22.12.2009 | Czytano: 1158

Bez fajerwerków

W nienajlepszych nastrojach udają się hokeiści Podhala na święta. Nie sprawili swoim fanom prezentu pod choinkę. Nie pokonali wicemistrzów w ich siedzibie. Do miasta „piwnego” zapomnieli zabrać fajerwerki.

Tyszanie przystąpili do meczu w optymalnym zestawieniu. Powrócili do zespołu: Mejka, Bacul, Parzyszek i Wołkowicz. Zabrakło tylko Garbocza. Trenerzy Podhala przed wyjazdem mieli ból głowy, by skompletować linie defensywne. Łabuz wrócił z kadry z bólem pleców i nie był w stanie pomóc kolegom. Suur i Dutka nie byli w pełni zdrowi, pojechali z gorączką. Dutka po 10 – dniowej antybiotykowej kuracji. To jednak nie powinno być usprawiedliwieniem dla aspiranta do mistrzowskiej korony. Z takimi problemami trzeba sobie umieć radzić.

Gospodarze niesieni na fali dopingu mieli bombowy początek spotkania. W 2 minucie, w odstępie 37 sekund dwa razy ulokowali czarny kauczukowy przedmiot w bramce Zborowskiego. Pierwszy gol był z gatunku łatwych, drugi po zespołowej akcji. Wołkowicz kapitalnie trafił w sam winkiel. Goście jacyś rozkojarzeni wyszli na taflę. Czyżby ich ruchy skrępowała widomość o tym, iż przyszli sponsorzy oglądali ich w akcji? Od kilku dni w stolicy Podhala aż huczy od plotek. Wieść gminna niesie, że sternicy Podhala szykują bombę pod choinkę. Rzekomo Enion ma od stycznia objąć patronat nad „Szarotkami”. Wierzyć, nie wierzyć... O „grubym” sponsorze mówi się już od sierpnia. Już ponoć był tuż, tuż i... za każdym razem znikał.

Po utracie goli jakby spłynął ciężar odpowiedzialności z górali, którzy coraz śmielej zaczęli sobie poczynać. Sygnał do zmiany scenariusza dała akcja Malasińskiego, który z bliska nie zdołał pokonać Sobeckiego. Ostatnia instancja miejscowych nie dała się również Bakrlikowi w sytuacji sam na sam i Kmiecikowi. Za to Kolusz skorzystał z jego prezentu. Widać Sobecki przypomniał sobie, że idą święta i trzeba byłoby nie mieć serca, by nie obdarować gościa. „Wypluł” krążek po strzale Sobieckiego i nadjeżdżający Kolusz backhandem ulokował go pod poprzeczką. Gospodarze już więcej prezentów nie rozdawali.

Utrata gola podrażniła tyszan, którzy ruszyli z kopyta. Proszkiewicz, Parzyszek i Pacyga mieli okazje na podwyższenie prowadzenia, ale Zborowski świetnie interweniował. Nie dał jednak rady zatrzymać „gumy” Majewskiego z korytarza międzybulikowego.

W kolejnych tercjach górale za mało strzelali. Zbyt długo wozili „gumę”, do znudzenie grali rolingi, nie decydując się na strzał. W przypadku liczebnej przewagi mieli problemy z założeniem zamka. Strzałów było jak na lekarstwo. Bakrlik trafił w słupek i w kask Sobeckiego, a Gruszka również sprawdził Sobeckiemu wytrzymałość ochrony na twarz. Odwrotnie tyszanie, którzy „grzali” Zborowskiego z każdej pozycji. Przewaga gospodarzy wynikała też z tego, że podopieczni Milana Jančuški zbyt często byli na bakier z przepisami i musieli odpoczywać na „ławicy hańby”. Grali nawet w podwójnym osłabieniu. Gola wtedy nie stracili, ale osiem sekund po tym, jak jeden z nowotarżan opuścił ławkę kar, widownia oszalała z radości. Uderzenie Kotlorza nie zamrozili golkiper i Bacul wpakował krążek pod „łatę”. W 47 minucie gospodarze wykorzystali podwójną przewagę. Śmiełowski przestrzelił nowotarskiego golkipera z niebieskiej linii. Po tym golu tyszanie spuścili z tonu, nie atakowali już z taką pasją, ale zdołali jeszcze wrzucić jeden krążek do bramki „Szarotek”.

- Fatalny początek spotkania sprawił, iż musieliśmy gonić wynik – mówi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. – W takich momentach myśli się o szybkim odrobieniu strat, a to jest woda na młyn rywala. Tak było w tym meczu. Tyszanie wyprowadzali kontrataki, mieli sporo sytuacji trzy na dwa, dwa na jeden. Nie można też z drużyną reprezentująca taki sam poziom łapać tylu kar. Doświadczony rywal w mig to wykorzystał. Sporo kar wynikało z nieodpowiedzialności zawodników. Żaden atak nie zagrał dzisiaj dobrze, lecz najsłabiej był dysponowany trzeci, dowodzony przez Dziubińskiego i dlatego w trzeciej tercji posadziliśmy go na ławce.

Liczby meczu
4 – tyle razy górale grali w przewadze i tylko raz potrafili założyć „zamka”.
23 – tyle strzałów obronił Sobecki.
30 – tyle razy tyszanie strzelali na bramkę Zborowskiego.
37 – tyle sekund potrzebowali tyszanie, by ustawić sobie mecz.
52 – po tylu sekundach tyszanie zdobyli gola w trakcie 81 sekundowej podwójnej przewagi.
70 – tyle zwycięstw odnieśli hokeiści GKS w historii wzajemnych potyczek z Podhalem.
87 – tyle sekund gospodarze grali w podwójnej przewagi bez bramkowego efektu.

GKS Tychy – Podhale Nowy Targ 6:1 (3:1, 1:0, 2:0)
1:0 – Witecki – Krzak – Proszkiewicz (1:10),
2:0 – Wołkowicz – Woźnica (1:47),
2:1 – Kolusz - Baranyk (7:26),
3:1 – Majkowski – Proszkiewicz – Sokół (14:18),
4:1 – Bacul – Kotlorz (33:50 w przewadze),
5:1 – Śmiełowski – Kotlorz (46:04 w podwójnej przewadze),
6:1 – Kotlorz – Maćkowiak – R. Galant (56:25).

Sędziowali: Wolas (Oświęcim) – Kubiszewski, Smura (Katowice).
Kary: 10 – 16 min.
Widzów 1300.

GKS Tychy: Sobecki; Kotlorz – Śmiełowski, Mejka – Jakeš, Sokół – Majkowski; Bacul (2) – Parzyszek (2) – Paciga (2), Proszkiewicz (4) – Krzak – Witecki, Wołkowicz – Bagiński – Woźniak, Maćkowiak – R. Galant – Matczak. Trener Jan Vavrečka.

Podhale: Zborowski; Dutka (4) – Suur (2), Ivičič (4) – D. Galant, Sroka (2) – Sulka; Malasiński – Voznik – Bakrlik, Baranyk – Zapała (2) – Kolusz, Zietara – Dziubiński – Gruszka, Kapica – Bryniczka (2) – Kmiecik. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama