22.11.2009 | Czytano: 1391

„Łapa” cudotwórca (+zdjecia)

Nowotarżanki po przegranym pierwszym meczu udały się do trenera Jacka Michalskiego, by ten pokierował ich zespołem. Popularny „Łapa” ( pseudonim z koszykarskiego parkietu) ma szczęśliwą rękę, bo zawsze, gdy prowadził drużynę, ta wygrywała. Więcej, wyciągał ją znad przepaści. Scenariusz ponownie się powtórzył. I jak tu nie mówić o cudotwórczych zdolnościach „Łapy”.









MMKS Podhale Nowy Targ – Absolwent Siedlec 4:6 (2:0, 1:3, 1:3) i 7:6 (2:1, 1:3, 4:2)
I mecz:
1:0 - Siuta - Sarna Pohrebny ( 11:31),
2:0 - Sarna Pohrebny - Skiba (12:35),
2:1 - Jankowska - Stachowiak (32:33),
3:1 - Sopiarz - Sarna Pohrebny (33:17),
3:2 - Dutkiewicz - Stachowiak (33:30),
3:3 - Orkisz (39:15),
4:3 - E. Bryniarska (46:31),
4:4 - Jankowska – Stachowiak (46:59),
4:5 - Jankowska (48:53),
4:6 - Rzepa (59:04);

II mecz:
0:1 - Stachowiak - Dutkiewicz (4:43),
1:1 - Krzystyniak (7:07),
2:1 - Siuta - Skiba (16:28),
3:1 - Grynia (28:53),
3:2 - Stachowiak - Kryś (29:08),
3:3 - Koszela - Pawlik (32:02),
3:4 - Jankowska – Dutkiewicz (34:34),
3:5 - Kryś (47:12),
3:6 - Rzepa - Pawlik (54:41),
4:6 - Siuta – Skiba (57:10 ),
5:6- Siuta - Lech (58:23),
6:6 - Sarna Pohrebny - Krzystyniak (59:00),
7:6 - Skiba (59:59).

MMKS Podhale Nowy Targ: Guzik - Piekarczyk, Hajduga, Lech, Sarna Pohrebny, E. Bryniarska, M. Bryniarska, Tylicka, Sopiarz, Siura, Skiba, Krzystyniak, Grynia.

Obserwatorzy meczu chwalili nowotarżanki za świetnie rozegrana pierwszą tercję. Nie było w ich wykonaniu ataków na hura, ale spokojna gra w defensywie i szybko wyprowadzane kontrataki. Potrafiły zmusić piłeczkę do posłuszeństwa. Efektem cwanej gry były dwa gole, oba zdobyte po szybkich akcjach. Gol Sarny Pohrebnej był przedniej urody. Piłeczka wyładowała pod poprzeczką.

W kolejnych odsłonach potwierdziło się, że kobieta zmienna jest. Brakowało gospodyniom konsekwencji w grze, były przestoje i fatalne błędy. W dodatku następowały momenty dekoncentracji, gdy obejmowały prowadzenie. Przeciwniczki w mig doprowadzały do wyrównania.

- Taktyka w tym meczu polegała na kryciu każdy swego na swojej połowie – tłumaczy trenerka MMKS-u, Sabina Lech. - Miałyśmy się skupić na obronie i kontratakach. W pierwszej tercji wszystko wychodziło idealnie. Zagrałyśmy dobrze w obronie i szybkie kontry dały nam dwubramkowe prowadzenie. Niestety w drugiej tercji wrócił koszmar z Krakowa. Pogubiłyśmy się. Po szkolnych indywidualnych błędach straciłyśmy bramki, w dodatku w krótkich odstępach czasu. Zaraz po zdobytej bramce następowały momenty dekoncentracji.

Rewanż zapisze się grubymi literami w krótkiej historii sekcji w MMKS. To było niezwykle dramatyczne spotkanie. Znowu potwierdziło się, że kobieta zmienna jest. Gospodynie prowadziły już 3:1 i wydawało się, że tym razem nie będzie powtórki z dnia poprzedniego. Od czegóż jest kobieta. By zaskakiwać!. Losy szybko się odwróciły i 5 minut przed końcem trzeciej tercji góralki przegrywały 3:6. Od czegóż jednak trener cudotwórca?” Ten wziął sprawy w swoje ręce. Fantastycznie w końcówce pokierował zespołem. Po prostu grał z nim na boisku. Uwagi z boksu były zawsze trafne, a po nich radość zagościła na twarzach nowotarskich dziewcząt. 97 sekund przed końcem, gdy było 5:6 poprosił o czas. Wykorzystał go na uspokojenie zawodniczek i przekazanie trafnych decyzji. Za moment był remis, a sekundę przed końcem Skiba zdobyła zwycięskiego gola. Nie trzeba chyba opisywać co działo się w obozach oby drużyn. Jedne rzucały się na szyje z radości, drugie pokosem leżały na parkiecie i miały łzy w oczach.

- Dzięki świetnej taktyce trenera udało nam się zniwelować czterobramkową różnicę – mówi Sabina Lech. – Mecz był podobny do wczorajszego. Pierwsza tercja to konsekwentna gra, a potem wkradł się w nasze szeregi bałagan.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama