18.10.2009 | Czytano: 1346

Frajerska porażka (+zdjecia)

- Przykro jest przegrać wygrany mecz, w dodatku gdy się jest zespołem lepszym. Zemściły się niewykorzystane stuprocentowe sytuacje - powiedział przygnębiony trener MMKS, Jacek Szopiński.

Trzeba byłoby wszystkich zawodników wymienić, a niektórych nawet dwa lub trzy razy, którzy nie potrafili ulokować krążka w wyśmienitych wręcz sytuacjach. Przegrywali pojedynki sam na sam, przestrzeliwali nawet mając pustą bramkę. Powtórzyła się sytuacja z Bytomiem, gdzie gorszy zespół zwyciężył.

- Czasami to się zdarza – kręci głową Jacek Szopiński. - Nawet w osłabieniu mieliśmy sytuacje sam na sam i nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Spotkanie mogliśmy śmiało rozstrzygnąć po 40 minutach gry. Niestety tym razem Pan Bóg szczęście zesłał na opolan.

Rzeczywiście hokeiści z miasta polskiej piosenki mogą mówiąc o ogromnym szczęściu. Co prawda to oni pierwsi zdobyli gola już w 93 sekundzie, ale potem inicjatywę przejęli gospodarze, którzy odpowiedzieli dwoma trafieniami. – Wreszcie się odblokowałem – powiedział Przemek Leśnicki, który doprowadził do wyrównania. W 13 minucie bilardowe zagranie Leśniowskiego po bandzie przejął za bramką Michalski, wyjechał przed nią i zaskoczył klęczącego bramkarza. Chwilę później Podhalanie mogli zdobyć kolejne trzy gole. Dopiero po przerwie Tylka, który wyszedł z ławki kar, otrzymał podanie na niebieskiej linii tercji ataku i w sytuacji sam na sam podwyższył na 3:1. To chyba jakoś uspokoiło górali, którzy wrócili do swoich przyzwyczajeń i zaczęli łapać głupie kary. Opolanie nie mogli ich wykorzystać, gdyż świetnie w bramce spisywał się Mrugała. W 36 minucie Wacławczyk najechał na bezpański krążek tuż przy swoim boksie i strzelam rozpaczy zdobył kontaktowego gola. Odpowiedź nowotarżan przyszła w 44 minucie. Marek spod bandy trafił w przeciwległy górny róg bramki Szatkowskiego. Wydawało się, że gospodarze wygrają, gdyż w ich rękach była inicjatywa. Nawet grając w osłabieniu stwarzali sobie stuprocentowe sytuacje strzeleckie.

Pan Bóg był dość długo wyrozumiały wobec niemocy strzeleckiej górali. Odwrócił się od nich dopiero w samej końcówce meczu. 22 sekundy pozostawały do końca, gdy opolanie doprowadzili do wyrównania. Grali wtedy z przewagą dwóch zawodników, gdyż jeden z rywali przebywał na ławce kar, a do tego wycofali bramkarza. W 2 minucie dogrywki krążek wystrzelony z tercji gości odbił się od nóg jednego z graczy i trafił do stojącego na desancie Wacławczyka. Pod jego nogi rzucił się desperacko jeden z nowotarżan i… wjechał z krążkiem do bramki.

MMKS Podhale Nowy Targ – Orlik Opole 4:5 (2:1, 1:1, 1:2; 0;1)
0:1 – Siwak – Stopiński (1:33),
1:1 – Leśnicki – Michalski – Leśniowski (5:02 w przewadze),
2:1 – Michalski – Leśniowski – Leśnicki (12:15),
3:1 – Tylka – Szumal (21:02),
3:2 – Wacławczyk – Siwak (35:41),
4:2 – Marek – Cecuła (43:280,
4:3 – Resiak – Stopiński (50:29 w przewadze),
4:4 – Korzeniowski – Kosidło (59:37 w podwójnej przewadze),
4:5 – Wacławczyk (61:52).

MMKS Podhale: S. Mrugała; Marek 92) – Cecuła (2), Gacek – Nenko (2), W. Bryniczka – Wróbel; Leśnicki (6), - Leśniowski (2) – Michalski (2), Kos – Puławski (2) – Szumal, Tylka (6) – Zwinczak – K. Sulka (4), R. Mrugała. Trener Jacek Szopiński.
Orlik: Szatkowski; Larsson (2) – Resiak, Chodysz (8) – Stopiński, Cwykel – Kaim (4); Waluszek (10) – Korzeniowski – Wacławczyk, Siwak (2) – Zwierz (2) – T. Sznotala, Wójcik – Hedberg (4) – Szuster, Kosidło, Obrał. Trener Jerzy Pawłowski.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama