25.02.2010 | Czytano: 1070

Tyska twierdza zdobyta!

Hokeiści Podhala wyspecjalizowali się ostatnio w dostarczaniu dreszczowców. Z Jastrzębiem uraczyli widzów nieprzeciętnymi emocjami, dzisiaj było podobnie. Przegrywali 0:1, by w końcówce przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę. Już tylko dwóch wygranych potrzebują podopieczni Milana Jančuški, by zagrać w wielkim finale.

Górale rozpoczęli spotkanie na cztery formacje atakujące i trzy pary obronne, a miejscowi na trzy piątki. – Ryzykowanie grają. Tyscy staruszkowie mogą nie wytrzymać kondycyjnie trudów nie tyle tego meczu, lecz całej serii – komentowali kibice Podhala, którzy zjawili się tyskim obiekcie. Pojawił się na nim również Wiesław Wojas w asyście prezesa spółki Andrzeja Podgórskiego.

Tyszanie musieli wygrać to spotkanie, bo w przeciwnym razie stawiali się w trudnej sytuacji. Podhalanie przystąpili do potyczki z bonusem, a więc im do szczęścia (czytaj: wejścia do finału) potrzeba trzech zwycięstw. Tyszanie muszą wygrać cztery, a więc nie mogli sobie pozwolić na porażkę na własnych śmieciach. Musieli atakować. „Szarotki” doskonale wiedziały co jest najmocniejszym atutem gospodarzy. Rozpoczęły mecz wyjątkowo skoncentrowane i uważnie w obronie. Gospodarze mieli jednak problemy z przedostaniem się w pobliże bramki Zborowskiego. Próbowali go zaskoczyć strzałami z dystansu. Najbardziej aktywny był Paciga, były gracz Podhala. Nowotarżanie rozbijali ofensywne zamiary przeciwnika i kontrowali. Już z pierwszej akcji Sroki z Koluszem mogli objąć prowadzenie. Najlepszą okazję na otwarcie wyniku miał duet Ivičič- Voznik. Słowacki defensor zamarkował strzał i wrzucił krążek stojącemu pod bramką Voznikowi. Ten jednak się nie zorientował i ”guma” przeszła mu między nogami. Podhalanie grali agresywnie, stąd zainkasowali trzy wykluczenia. Jednak tylko dwa razy grali w osłabieniu. Tyszanie wtedy nie zagrozili bramce strzeżonej przez Zborowskiego.

W 20 minutach dwa razy krążek zatrzepotał w siatce, ale w obu przypadkach sędzia nie wskazał na środek lodowiska. Krążek znalazł się w bramce Podhala, po podaniu ręką, a za plecami Sobeckiego, gdy była ruszona bramka ( strzelał Dziubiński).

Druga tercja również nie była rewelacyjna. Toczyła się wolnym tempie i znowu krążek nie znalazł drogi do siatki. Nawet, gdy zespoły grały o jednego zawodnika więcej, bardzo niemrawo rozgrywane były „zamki”. Podhale zaraz po przerwie, przez cztery minuty, grało pięciu na czterech i oddało zaledwie trzy strzały z...niebieskiej linii. Sobecki nie miał z nimi problemów. W 34 minucie Sokół sprezentował krążek Malasińskiemu, ale ten zamiast podawać Koluszowi trafił wprost w golkipera gospodarzy. Bardzo asekuracyjnie grała zespoły. Tyski szkoleniowiec w końcówce na dwie zmiany puścił na lód niepełną czwartą formację.

Kto pierwszy popełni brzemienny w skutkach błąd? Popełnili go nowotarżanie. W 47 minucie Garbocz z bliska zmusił do kapitulacji Zborowskiego. Zemściła się niewykorzystana sytuacja przez Baranyka, kilkanaście sekund wcześniej po zagraniu Voznika. „Baran” z bliska nie trafił w krążek. Odpowiedź górali przyszła w 50 minucie, gdy na ławce kar przebywał Krzak. Suur w swoim stylu z niebieskiej linii przestrzelił Sobeckiego. Z kolei gdy Garbocz odsiadywał dwie minuty w identyczny sposób pokonał Sobeckiego Dutka. 62 sekundy przed końcem trzeciej tercji na ławkę kar powędrował Baranyk, a gospodarze wzięli czas i wycofali bramkarza. Po wygraniu bulika umieścili krążek w nowotarskiej bramce, ale...po gwizdku. Potem mieli problemy z wtargnięciem do strefy Podhalan, bo Zapała długo trzymał krążek w ich tercji. MVP spotkania zostali obaj bramkarze.

- Dostałem podanie od Suura i uderzyłem z pierwszego – mówi strzelec zwycięskiego gola, Rafał Dutka. – Szczęście dopisało, bo „guma” odbiła się od barku jednego z obrońców i zaskoczyła Sobeckiego. To co sobie założyliśmy zrealizowaliśmy. Cały czas utrzymywaliśmy równe tempo gry, którego nie wytrzymali rywale. Być może dlatego, że grali na trzy formacje, a my na cztery. Nerwowo zrobiło się, gdy straciliśmy gola, ale szybko odpowiedzieliśmy.

- Mówiłem przed wyjazdem, że będę miał dobre wieści. Cel jaki sobie założyliśmy, a więc wygranie co najmniej jednego meczu został zrealizowany już w pierwszej potyczce – mówi szczęśliwy drugi trener „Szarotek”, Marek Ziętara. – Mecz walki. Przez 60 minut trwał bój o każdy skrawek lodowiska. Nikt nie miał czasu i miejsca na długie rozgrywanie „gumy”, bo zaraz na plecach siedział mu rywal. Dlatego żadnych finezyjnych sztuczek czy akcji nie było. W play off nie najważniejsze jest piękno, ale końcowy rezultat. Bardzo uważnie graliśmy w defensywie i czyhaliśmy na błąd przeciwnika. Jeśli nadarzyła się okazja, to graliśmy wysokim pressingiem. Byliśmy w końcówce meczu świeżsi, bo cierpliwie i jak najdłużej graliśmy na cztery formacje. Dopiero ostatnie 10 minut na trzy. Świetnie rozłożyliśmy siły. Cała drużyna zasłużyła na słowa uznania. Świetnie w bramce spisywał się „Zbora”.

GKS Tychy – Podhale Nowy Targ 1:2 (0:0, 0:0, 1:2)
1:0 – Garbocz – Woźnica – Wołkowicz (46:24),
1:1 – Suur – Dutka (49:56 w przewadze),
1:2 – Dutka – Suur (57:24 w przewadze).

Sędziowali: Wolas i Porzycki (Oświęcim) oraz Madeksza i Matlakiewicz (Sosnowiec).
Kary: 14 – 18 min.
Widzów 3000
Stan rywalizacji play off: 0:1.

GKS Tychy: Sobecki; Gonera (2) – Śmiełowski, Kotlorz (2) – Jakeš (2), Sokół – Majkowski; Paciga – Parzyszek (2) – Bacul, Woźnica – Garbocz (2) – Proszkiewicz (2), Bagiński – Krzak (2) – Wołkowicz, Witecki, R. Galant. Trener Jan Vavrečka.
Podhale: Zborowski; Ivičič (2) – Sroka, Dutka – Suur (2), Łabuz – D. Galant (2); Malasiński (2) – Zapała – Kolusz (4), Baranyk (2) – Voznik – Bakrilik, Ziętara – Dziubiński (2) – Kmiecik, Kapica (2) – Bryniczka – Sulka. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama