15.02.2010 | Czytano: 1357

Nie tak miało być

- To zwycięstwo było dzisiaj wkalkulowane – mówił szczęśliwy po ostatnim gwizdku trener JKH, Wojciech Matczak. Pod szatnią jastrzębian panowała euforia. Z gratulacjami pospieszyli też działacze klubu.

Bardzo chętnie wywiadu udzielał Maciej Urbanowicz. - Przyjechaliśmy zwyciężyć i się udało. Wiedzieliśmy, że dokonać tego możemy tylko w pierwszym meczu, bo gramy na trzy piątki, a w sytuacjach kryzysowych na dwie – mówił. Nie potrzebne byłyby karne, gdy w dogrywce wykorzystał sytuację sam na sam. W ostatniej chwili, tuż przed oddaniem strzału, uciekł mu krążek. - Pech mnie prześladuje w tym sezonie. To odbija się na psychice. Podhale w pierwszej tercji było lepsze. Staraliśmy się bronić. Świetnie zagrała nasza trzecia formacja. To ona wywalczyła nam wygraną.

O mały włos, a nie zagrałby. Nie został wpisany do protokołu. Kierownik drużyny dwukrotnie w drugiej formacji zaznaczył Danieluka. – Zapomniałeś go wpisać, a on ma dzisiaj trzy gole strzelić – żartował trener Wojciech Matczak przed pierwszym gwizdkiem. Zresztą był w świetnym humorze. – Wygramy dzisiaj. To nawet nie przeczucie.
Nie pomylił się, chociaż po 20 minutach gry na sensację się nie zanosiło. Stroną dyktującą warunki na tafli byli gospodarze. Stwarzali sytuacje, ale tylko raz czarny kauczukowy przedmiot znalazł się w bramce przeciwnika. Ten przede wszystkim myślał o zabezpieczeniu własnej bramki. Grał jednym zawodnikiem z przodu, a reszta zagęściła strefę środkową przed własną tercją obronną. – Czyhaliśmy na błąd przeciwnika, by go skontrować – odparł Maciej Urbanowicz.
Długo jednak tak grać nie mogli, bo popełnili błąd brzemienny w skutkach. Gdy grali w przewadze, co prawda oddali dwa strzały z niebieskiej linii, ale bardzo niecelne.  Za to nadziali się na kontrę Dziubińskiego. Na szczęście dla nich nie została wykorzystana. Jednak chwilę później, gdy ławkę kar opuścił Bakrlik, Baranyk zagrał do niego na krótki słupek. „Franek” dołożył tylko łopatkę kija i krążek wylądował w przeciwległym rogu bramki. W 10 minucie brawa nagrodziły indywidualną akcję Kapicy niemal przez całe lodowisko. Zborowski nie miał zbyt wiele pracy, krążki fruwały mu nad poprzeczką lub obok słupków. Najlepszą okazję zmarnował Lipina w 14 minucie. Minutę później Zapała zza bramki podał do Kolusza, ten uderzył z pierwszego, ale wprost w Kossowskiego. W 19 minucie „guma” po zamieszaniu podbramkowym stanęła w polu bramkowym Podhala i spokojnie wyprowadził ją Kolusz. W ostatniej minucie tercji Suur minął już golkipera i...padł na lód.
- Szkoda pierwszej tercji – żałował trener Podhala. – Mogliśmy prowadzić 3:0 i byłoby po zabawie.

Druga tercja nie była już tak ciekawa, mimo iż padły trzy gole. Rozpoczęła się fatalnie dla gospodarzy. Nie dość, że Zborowski sprezentował dwa gole, to jeszcze bez przerwy jego koledzy wędrowali na ławkę kar. Mieli szczęście, że goście fatalnie rozgrywali przewagi. Przyjezdni dwukrotnie wyrównywali nie po strzałach, ale wrzutkach na bramkę „Zbory”. Golkiperowi Podhala zabrakło w obu przypadkach koncentracji. Na świetną trójkową kontrę Podhala, zakończoną trafieniem Zapały pod poprzeczkę, odpowiedzieli po 29 sekundach. Świetnej sytuacji nie wykorzystał Dziubiński, a Danieluk ostemplował słupek.
To  rozochociło gości. Próbowali Zborowskiego pokonać strzałami z dystansu. Wtedy jego vis a vis Kosowski popełnił błąd. Bakrlik z narożnika lodowiska wrzucił krążek przed bramkę, ten zaplątał mu się między nogami i Malasiński wykorzystał to z zimną krwią. Gdy goście nie wykorzystali 103-sekundowej podwójnej przewagi, wydawało się, że nic się już nie zmieni. Tymczasem przyjezdni w 56 minucie wyprowadzili zabójczą kontrę. Dogrywka nie przyniosła zmiany rezultatu, mimo iż gospodarze wychodzili ze skóry. W karnych więcej opanowania wykazali jastrzębianie i sensacja stała się faktem.

Nic więc dziwnego, że hokeiści Podhala schodzili do szatni przygnębieni. Chyba nie spodziewali się, że trzeba będzie przełknąć gorzką pigułkę.
- Nie tak miało być, ale to jest sport – przekonuje kapitan „Szarotek”, Rafał Sroka. - Po pierwszej bardzo dobrej tercji stanęliśmy. Nie wiem co się z nami stało. Nikt jednak nie mówił, że będzie łatwo. To jest play off, całkiem inna bajka niż sezon zasadniczy. Dopóki jednak krążek w grze, nie należy nas skreślać. W Jastrzębiu musimy po prostu wygrać.
- Po błędach Zborowskiego straciliśmy dwa gole i w nasze szeregi wkradła się nerwowość – mówi Milan Jančuška. – Prowadząc 3:2 koszmarny błąd w kryciu kosztował nas utratę gola.
- Byliśmy dzisiaj walczącym kolektywem,. Graliśmy ciałem, szybko jeździliśmy i dużo strzelaliśmy. Mieliśmy trochę szczęścia, ale jeśli się strzela, to zawsze coś wpadnie. Wiedzieliśmy, że tą drużynę stać, by napsuć krwi faworytom. Jutro zagramy podobnie. Cieszy nas, że przedłużyliśmy serię i Podhala przyjedzie do Jastrzębia. Karne ćwiczymy na każdym treningu – powiedział Jacek Chrabiański, drugi trener JKH.

Podhale Nowy Targ – GKS JKH Jastrzębie 3:4 (1:0, 1:2, 1:1, 0:0) karne 1:2
1:0 – Bakrlik – Baranyk – Suur (6:41),
1:1 – Byrk – Zdrahal – Lipina (20:30 czterech na czterech),
2:1 – Zapała – Kolusz – Baranyk (25:31 sygnalizowana kara),
2:2 – Kiełbasa - Kulas – Kąkol (26:00),
3:2 – Malasiński – Bakrlik – Suur (43:14),
3:3 – Kulas – Kąkol - Kiełbasa (55:07),
3:4 – Lipina (karny).
Sędziowali: Pachucki (Gdańsk) - Hyliński (Oświęcim), Bernacki (Sosnowiec).
Stan rywalizacji play off: 0:1.
Kary: 18 – 10 min.
Widzów 1200.
Podhale: Zborowski; Ivičič (2) – Sroka, Suur (4) – Dutka (2), D. Galant – Łabuz; Baranyk (2) – Zapała (2) - Kolusz, Kapica – Voznik – Bakrlik (4), Malasiński (2) – Dziubiński – Kmiecik. Trener Milan Jančuška.
JKH: Kosowski; Byrk – Wolf, Labryga (2) – Piekarski (4), Pastryk (2) – Górny; Zdrahal – Zdenek (2) – Lipina, Danieluk – S. Kowalówka – Urbanowicz, Kiełbasa – Kąkol - Kulas. Trener Wojciech Matczak.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama