Brzeski tuż przed wyjazdem zza Ocean, w rozmowie z Igorem Marczakiem dla Polsatu Sport, zanalizował swojego rywala. „W ostatniej walce z Kamilem Mindą pokazał, że potrafi mocno uderzyć prawą ręką. Muszę na to uważać. Z kolei zdziwiło mnie to, że nie kopie. Właściwie to trudno cokolwiek wywnioskować z jego walk. Nawet nie obalał. Przede wszystkim dociskał do siatki i mocno bił. Idealny scenariusz na tę walkę jest taki, że ją wygrywam i wychodzę z niej cały i zdrowy. Niczego więcej mi nie potrzeba”. Łukasz dodał również, że: „Z czasem zaczęło do mnie docierać, jak daleko doszedłem. Teraz postawiłem sobie nowe cele. Chcę zajść jeszcze dalej”.
Polak jest zdecydowanie lżejszy od rywala (o 13 kg), ważył poniżej limitu wagowego, bo tylko 107 kg. Słowak był faworytem, już zdołał poznać smak walk w UFC. W pierwszym starciu poroninianin trzymał się taktyki. Dobrze operował lewym, nie pozwalał się zepchnąć do siatki, gdzie Słowak w klinczu czuje się jak ryba w wodzie. Dobra runda Polaka.
Buday to sprawny, silny jak tur zawodnik, z twardą szczęką. Wydawało się, że ciosy Polaka nie robiły na nim większego wrażenia. Tempo w drugim starciu spadło. Brzeski wyprzedzał prostymi rywala. Stosował kombinacje trzech – czterech ciosów. Sfrustrowany rywal imał się rozpaczliwych ataków. W wymianie ciosów Polak był lepszy. Podobnie jak pierwsza, tak i druga runda świetna w wykonaniu poronianina.
Słowak w trzecim starciu musiał wszystko postawić na jedną kartę. Wygranie rundy nie koniecznie mogło mu dać wygraną w całym starciu. Ta runda była najlepsza w wykonaniu naszego południowego sąsiada. Próbował sprowokować Polaka do chaotycznej walki, bo w tym szukał szansy na sukces. Brzeski nie dał się sprowokować, ale… werdykt nie był korzystny dla Polaka. Nam ten werdykt się nie spodobał. Polak był niepocieszony. Przegrał po niejednomyślnej decyzji 29-28, 28-29, 29-28 dla Budaya.
Stefan Leśniowski