Nie ma chyba na Podhalu kibica, nieważne w jakim wieku, który nie znałby Jana Łasia. Już za życia przeszedł do historii nowotarskiego hokeja. Przygodę z „Szarotkami” rozpoczynał jako kibic. Nie było wtedy, jak teraz, Klubów Kibica, ale wszyscy wiedzieli, kto rządzi tłumem na stadionie. Swoimi dowcipnymi i trafnymi powiedzonkami znajdował aplauz i renomę. Był sympatykiem klubu nie tylko w okresie - jak często teraz bywa – 60 minut meczu. On podążał śladem ukochanej drużyny wszędzie, gdzie potrzebowała jego wsparcia w postaci gorącego dopingu. Potrafił jak nikt go zorganizować, słychać go było daleko poza stadion ( wtedy odkryty). Tacy kibice jak on byli potrzebni drużynie. Nie sztuka krzyczeć, gdy wygrywa, ale wtedy, gdy jej nie idzie.
Jan Łaś nie lubił o sobie mówić, ale był to kibic nad kibicami, który całym sercem kochał hokej i swoje „Szarotki”. Nazywano go „Kurkiem” z racji wysokiego wzrostu. Jest twórcą popularnego zawołania: „Kibice nie drzymać”!, gdy trybuny były apatyczne. Bodajże w 1971 roku przyznano mu tytuł i puchar „Najlepszego Kibica”. To on wymyślił rymowankę „Niech szumią jodły i Dunajca fale, że mistrzem Polski jest Podhale” lub „Niech się nigdy nie oddala tytuł mistrza od Podhala”. Jest też autorem piosenek i wierszy...
Oto jeden z nich:
Choć w katowickim „Sporcie” pisali bzdury i baje,
mistrzostwo Polski zdobyli górale.
A że to nie jest dzieło przypadku
Odczula Legia na swoim zadku.
Pierwszy mecz nasi całkiem na serio,
Wygrali z Legią jedenaście zero.
Niech szumią jodły i Dunajca fale,
Że mistrzem Polski jest znowu Podhale.
Albo ten:
Na tafli duet Kacik – Ziętara,
kibice mówią wspaniała para.
Gdy do nich dojdzie nasz Słowakiewicz,
Troszeczkę szumu i...bramka siedzi.
Znowu okazja brać za „termosy”.
Kibice mówią wspaniale kosy.
Przepięknie grają i zwyciężają,
I przeciwnikom bramki strzelają.
Brawo „Szarotki”, chwała i hura
Na to zasłużył ich trener Chmura.
Łaś nie tylko hokejem żył. Działał także w sekcji piłki nożnej, był sędzią narciarskim, łyżwiarstwa szybkiego i short tracku. Ostatnie dwie kadencje był w zarządzie MMKS Podhale. Ostatnio wiceprezesem ds. sportowych i równocześnie kierownikiem pierwszoligowej drużyny. Jeszcze w środę, gdy ta wyjeżdżała na zalegle spotkanie do Katowic, zorganizował chłopakom obiad. Wszystko przygotował, by spokojnie mogli rozegrać kolejną potyczkę. On nie pojechał, gdyż wybierał się – jak mówił – nas zabieg do szpitala. Miał wiele planów. Niestety, już nie dane Mu będzie ich zrealizować... Już nie wróci za bandę.
Jan Łaś odszedł bezpowrotnie. Ale wszystko co z nim związane żyje we wspomnieniach ludzi, którzy Go pamiętają. On sam podkreślał, że największą wartością był dla niego zawsze czas, każda minuta, chwila, w której trzeba było zwyciężać. Dzisiaj wartość tej minuty wzrosła, bo wraz z nią uszło życie. Odfrunął kolejny sokół z nowotarskiego gniazda.
Święty Piotrze, przyciśnij do serca tego wspaniałego syna Podhala...
Stefan Leśniowski