Mecz, który jest walką o wysoką stawkę, często paraliżuje ruchy, nie daje satysfakcji estetom. Tak było i tym razem, ale ... tylko w pierwszej tercji. Gra w tym okresie była chaotyczna, szarpana, dużo przerw w grze i niecelnych podań. Celowali w tym głównie gospodarze, którym ręce spętała utrata bramki już w 3 minucie z przypadkowej akcji. Pawlak spod bandy wrzucał krążek przed bramkę gospodarzy, ściął go w powietrzu Kačiř i zdezorientowany Zborowski skapitulował. Goście złapali wiatr w żagle. Strzelali z każdej pozycji po wtargnięciu do tercji obronnej górali. Zbyt łatwo dochodzili do czystych pozycji i „Zbora” w bramce miał mnóstwo roboty. Zlikwidował kąśliwe uderzenie Kubenko ( 6 min.) Bouza ( 11 i 18 min.) i Kačiřa (13 min.). Gospodarze grali bardzo nerwowo. Nie potrafili sobie poradzić z pressingiem rywala już w tercji środkowej. Z wielkim trudem przedostawali się pod janowską bramkę. Nie oddali ani jednego strzału podczas dwóch liczebnych przewag. Mieli ogromne problemy, by zmusić czarny kauczukowy przedmiot do posłuszeństwa. Dwie „setki” - w 13 i 15 min. - zmarnował Baranyk.
- Zasługą Zborowskiego jest, iż straciliśmy w tej części gry tylko jednego gola – przyznał trener „Szarotek”, Milan Jančuška.
- Jak zdobędziemy pierwszego gola, to zawodnicy się odblokują, bo ciśnienie opadnie – twierdził w przerwie prezes Podhala, Andrzej Podgórski.
Były kapitan piłkarskiej reprezentacji Polski Jacek Bąk (z lewej) z synem Jackiem (w środku), który od tego sezonu występuje w juniorach młodszych MMKS Podhale
Miał rację. Dwaj odwieszeni zawodnicy udowodnili, że są dużym wzmocnieniem nowotarżan. Marcin Kolusz wyrównał, po zagraniu godnym lodowisk świata. Przechwycił krążek, wyjechał z nim przed bramkę strzeżoną przez M. Elzbieciaka i backhandem trafił pod poprzeczkę. Od razu z całej siły przybił „piąteczkę” ze starszym bratem Wojtkiem, który był sędzią bramkowym i zapalił czerwone światełko. „Piąsteczka” oczywiście przybita była przez pleskę. Za moment drugi z odwieszonych Dziubiński utonął w objęciach kolegów, po skutecznym zakończeniu dwójkowej akcji z Ziętarą. 13 sekund później Voznik między nogami obrońcy zagrał „gumę” do Baranyka ( wszystko działo się na wysokości koła bulikowego), a ten wprawił w ekstazę miejscowych kibiców.
Od tego momentu gra nabrała rumieńców. Zanotowaliśmy w pewnym momencie, iż gra trwała nieprzerwanie blisko 4 minuty!. To musiało się podobać. Tym bardziej, iż obaj bramkarze popisywali się kapitalnymi interwencjami. - Naprzód nie myśli przegrać. Stawia się i dobrze, że „Zbora” jest świetnie dysponowany– zauważył siedzący obok mnie Władysław Groblicki. Cierpła mu skóra, gdy Kačiř, Pohl, Słodczyk i Kubenko mieli wyśmienite sytuacje. Zborowski jednak zawsze na czas zdążył z parkanami, bądź „rakiem”. Moj sąsiad zachwycił się zagraniem Kolusza, który wyprowadził kontrę, gdy jego zespół grał w osłabieniu. W tercji janowian, „związał” dwóch obrońców, wykonał dwa półobroty, po których natychmiast wypalił. Krążek minimalnie minął bramkę.
- Nie spodziewałem się takiego wejścia w sezon, po tak długiej przerwie – mówi Marcin Kolusz. – Niemniej dużo mi brakuje do formy, na którą liczę. Treningi jednak nie zastąpią meczów. Myślę, że z każdym występem będzie lepiej. Nie wiem dlaczego tak chaotycznie zaczęliśmy. Chyba świadomość stawki meczu sparaliżowała nasze poczynania. Po pierwszej bramce wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Ważne, że zakwalifikowaliśmy się do szóstki.
– Spodziewałem się takiego scenariusza. Najpierw nerwy, a gdy Podhalanie zdobyli gole, uspokoili się, a gra zaczęła się zazębiać. Naprzód nie miał nic do stracenia, musiał atakować i zrobiło się przednie widowisko. Atak za atakiem sunął na obie bramki. Nie ma się co dziwić, bo punkty byty bardzo ważne dla obu zespołów. Co do obu odwieszonych, to potrzebują większej ilości spotkań, by wejść w rytm meczowy – powiedział selekcjoner drużyny narodowej, Wiktor Pysz.
W przerwie pod szatniami panowały różne nastroje. Trener Naprzodu Jaroslav Lehocky był potwornie wściekły. – Brak nam odpowiedzialności, cierpliwości w wykonywaniu założeń taktycznych – mówił do kierownika drużyny Henryka Musika. Trenerzy Podhala mniej nerwowi, ale bardzo skupieni, na moment weszli do szatni, ale szybko ją opuścili. – Co tu dużo mówić, każdy wie jakie obowiązki go czekają w trzeciej tercji. Myśmy tylko o nich przypomnieli – twierdzi Milan Jančuška.
Podhale na początku trzeciej tercji pozwoliło się wyszumieć janowianom, a gdy im zabrakło sił i zwątpili w pokonanie Zborowskiego, „dobiło” ich dwoma golami. Wyróżnić trzeba akcję, po której padła ostatnia bramka. Młodzież Podhala rozegrała ją na jeden dotyk, tuż przed nosem M. Elżbieciaka. Gruszce pozostało tylko ulokować „gumę” w pustej bramce.
Dobre spotkanie rozegrał najmłodszy na tafli 17- letni Damian Kapica. Prawdziwe srebro, wszędzie go było pełno. Zastąpił w drugim ataku kontuzjowanego Tomka Malasińskiego.
- Jak na swój wiek, w dodatku w tak ważnym meczu, nie spalił się i rozegrał dobrą partię – chwalił go Milan Jančuška, któremu po ostatniej syrenie spadł kamień z serca. – Improwizowaliśmy formacjami, bo zabrakło Suura i Malasińskiego. Stawka meczu sprawiła, iż mieliśmy ręce i nogi powiązane. Szybko strzelone dwie bramki zmieniły obraz gry. Bez stresu przeprowadzaliśmy składne i kombinacyjne akcje.
- Przegraliśmy ważny mecz na własne życzenie – mówi Marek Koszowski, który w 1997 roku z Podhalem zdobywał tytuł mistrza Polski. – Tylko w pierwszej tercji chłopcy realizowali założenia taktyczne, od drugiej tercji każdy grał „swój” hokej. Gramy do końca, wszystko jest jeszcze możliwe.
- Dobry mecz widzieli widzowie – przyznaje szkoleniowiec Naprzodu, Jaroslav Lehocky. – O naszej porażce zadecydował początek drugiej odsłony i błędy w dyscyplinie taktycznej. Zawiodła skuteczność.
Liczby meczu
0 – żadna z drużyn nie wykorzystała liczebnych przewag.
1 – pierwszy mecz ligowy w tym sezonie rozegrali Marcin Kolusz i Krystian Dziubiński i od razu wpisali się na listę strzelców.
2 – tyle razy w pierwszej tercji górale grali w przewadze i nie oddali ani jednego strzału na bramkę rywala.
13 – w odstępie tylu sekund Podhale zdobyło dwie bramki.
27 – tyle razy strzelali janowianie na bramkę Zborowskiego.
28 – tyle razy musiał interweniować golkiper Naprzodu.
122 - tyle zwycięstw w historii wzajemnych spotkań odniosły „Szarotki” nad Naprzodem.
Podhale Nowy Targ – Naprzód Janów 5:1 (0:1, 3:0, 2:0)
0:1 – Kačiř – Pawlak (2:42),
1:1 – Kolusz – Zapala (20:49),
2:1 – Dziubiński – Ziętara (25:20),
3:1 – Baranyk – Voznik (25:33),
4:1 – Voznik – Baranyk – Bakrlik (52:40),
5:1 – Gruszka – Bryniczka – Ziętara (54:33).
Sędziowali: Pachucki (Gdańsk) – Przyborowski i Syniawa (Krynica).
Kary: 22 ( w tym 2 tech.) – 14 min.
Widzów 1500.
Podhale: Zborowski; Ivičič – Dutka, Kret – Łabuz, Sroka – Sulka; Baranyk – Voznik – Bakrlik (2), Kapica – Zapała (2) – Kolusz (2), Ziętara – Dziubiński (12) – Gruszka. Trener Milan Jančuška.
Naprzód: M. Elżbieciak; Zatko – Pawlak, Gwiżdż (4) – Kulik, Wilczek – Działo (2), Bernacki; Kačiř – Słodczyk (2) – Pohl (2), Bouz – Słowakiewicz (2) – Kubenko, Ł. Elzbieciak (2) – Gryc – Jóźwik, Salamon. Trener Jaroslav Lehocky.
Stefan Leśniowski