 35 sekundzie tej części gry Baranyk za tyską bramką tak długo czarował, czarował, aż zahipnotyzował defensywę i Sobeckiego. Objechał bramkę i – jak mawiają hokeiści – z zakrystii pokonał ostatnią instancję przyjezdnych. Kolejne gole padły w końcówce tercji. „Szarotki” na moment pozwoliły poszaleć gościom w ich tercji, a potem wyprowadziły zabójczą kontrę. Akcja palce lizać! Krążek jak po sznureczku wędrował od kija Voznika do Barkrika, aż wreszcie znalazł się na kiju Dziubińskiego. Ten z pierwszego uderzył i Sobecki nawet nie zdążył zareagować. Wszystko odbywało się na dużej szybkości. 24 sekundy później hala eksplodowała szałem radości, po tym jak Kmiecik trafił do siatki pod pachą bramkarza.
- Chciałem ściągnąć Sobeckiego z bramki, ale kapitan w przerwie jeszcze wybłagał, by nie robić zmiany – mówi Jan Vavrečka.
„Na kolana! Na kolana! GKS! – skandowali kibice, gdy Kolusz najpierw przepięknym strzałem z nadgarstka podwyższył na 5:0, a chwilę później dobił uderzenie Łabuza i zmusił Sobeckiego do opuszczenia posterunku. Tychy po prostu nie istniały. „Próbowały” grać, ale to były nieudolne próby. Nie miały pomysłu na sforsowanie defensywy górali.
- Mieliśmy problemy ze zdobywaniem bramek – mówi trener tyskiej drużyny, Jan Vavrečka. – Podhale świetnie grało w defensywie. Z kolei nasi obrońcy przy pierwszym i drugim golu nie grali do końca. Odpuścili. Zabrakło moim zawodnikom serca jakie miało Podhale. Każdy jednak sprzedaje siebie.

- 60 minut zagraliśmy to co sobie założyliśmy – twierdzi Marcin Kolusz, który aż trzy razy użądlił tyszan. – Każdy z nas dał z siebie wszystko. Czasem jest tak, że jest się w odpowiednim czasie i miejscu, tam gdzie powinno sie być. Tak jak było dzisiaj. Innym razem gra się dobrze, a nic nie wpada. Super robotę wykonał Zborowski.
Bramkarz Podhala, Krzysztof Zborowski wybrany został MVP meczu. – Cieszymy się ze zwycięstwa. Przełamaliśmy się w bardzo ważnym meczu. Trudna była to seria, ale spodziewaliśmy się tego. Nikt przecież w play off tanio skóry nie sprzeda – powiedział „Zbora”.
- Pokazaliśmy, że wiemy na czym polega nowoczesny hokej. Mamy młodą drużynę, ale młodzi pokazali dzisiaj na co ich stać. Podchodziliśmy z respektem do przeciwnika, ale znaliśmy swoją wartość– mówi Milan Baranyk.
- Przed meczem byla pełna mobilizacja – twierdzi Rafał Dutka. – Wyszliśmy z wiarą w sukces i ze złością, bo w Tychach skrzywdzili nas sędziowie. To był dodatkowy bodziec. „Pasiaki” tylko wyrządzili krzywdę tyskiemu zespołowi. Rzuciliśmy się na nich jak wygłodniałe wilki i nawet ich pomoc na wiele się nie zdała.
- Zagraliśmy świetny mecz – mówi uszczęśliwiony Milan Jančuška, który miał łzy w oczach po końcowym gwizdku. – To ogromny sukces tego młodego zespołu, który jest zaczynem na kilka następnych lat. Zawodnicy pokazali góralski charakter. Zagrali z sercem. Dobrze dzisiaj broniliśmy, byliśmy świeżsi od rywala. Przez całą serię graliśmy na cztery formacje atakujące i to zdecydowało, gdy ważyły się losy półfinału. Przesunięcie Gaja do ataku było strzałem w „dziesiątkę”. Grał jako fałszywy obrońca. Jesteśmy w rytmie meczowym, czy to dobrze, czy źle okaże się już po pierwszych konfrontacjach z Cracovią. Po tym co dzisiaj pokazał zespół jestem przekonany, ze chłopcy tak łatwo się nie poddadzą.

Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 6:0 (1:0, 3:0, 2:0)
1:0 – Kolusz – Zapała (6:09),
2:0 – Baranyk – Bakrlik (20:35),
3:0 – Dziubiński – Bakrlik – Voznik (37:04 sygnalizowana kara),
4:0 – Kmiecik – Dziubiński - Malasiński (37:28),
5: 0 – Kolusz – Zapała (47:34),
6:0 – Kolusz – Łabuz (50:14).
Sędziowali: Meszyński (Warszawa) i Pachucki (Gdańsk) oraz Kubiszewski i Smura (Katowice).
Kary: 6 – 10 min.
Widzów 3000
Podhale: Zborowski; Dutka – Sroka, Ivičič – Sulka, Łabuz – D. Galant; Baranyk – Voznik – Bakrlik (4), Kapica – Zapała – Kolusz, Malasiński – Dziubiński (2) – Kmiecik, Ziętara - Bryniczka - Gaj. Trener Milan Jančuška.
GKS Tychy: Sobecki ( 50:14 Witek); Gonera – Śmiełowski, Kotlorz (2) – Majkowski, Mejka - Jakeš; Witecki – Parzyszek (2) – Bacul, Paciga – Garbocz – Proszkiewicz (6), Bagiński – Krzak – Woźnica, Maćkowiak – R. Galant – Wołkowicz. Trener Jan Vavrečka.

Stefan Leśniowski
Foto Mateusz Leśniowsk

Komentarze







reklama