- Ważny mecz wygraliśmy. Może mieć duże znaczenie w play off. Do łatwych jednak nie należał. Były w nim momenty dobrej gry, ale także szarpanej. W trzeciej tercji broniliśmy wyniku. Niepotrzebnie złapaliśmy kilka głupich kar – twierdzi kapitan „Szarotek”, Rafał Sroka.
- Staraliśmy się grać swoje, ale nie wyszło. Przegraliśmy kluczowy mecz do play off – powiedział Adam Bagiński. – W play off będziemy musieli z Podhalem oddać serce, zmobilizować się do maksimum.
Mecz dla niego i kolegów rozpoczął się wyśmienicie. W 3 minucie wykorzystali grę w przewadze. Jako strzelca podano Bagińskiego, lecz na stanowiskach dziennikarskich zdania były podzielone. Jedni popierali decyzję arbitra, inni twierdzili, iż krążka nie dotknął. Dziwna to była bramka. Krążek majestatycznie wtoczył się do bramki przy słupku, mimo rozpaczliwej interwencji Zborowskiego. Wyciągnął się jak długi i wydawało się, że dosięgnie go potężnym „rakiem”.
Szybko jednak dysputy skończono, bo 20 sekund później Bakrlik ( on przebywał na ławce kar, gdy Podhale straciło bramkę), zaraz po wtargnięciu do tyskiej tercji oddał strzał, który znalazł lukę między nogami Sobeckiego. Golkiper gości nie może uznać tej interwencji za udaną. Potem garno w...szachy. Drużyny zagęściły środkową tercję i bardzo trudno było im wypracować klarowną sytuację. Próbowano więc szczęścia strzałami z dystansu – Gruszka i Sroka z jednej strony, Proszkiewicz i Witecki z drugiej. 13 minuta okazała się feralna dla przyjezdnych. Baranyk z korytarza międzybulikowego trafił w okienko tyskiej bramki. Największe niebezpieczeństwo góralom groziło, gdy na tafli przebywała trzecia tyska piątka. Ona doprowadziła do wyrównania. Krzak chciał objechać bramkę i – jak mawiają hokeiści – z zakrystii zaskoczyć „Zborę”, ale ten był na posterunku. „Guma” jednak trafiła na kij Bagińskiego i... za moment odbierał gratulacje od kolegów.
- Jak zwykle druga tercja dobra w naszym wykonaniu - spostrzegł prezes Podhala, Andrzej Podgórski. Jego drużyna w tej odsłonie była panem na tafli. Grała szybkim krążkiem i bez przerwy dzwoniono na alarm pod świątynią Sobeckiego. Już w 23 minucie „Szarotki” otrzymały szansę gry w 93 – sekundowej podwójnej przewadze. Po 31 sekundach Kolusz (zmienił lot krążka, zasłaniając bramkarza, po wrzutce Ivičiča z niebieskiej linii) zwolnił jednego tyszanina z ławki kar. Goście zagrażali bramce Podhala tylko strzałami z dystansu. Najgroźniej „wypalił” Bacul, ale parkan Zborowskiego był na posterunku. Dłużej w tercji górali przebywali tylko w liczebnej przewadze. W 33 minucie górale przeprowadzili akcję trzy na jeden. Baranyk długo zwlekał z podaniem, gdy tyszanie się rozjechali, kapitalnie wystrzelił, ale klasę pokazał Sobecki. Kilkanaście sekund później nowotarska hala eksplodowała. Suur uderzył z niebieskiej linii, krążek odbił się od kija Voznika i parabolicznym lotem, nad parkanem Sobeckiego wylądował w samym narożniku tyskiej bramki.
- To była przemyślana akcja. Krążek od patki się odbił i... wpadło. Niech sobie pan wyobrazi, że dzisiaj się dowiedziałem, że nie jedziemy na igrzyska olimpijskie. Czekałem na nominacje Wiktora Pysza. Specjalnie się przygotowywałem do Vancouver – dobry humor nigdy nie opuszcza Martina Voznika.
W trzeciej tercji w rolach głównych wystąpili sędziowie. To z ich winy doszło 33 sekundy przed końcową syreną do bójki pomiędzy Koluszem i Kotlorzem.
– Za taką pracę nie należy im się wypłata - złościł się bardzo zdenerwowany prezes Podhala, wypowiadając te słowa do obserwatora Jana Zajączkowskiego.
en usprawiedliwiając arbitrów pokazał co napisał w protokole – „ Punkty wznowień i linie nadal mało widoczne”.
To prawda, od kilku meczów nawet z trybun nie widać linii, ale to żadne usprawiedliwienie, bo najwięcej uwag było do głównego. Z kolei do brudu na obiekcie i braku gospodarza na nowotarskim obiekcie, już dawno stali bywalcy się przyzwyczaili. Dyrektor jest, ale na papierze i... co miesiąc przy kasie. Facet po prostu nie do ruszenia, bo to kolega burmistrza.
– Sędzia był najgorszym aktorem widowiska. Nie nadążał za akcjami. On już w Jastrzębiu tragicznie gwizdał – powiedział Milan Jančuška. – Nie był przygotowany do meczu. Szybkie tempo dwóch tercji go zabiło. W trzeciej jeździł jakby był na urlopie – dorzucał Jan Vavrečka.
Nie było bramek w tej odslonie, ale mimo wszytko można było zauważyć kilka rodzynków, w tym zakalcu upieczonym przez „pasiaków”. Choćby kapitalna akcja Baranyka z Malasińskim, oraz kilka efektownych wejść ciałem, m. in. – Kolusza i Suura. Po bodiczku tego ostatniego Bagiński zrobił efektowne salto i przeleciał przez plecy nowotarżanina.
– Dwie bramki straciliśmy po indywidualnych błędach, kiedy zawodnik był niepokryty pod bramką. W trzeciej tercji górale zmienili taktykę. Bronili wyniku – to opinia trenera tyskiej drużyny.
- Zawodnicy włożyli w mecz wiele serca – przekonywał trener „Szarotek”. - Zdawali sobie sprawę, że był to kluczowy pojedynek, jakby pierwszy w półfinale play off. Zwycięstwo mogło być bardziej okazałe, bo zmarnowaliśmy jeszcze sporo doskonałych sytuacji. W trzeciej tercji kontrolowaliśmy grę.
Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 4:2 (2:2, 2:0, 0:0)
0:1 – Bagiński – Krzak – Witecki (2:59 w przewadze),
1:1 – Bakrlik – Suur (3:19),
2:1 – Baranyk – Zapała – Kolusz (12:57),
2:2 – Bagiński –Krzak (17:27),
3:2 – Kolusz – Ivičič – Sroka (22:31 w podwójnej przewadze),
4:2 – Voznik – Suur – Ziętara (32:26).
Sędziowali: Marczuk – Szachniewicz, Moszczyński (Toruń).
Widzów 1500.
Podhale: Zborowski; Ivičič – Sroka, Suur – Dutka, D. Galant – Łabuz; Baranyk (2) – Zapała – Kolusz (4), Ziętara (2) – Voznik – Bakrlik (6), Malasiński – Bryniczka – Gruszka (4). Trener Milan Jančuška.
GKS: Sobecki; Gonera (2) – Śmiełowski, Kotlorz (4) – Jakeš (2), Sokół (2) – Mejka; Proszkiewicz – Garbocz – Woźnica, Bacul (4) – Parzyszek (2) – Paciga, Witecki – Krzak (4) – Bagiński, Trener Jan Vavrečka.
Kary: Podhale – 20 ( w tym 2 tech,) min., GKS – 20 min.
Złoty kij: Podhale - Kolusz, GKS - Gonera, Sport - Kolusz.
Stefan Leśniowski