Hoły to utytułowany zawodnik, który walczył nie tylko w low- kicku, ale także w K1. W tej pierwszej odmianie był w ubiegłym roku wicemistrzem kraju. Tego tytułu nie udało mu się obronić. Nowotarżanin odpadł w ćwierćfinale.
- Mocno i licznie była obsadzona moja kategoria wagowa – mówi Wojciech Hoły. – Aby dotrzeć do strefy medalowej trzeba było stoczyć cztery lub pięć walk. To spory wysiłek. Pierwsze dwie walki wygrałem wyraźnie. Moi rywale z Poznania i Wrocławia byli liczeni w drugiej i trzeciej rundzie, po low - kickach. W ćwierćfinale zmierzyłem się z Pawłem Gierzyńskim z Warszawy. Dwóch sędziów jako zwycięzcę widziało mojego przeciwnika, a jeden wytypował mnie. Nieznaczna była to porażka, ale z mojej winy. Po prostu przestałem pierwsze starcie, a on wypracował sobie, jak się później okazało, sporą punktową przewagę. W kolejnych starciach próbowałem nadrobić straty, ale się nie udało. Mam przynajmniej satysfakcje, iż uległem późniejszemu mistrzowski kraju. Mistrzostwa potraktowałem jako przetarcie, przed najbliższymi startami. Z trenerem Tomkiem Mamulskim doszliśmy do wniosku, że najbliższych dwóch latach będę toczył jak najwięcej walk i będę chciał zdobyć jak najwięcej laurów. Potem kończę karierę, bo latka lecą, a wypadałoby zejść z ringu w pełnym zdrowiu. Obecnie trenuję dwa razy w tygodniu w Krakowie z Tomkiem Mamulskim, a pozostałe dni spędzam na sali w Nowym Targu lub w Rabce ćwicząc z Łukaszem Jaroszem. Równolegle prowadzę szkółkę dla początkujących adeptów kickboxingu K1 w Nowym Targu. Muszę pochwalić się, że zajęcia cieszą się dużą popularnością wśród górali. Regularnie uczęszcza na nie 40 osób od 10 do 20 roku życia.
Tekst Stefan Leśniowski