Lesław Ossowski to ikona Szarotki. Zdobył z nią pod rząd dziesięć mistrzowskich koron, co jest rekordem godnym wpisania do księgi Guinnessa. W tym czasie tylko raz opuścił spotkanie swojej drużyny. Po raz drugi spotkało go to „nieszczęście” w minioną sobotę. Angina była silniejsza od niego i kazała mu pozostać w łóżku. Mistrzowie Polski wystąpili więc bez kapitana, ale poradzili sobie znakomicie.
Tyszanie mogą tylko podziękować nowotarżanom, że ci mają gołębie serca i nie chcieli na nich wykonywać okrutnego wyroku. Gra bowiem cały czas toczyła się w strefie przyjezdnych. Mistrzowie jednak przyjęli zasadę rozgrywania piłeczki metodą tysiąca podań. Jakby chcieli z nią wjechać do bramki. Ładnie to wyglądało dla oka, ale brakowało strzałów, a bez nich goli się nie zdobywa. Dlatego w pierwszych dwóch odsłonach ażurowa piłeczka tylko cztery razy zatrzepotała w bramce unihokeistów z piwnego miasta.
Wynik spotkania otwarł Bocheński, w swoim stylu. Goście szybko jednak odpowiedzieli i wydawało się, że nawiążą walkę. Mistrzowie szybko wybili im to z głowy. Po błędzie w wyprowadzeniu piłeczki, gospodarze rozklepali defensywę i Tomalak nie dał szans bramkarzowi. Potem Ligas zakończył kombinacyjną akcję Szarotki, a w drugiej tercji na listę strzelców wpisał się Lech. Goście protestowali, że piłeczka odbiła się od nogi, ale ... – Odbicie było przypadkowe i nie miało wpływu na grę. Bramka została zdobyta prawidłowo - powiedział prowadzący zawody, Ryszard Kaczmarczyk.
Na początku trzeciej tercji goście cieszyli się ze zdobyczy bramkowej, ale to nie oni wpakowali piłeczkę do bramki. Uczynili to sami nowotarżanie. Ta sytuacja do tego stopnia ich zeźliła, że zaprzestali gry systemem wielokrotnych podań. Dwa, góra trzy podania i oddawali strzał.
W końcówce o mały włos a doszłoby do rękoczynów. Zdecydowanie wkroczyli sędziowie i rozdzielili „koguty”. – W głowię ci się poprzewracało – krzyknął do swojego zawodnika, Artur Kasperek.
- Tomalak został popchnięty na bandę, nie wytrzymał nerwowo i uderzył rywala kijem. Otrzymał za to 5 minut. Tyszanie próbowali sami wymierzyć sprawiedliwość i również odesłani zostali na ławkę na dwie minuty – wyjaśniał sytuację arbiter, Ryszard Kaczmarczyk.
- Nasz zawodnik sprowokował całe zajście. Będziemy musieli wyciągnąć konsekwencje, bo brzydko się zachował – zapowiada Artur Kasperek, który był strzelcem ostatniego gola. - Rozegraliśmy super meczyk, szczególnie w obronie. Oni oddali tylko siedem strzałów na naszą bramkę. Z dobrej strony pokazali się juniorzy. Przede wszystkim mądrze zagrali.
W rewanżu mistrzowie długo się budzili ( mecz rozpoczął się o 9) i rywal miał okazję z podniesioną głową schodzić na pierwszą przerwę. W 14 minucie objął nawet prowadzenie 2:1, ale nie utrzymał go do końca odsłony. Gra gospodarzy przypominała zabawę w kotka i myszkę. Wspaniałymi zagraniami tyszanie byli wręcz ośmieszani, ale górale za mało strzelali. Chcieli efektownie zakończyć akcje strzałami do „pustaka”. To się im udało tylko dwa razy.
Po przerwie nastąpiło przebudzenie Szarotki, która przyspieszyła tempo akcji i zaczęła strzelać z każdej nadarzającej się pozycji. Niemniej akcji różnego autoramentu nie brakowało. Były zespołowe i indywidualne, kombinacje dwójkowe i trójkowe, szczególnie w wykonaniu tercetu Bocheński – Augustyn – Lech. Oni po prostu rozklepywali defensywę rywali i wjeżdżali z piłeczką do pustej bramki. – Bez kija mogliby grać – żartował Artur Kasperek.
Były też gole zdobyte z dystansu. Jak choćby ten Wojtaka z 30 minuty. Uderzył z połowy boiska i piłeczka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od parkietu i wpadła pod poprzeczkę do siatki. Większość goli była filmowa. Goście praktycznie już nie istnieli. Rzadko przekraczali linię środkową, a jeśli już decydowali się śmielej zaatakować, to była to woda na młyn nowotarżan, którzy kłuli przeciwnika zabójczymi kontrami. Z upływem minut widać było, że goście tracą siły. Ich podania kompletnie nie dochodziły do adresatów, były przechwytywane przez gospodarzy.
W drugiej tercji tyszanom udała się tylko jedna akcja. Po minięciu obrońcy napastnik z miasta piwnego znalazł się oko w oko z bramkarzem, ale nie zdołał oddać strzału, bo był faulowany. Sędzia podyktował karnego, którego na bramkę zamienił Kozieł.
- Pierwszą tercję przespaliśmy – przyznaje Artur Kasperek. – Niemniej rozkręcaliśmy się z każdą minutą i od drugiej tercji graliśmy już na właściwych „torach”. Praktycznie gra toczyła się na połowie rywala, który sporadycznie gościł pod naszą bramką. Oni tylko wrzucali piłeczkę w naszą strefę obronną, bo na zawiązanie jakiejś składnej akcji nie było ich stać. Wynik jest za niski jak na naszą przewagę. Mogliśmy jeszcze dorzucić 6- 7 goli, bo sytuacji było w multum. Zagraliśmy świetnie w ataku i obronie, chociaż trzeba jeszcze popracować nad bardziej skuteczną grą w tyłach.
Blast Szarotka Nowy Targ - Jadberg Pionier Tychy 8:2 (3:1, 1:0, 4:1) i 13:4 (2:2, 5:1, 6:1)
I mecz:
1:0 - Bocheński (2:46),
1:1 - Kolanowski (6:32),
2:1 - Tomalak - Wątorek (7:10),
3:1 Ligas - Bocheński (17:32 w przewadze),
4:1 Lech - Ligas (25:52 w przewadze),
4:2 - samobójcza (42:03),
5:2 - Lech - Kasperek (44:22),
6:2 - Ryś (49:21),
7:2 - Bocheński (55:15),
8:2 Kasperek – Augustyn (56:54 w przewadze czterech na trzech).
II mecz:
1:0 - Wątorek (2:45),
1:1 - Carina – Diaków (8:03),
1:2 - Kolanowski - Diaków (13:03),
2:2 - Lech (19:46),
3:2 – Lech (22:15),
4:2 - Sawina - Wątorek (23:12),
5:2 - Sawina - Wojtak (27:07),
6:2 - Wojtak - Tomalak (30:00),
7:2 - Augustyn (31:01),
7:3 - Kozieł (35:26 rzut karny),
8:3 - Bocheński - Ligas (40:48),
9:3 - Ligas - Bocheński (43:17),
9:4 - Kozieł (43:57),
10:4 - Augustyn - Bocheński (46:04),
11:4 - Lech - Bocheński (49:28),
12:4 – Kasperek – Ligas (57:19 czterech na czterech),
13:4 – Augustyn (59:19).
Sędziowali: Karolina Piekarczyk i Ryszard Kaczmarczyk (Nowy Targ).
Blast Szarotka: Batkiewicz (49:21 Bujak); Ligas – Kasperek, Rys – Korwel, Wojtak (0+2) – Kawa (2); Lech – Augustyn – Bocheński, Budzoń – Chlebda – Lech, Wątorek (2) – Sawina – Tomalak (5). W drugim meczu w 34:20 do bramki za Batkiewicza wszedł Bujak.
Jadberg Pionier: Piechociński; Borecki – Kozieł, Michna – Sajewicz, Rys (2); Puk – Kozic (0+2) – Carina (2), Jakubiec – Kolanowski (2) – Diaków.
Czyżby unihokeiści znad morza chcieli zostać drugą siłą w polskim unihokeju? Górale, wicemistrzowie kraju, po raz drugi w tym sezonie musieli uznać ich wyższość. Trzeba przyznać, iż wejherowianie wywarli ogromne wrażenie na obserwatorach. Zagrali po profesorku zarówno w obronie jak i ataku.
Ten mecz, przez swoją dramaturgię na pewno na długo wryje się w pamięć kibiców. Początek jednak nie zapowiadał sensacyjnego rozstrzygnięcia. Nowotarżanie kontrolowali grę i powinni co najmniej dwa razy ulokować piłeczkę w bramce przeciwnika. Goście pozwolili się jednak wyszumieć gospodarzom i przystąpili do niszczycielskiej roboty. W odstępie 36 sekund zdobyli dwa gole. Szczególnie drugie trafienie było godne parkietów świata. Kujawa wykonywał w krzyża rzut wolny, obrócił się z piłeczką o 360 stopni i wpakował ją, mimo ostrego kąta, w przeciwległy górny róg bramki. 42 sekundy później gospodarze odpowiedzieli golem po świetnej kontrze Siaśkiewicza z Kostelą, ale tuż przed przerwą Bobrzycki z połowy boiska „szczurem” pokonał Guzika.
- Dużo biegaliśmy w pierwszych 10 minutach i przeciwnik nie miał nic do powiedzenie – mówi grający trener Górali, Dominik Siaśkiewicz. – Później stanęliśmy. Wykorzystał to przeciwnik, który widział się na boisku i grał zespołowo.
Goście w pierwszej tercji stosowali ciekawy wariant gry w wyrzutem piłeczki przez bramkarza. Od razu rozbiła się przewaga i było zagrożenie pod bramką Górali. Z dużą swobodą uwalniali się spod opieki gospodarzy.
- Górale jeśli myślą o powrocie do gry, to muszą zagrać wyżej – to była opinia fachowców przyglądających się z boku wydarzeniom na parkiecie.
Po przerwie gospodarze zaatakowali ze zdwojoną siłą, ale mimo wielu okazji tylko raz udało im się ulokować ażurowy przedmiot w bramce wejherowian. Po podaniu zza bramki Lipkowskiego, który niedawno był na testach w czeskim Haviřovie, uderzenia Siaśkiewicza z pierwszego nie zdołał zatrzymać świetnie spisujący się golkiper Mayer. Miejscowi połapali się już w wyrzutach bramkarza i przechwytywali piłeczkę. Goście zmuszeni byli do zastosowania innego wariantu gry. Zagrali pressingiem już w strefie obronnej górali, którzy mieli problemy z zawiązaniem składnej akcji. Przeważnie ze stałych fragmentów gry zagrażali bramce wejherowian. W 34 minucie goście mogą mówić o dużym szczęściu. Słupek, po strzale Siaśkiewicza, uratował ich od wyrównującej bramki.
Gdy w 43 minucie Idzi zdobył czwartego gola, po indywidualnej akcji lewą stronę, w obozie gospodarzy zrobiło się nerwowo. Na ławce bez przerwy wypominano sobie błędy i grę „pod siebie”, a nie dla zespołu.
- Popełniamy takie błędy jak młodzieżowcy, a nawet początkujący gracze – pieklił się Dominik Siaśkiewicz.
Górale po stracie gola cisnęli niemiłosiernie. Bez przerwy pod bramką gości dzwoniono na alarm. W 48 minucie z pomocą przyszedł im Lubacki, kompletnie zagubiony pod własną bramką podarował gola Siaśkiewiczowi. Napór miejscowych jeszcze bardziej się wzmógł. Stwarzali sobie mnóstwo świetnych sytuacji, ale też nadziewali się na groźne kontry. 56 sekund do końca wycofali bramkarza, mieli dwie „setki”, ale ...ze spuszczonymi głowami i potwornie źli na siebie opuszczali parkiet.
- Nie można tak grać – pieklił się Dominik Siaśkiewicz. – Mieliśmy 10 sytuacji do „pustaka”. Trzeba być odpowiedzialnym i konsekwentnym w realizacji założeń taktycznych. W ostatniej minucie Grzesiek (Lipkowski – przyp. SL) miał dwa razy pustą bramkę. W czym był problem, że nie trafił? Nie rozumiem tego, bo bramkarz mu leżał. Ręce się trzęsą? Brakuje nam zimnej krwi. Podobnie było w niedzickim finale, kiedy mieliśmy Szarotkę na widelcu. Zaczęło się lekceważenie rywala, bo każdy chciał sobie strzelić gola, zapominając o partnerach, którzy byli w lepszej sytuacji.
Nazajutrz oczekiwano zemsty Górali. Podrażniona ambicja nowotarżan w puch zmiotła aspiranta do zwycięstwa w grupie. Chociaż...
Zaczęło się znowu niezbyt przyjemnie dla gospodarzy, którzy w 8 minucie pozwolili na zbyt wiele pod swoją bramką Idziemu. Potrafił trzy razy uderzać i nikt mu w tym nie przeszkadzał, aż wreszcie piłeczka zatrzepotała w siatce. To jeszcze bardziej zeźliło górali, którzy rzucili na szale wszystkie swoje umiejętności. – Piana im z ust kapie, tacy są wkurzeni – zauważył jeden z kibiców.
Atak non stop wreszcie przełamał gardę wejherowian, którzy odgryzali się miejscowym kontrami. Goście z prowadzenia cieszyli się zaledwie 42 sekundy. Kapitalną akcje wzdłuż bandy przeprowadził grający trener Dominik Siaśkiewicz. Mijał rywali jak tyczki slalomowe. W finalnej części zaabsorbował dwóch rywali i wyłożył piłeczkę Kosteli do „pustaka”. W 16 minucie skopiowali akcję i po raz pierwszy w dwumeczu Podhalanie objęli prowadzenie. 6 sekund przed udaniem się na przerwę Sąder z dość ostrego kąta posłał piłkę do bramki. Wydaje się, że nim zatrzepotała w siatce, odbiła się od jednego z graczy.
Po przerwie rządzili i dzielili już gospodarze. Odnosiło się wrażenie, że przybyszom z nad morza zabrakło „pary”. Dali się ogrywać w dziecinny sposób. Inna rzecz, że Górale zagrali zespołowo. Nie było indywidualnych popisów, grania pod publiczkę. Tym razem ważny był interes drużyny, a więc pełna dyscyplina taktyczna. Akcje ofensywne miały więc polot, były składne i nieszablonowe. To mogło się podobać i – co ważne - przynosiło bramkowe zdobycze. Dzień wcześniej Górale marnowali wyśmienite sytuacje i to się na nich zemściło. Bo w unihokeju nie liczą się okazje, ale bramki. W rewanżowej potyczce wpadały w drugiej części meczu niemal na zawołanie.
- Cztery bramki padły po podaniach po przekątnej – mówi Dominik Siaśkiewicz – Graliśmy nieco wolniej niż wczoraj, ale za to myśleliśmy. Nie było strat, ale precyzyjne podania, które można było spokojnie wykończyć. Graliśmy wysokim pressingiem i z dużą odpowiedzialnością, po wczorajszym lekkim zlekceważeniu przeciwnika. Niektórzy zawodnicy wyciągnęli wnioski z pierwszej potyczki. Zatrybiła druga „piątka”, która zaczęła strzelać.
X3M Górale Nowy Targ – Ósemka Wejherowo 3:4 (1:3, 1:0, 1:1) i 12:5 (3:1, 6:2, 3:2)
I mecz:
0:1 – Barzowski – Halwas (13:08),
0:2 – Kujawa (13:44),
1:2 – Kostela – Siaśkiewicz (14:26),
1:3 - Bobrzycki (19:10),
2:3 – Siaśkiewicz – Lipkowski (23:30),
2:4 – Idzi (42:25),
3:4 – Siaśkiewicz (47:51).
II mecz:
0:1 - Idzi (7:16),
1:1 - Kostela – Siaśkiewicz (7:58),
2:1 - Kostela - Siaśkiewicz (15:26),
3:1- Sąder – Chrobak (19:54),
4:1 - Bełtowski – Gotkiewicz (22:06),
5:1 - Starmach - Lipkowski (22:40),
6:1 - Bełtowski - Sąder (24:13),
6:2 - Pranga (24:47),
7:2 - Żuk - Barszczewski (33:31),
8:2 - Siaśkiewicz - Kostela (34:18),
8:3 - Barzowski ( 35:09 w przewadze),
9:3 - Sąder - Gotkiewicz ( 37:33 w podwójnej przewadze),
9:4 - Idzi - Barzowski (45:42 w przewadze),
10:4 - Siaśkiewicz - Gotkiewicz (51:14),
11:4 – Lipkowski – Kostela (57:55),
11:5 – Kleister – mayer (59:39),
12:5 – Żuk – Siaśkiewicz (59:54).
Sędziowali: Ryszard Kaczmarczyk i Wiesław Firek (Nowy Targ). W drugim meczu Karolina Piekarczyk i Wiesław Firek (Nowy Targ)
X3M Górale: Guzik; Chrobak (2) – Sikora, Mirek (0+2) – Gotkiewicz; Siaśkiewicz – Lipkowski – Kostela, Sąder (2) – Cholewa – Bełtowski (0+2), Bukański – Żuk – Barszczewski. W drugim meczu od 40:00 w bramce stał P. Brzana). Grał Starmach.
Ósemka: Mayer; Lubacki – Ułanowicz, Idzi (0+5) – Bobrzycki (0+2), Halwas – Dettlaf; Kujawa – Samson – Barzowski, Kleister – Żyła – Pranga, Kowalewski.
Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski