23.02.2010 | Czytano: 1209

Zęby na lodzie

W play off nie ma łatwych meczów. Przekonali się o tym hokeiści nowotarskiego Podhala. Mimo, iż mieli bonus, czyli jedno spotkanie mniej do wygrania niż przeciwnik, to dosłownie rzutem na taśmę uratowali honor. Jastrzębianie w pierwszym meczu w Nowym Targu otrzymali dar w postaci wygranej i uwierzyli, że mogą 18- krotnych mistrzów Polski wyrzucić za burtę.

Na swoim lodowisku walczyli jak lwy. Nie było dla nich straconych krążków. Grali twardo, a gdzie drwa rąbią, tam trzaski lecą. Może coś o tym powiedzieć Piotr Kmiecik, któremu już w pierwszym meczu w Jastrzębiu uszkodzono trzy zęby. Wszystko działo się w pierwszej tercji, na środku lodowiska. Akcja była ciut podobna do tej, w której Alexander Owieczkin zbodiczkował Jaromira Jagra podczas igrzysk w Vancouver. Różnica polegała na tym, że gwiazda czeskiego hokeja nie ucierpiała, za to jego drużyna straciła gola.

- Była 10 minuta meczu, kiedy na środku lodowiska zderzyłem się z Pavlem Zdrahalem - opowiada Piotr Kmiecik. – Napastnik JKH podniósł troszkę wyżej kij i trafił mnie w szczękę. Po takim ataku nie pozostało mi nic innego jak tylko wypluć zęby. Złamały się w połowie. Bólu nie odczuwałem. Na jutro zamówiłem wizytę u dentysty.

- Spodziewaliście się aż takiego oporu jastrzębian?
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że play off to nie zasadniczy sezon, że drużyna teoretycznie słabsza, nie mająca nic do stracenia, tanio skóry nie sprzeda. Wygrywając spotkanie w Nowym Targu poczuła krew. Zdała sobie sprawę, że może być autorem sporego kalibru sensacji. Jeszcze bardziej w to uwierzyła, gdy wygrała piątkowe spotkanie. Była na fali. Nam zabrakło siły przebicia. Stwarzaliśmy groźne sytuacje, ale rzadko kończone były celnymi strzałami w światło bramki. „Guma” albo minimalnie mijała słupek, albo szybowała nad poprzeczką, bądź padała łupem bramkarza. Jastrzębie grało zdyscyplinowanie w swojej tercji obronnej. Było kilka momentów, które zaważyły na końcowym rezultacie. W obu spotkaniach byliśmy zespołem goniącym, przegrywającym na początku trzeciej tercji 1:3. W pierwszej potyczce udało nam się doścignąć przeciwnika, ale w karnych był lepszy. Nazajutrz prowadziliśmy i zmarnowaliśmy kilka świetnych okazji na podwyższenie rezultatu. Gdybyśmy prowadzili chociaż 2:0, to mecz potoczyłby się inaczej. Gospodarze wykorzystali dwie sytuacje i postawili nas pod murem. Wtedy różne myśli człowiekowi przychodzą do głowy. Na szczęście za boksem była liczna grupa naszych kibiców, która głośnym dopingiem wspierała nas. Niesieni na fali dopingu zdołaliśmy zdobyć kontaktowego gola, po którym urosły nam skrzydła. Przeciwnik zaś stracił pewność. Z minuty na minutę grał nerwowo i popełniał błędy, które wykorzystaliśmy.

- Po morderczych bojach z JKH czeka was znacznie groźniejszy rywal. Jesteście go w stanie przejść?
- Myślę, że wyjście z jastrzębskiej opresji podbuduje nas psychicznie. Tyszanie są groźni na swoim lodowisku. Panuje tam gorąca atmosfera, dosłownie ( wysoka temperatura) i w przenośni. Ich kibice są szóstym graczem. W tym „kotle czarownic”, jak często nazywany jest obiekt w Tychach, obcym trudno się gra. W sezonie zasadniczym pokazaliśmy jednak, że nawet w „kotle” potrafimy wygrywać. Jesteśmy w stanie tyszan przełamać.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama