30.10.2009 | Czytano: 1168

Kolusz i Dziubiński w roli widzów

Marcin Kolusz i Krystian Dziubiński jednak nie zagrali w Gdańsku. Pojechali nad morze, ale ... wystąpili tylko w roli widzów. 28 października minęło pół roku od decyzji WGiD PZHL, nakładającej na nich roczną dyskwalifikację po toruńskich mistrzostwach świata. Mieli prawo wystąpić o anulowanie połowy kary. Tak uczynili, stąd ich wyprawa nad Bałtyk. W kręgach zbliżonych do klubu wszyscy byli świecie przekonani, że zagrają. Tymczasem... wniosek zawodników nie został rozpatrzony. WGiD w piątek nie obradował. To nie był jego dzień.

Wszyscy zastanawiali się czym zaskoczy swych krajanów, znany z niekonwencjonalnych ruchów Andrzej Słowakiewicz. W swoim rodzinnym mieście mieszał niemiłosiernie ustawieniami. W Nowym Targu odniósł sukces, a więc można było powiedzieć, że manewr się udał, a popularny „Mąka” chodził z głową w chmurach. Docenili to również przyjaciele, wywieszając transparent „Mąka” wróć!. Po gdańskiej potyczce również może mieć powody do radości, bo po raz drugi okazał się lepszy.

Tym razem taktyka „Mąki” polegała na rozbijaniu ataków nowotarżan już na linii niebieskiej ich tercji. Gdańszczanie zagrali bardzo wysoko. Do tego grali bardzo cierpliwie. Nie było ataku na hura, tylko wyczekiwanie na wyprowadzenie tej decydującej akcji. Gdy już udało się przedrzeć pod bramkę Krzysztofa Zborowskiego, ten udowadniał, iż za darmo nie dostał powołania do drużyny narodowej. W pierwszej tercji był zaporą nie do pokonania przez Romana Škutchana, Jarosława Rzeszutkę i Artura Kosteckiego. Górale grali ofensywnie i wtedy do akcji musiał się włączać Przemysław Odrobny, który popisał się kilkoma wspaniałymi interwencjami. Na lodowisku szalał Milan Baranyk, był trudny do zatrzymania przez defensywę gospodarzy, ale brakowało mu wykończenia. Najlepszą jednak sytuację zmarnował w 108 sekundzie Krzysztof Zapała, nie trafiając do pustej bramki.

- W tej części oba zespoły grały bardzo uważnie w obronie. Dużo szachowania, gdy w środkowej strefie, wyczekiwania na błędy – mówi drugi trener Podhala, Marek Ziętara.

W drugiej tercji ostatnia instancja miejscowych również świetnie spisywała się między słupami. Miedzy 25 a 26 minuta przeżyła prawdziwe oblężenie. Obroniła mnóstwo soczystych strzałów, a przy dwóch interwencjach miejscowi fani wpadli w zachwyt. Te minuty dodały wiary teamowi Andrzeja Słowakiewicza, który wyprowadził dwie bardzo niebezpieczne kontrataki, ale „Zbora” nie dał się pokonać Josefowi Vitkowi i Milanowi Furo. Ale co się dowlecze... Między 32 a 33 minutą, w odstępie 61 sekund, gospodarze zadali przybyszom spod Tatr dwa potężnie ciosy. Najpierw w sytuacji dwa na jeden Tomasz Ziółkowski zmusił „Zborę” do wyjęcia krążka, a chwilę później golkiper Podhala był bezradny przy dobitce Škutchana. Po tym golu Milan Jančuška wziął czas, ale do końca odsłony na lodzie rządzili gospodarze.

- Szkolne błędy kosztowały nas utratę obu bramek – twierdzi Marek Ziętara. – Pierwszego gola straciliśmy po złej zmianie obrony. Przy drugim mieliśmy krążek na kiju i zamiast go wybić, to niczym partner z drużyny został wystawiony przeciwnikowi. Co miał zrobić z takim prezentem? Szkoda, bo do utraty pierwszego gola mecz toczył się w niezłym tempie, był otwarty.

Podhale nie mające nic do stracenia i wyszło na trzecią tercję niesamowicie nabuzowane i w już po czterech minutach wróciło do gry. Odrobny został pokonany przez Martina Voznika, ale o tym, że tak się stało, zdecydowała dopiero analiza wideo. – Sędziowie nie byli pewni czy krążek odbił się od poprzeczki, czy od siatki wewnątrz – wyjaśnia drugi trener „Szarotek”.

Mecz nabrał rumieńców. Tempo wzrosło, chociaż nie można było mieć zastrzeżeń do pierwszych 40 minut gry. Było w nich wszystko co prawdziwy entuzjasta hokeja uwielbia – składne akcje, zmieniające się jak w kalejdoskopie, mnóstwo strzałów z bliska i z daleka i niesamowitych interwencji bramkarzy. W trzeciej tercji również byli głównymi postaciami, popisując się nieprawdopodobnym refleksem.

- Szkoda tej odsłony, bo po golu Voznika złapaliśmy wiatr w żagle. Niemal bez przerwy przebywaliśmy w tercji przeciwnika, ale świetnie bronił Odrobny. Zmarnowaliśmy ogromną ilość czystych sytuacji. Zapała ( dwa razy), Malasiński i Bryniczka mieli takie okazje, że aż głowa boli. Niewykorzystane sytuacje się zemściły.

Zborowski w przeciągu 26 sekund dwukrotnie został trafiony krążkiem w kask. Za drugim razem trafił go Wojciech Jankowski, a Furo odbitą „gumę” posłał do bramki. Gdzie byli obrońcy?

Stoczniowiec Gdańsk – Podhale Nowy Targ 3:1 (0:0, 2:0, 1:1)
1:0 - Ziółkowski – Maciej Rompkowski - Vitek (31:44),
2:0 - Škutchan - Rzeszutko - Vitek (32:45),
2:1 – Voznik (43:47),
3:1 – Furo – Jankowski (53:16)

Sędziowali: Porzycki (Oświęcim) – Mądrala, Wierucki (Gdańsk).
Kary: 38 ( w tym 4 tech.) – 16 min.
Widzów 1600.

Stoczniowiec: Odrobny; Smeja – Kostecki (2), Skrzypkowski – Maciejewski, Mateusz Rompkowski – Maj (4), Kantor (2) – Benasiewicz; Škutchan – Rzeszutko (2) – Vitek, Furo – Żiółkowski – Jankowski (2), B. Wróbel (4) – M. Wróbel – Marcin Rompkowski, Chmielowski - Wróblewski – Kwieciński. Trener Andrzej Słowakiewicz.
Podhale: Zborowski; Dutka – Suur (24), Łabuz – Ivičič (2), Sroka – Sulka (4); Bakrlik (2) – Voznik – Baranyk, Gruszka – Zapała – Malasiński (2), Kmiecik – Bryniczka (2) – Ziętara, Kapica. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama