03.10.2009 | Czytano: 2747

Na Tadka nie ma mocnych

Czy mając 50 lat na karku można być najlepszym? Być lepszym od blisko 20 lat młodszych przeciwników? Można – musi brzmieć odpowiedź w przypadku Tadeusza Michałczaka. On od pięciu lat nie ma sobie równych na Podhalu w tenisie ziemnym. Niepodzielnie panuje też w Ogólnopolskich Igrzyskach Energetyków ( pracuje w elektrowni). Jest niekwestionowanym królem białego sportu. Sześciokrotnie wygrał tą imprezę, a...

- Mam nadzieję, jeśli zdrowie pozwoli, że w przyszłym roku powtórzę ten sukces – mówi. – Dopiero co zakończony sezon był dla mnie bardzo udany. Rozpocząłem go od zwycięstwa w Będzinie w turnieju ośrodka Energetyków. Pierwszy raz były organizowane takie zawody. Wszyscy w środowisku o mnie słyszeli, ale nie znali mnie z kortu. Dostałem zaproszenie i ograłem wszystkich. To może nie jest aż tak wielką niespodzianką, ale fakt, iż w sześciu rozegranych pojedynkach nie oddałem gema konkurencji. Chcieli zobaczyć jak gram w tenisa, więc zobaczyli. Po tym turnieju rozpocząłem przygotowania do mistrzostw Polski w Gryfinie. Jerzy Włodarczyk, trener od lekkoatletyki rozpisał mi sześciotygodniowy plan przygotowań. Była to ciężka harówa, ale przyniosła efekt, w postaci wygranej, po raz piąty z rzędu, nowotarskiej ligi. Zwyciężyłem we wszystkich spotkaniach, ale…nie uplasowałem się w grupie eliminacyjnej na pierwszym miejscu. Pojedynek z Maciejem Jachymiakiem nie został dokończony. Były pewne kontrowersje, ale nikt z moim zdaniem się nie liczył. Wygrałem pierwszego seta, a w drugim zszedł z kortu. Dostałem walkowera, ale pogodziłem się z tym i wybaczyłem mojemu rywalowi. Do pucharowych bojów przystępowałem więc z siódmego miejsca. Bez problemów w pierwszej rundzie ograłem Zapiórkowskiego, bez straty gema. W półfinale miałem ciężki pojedynek z Ziemiankiem, młodym i ambitnym chłopakiem. Narzuciłem mu własny styl gry. Grałem wysoką piłkę na backhand i spokojnie czekałem co będzie robił. Po meczu stwierdził, iż spalił się psychicznie. Wygrałem 6:4 i 6:4. W finale czekał na mnie Maciej Groblicki, który miał łatwiejszą drogę do decydującej rozgrywki. W dwóch setach pokonał Behounka, a w półfinale Michała Krasińskiego 6:1 i 6:4. Wszyscy się zastanawiali jak będzie wyglądał finał „dziadka” z przeciwnikiem o 17 lat młodszym od niego. Lepszy okazał się „dziadek”. Marcin nie grał w tym sezonie tyle co ja i zapewne brak ogrania zadecydował o moim zwycięstwie. Kondycja mnie też nie zawiodła, za co od razu podziękowałem mojemu trenerowi. Marcin dostawał piłkę na backhand, starał się obiec na forhend i szybko skończyć. Wszystkie piłki lądowały w siatce. Prowadziłem 4:1 i to mnie uśpiło. Stanąłem i przeciwnik doprowadził do 4:4. Wymęczyłem tego seta 6:4, ale w kolejnym rywal objął prowadzenie 3:1. Pomyślałem, że nie można tak grać, bo trzecia partia może być loterią. Wziąłem się do roboty i wyszedłem na prowadzenie 4:3. On jeszcze wyrównał na 4:4, ale w ostatnim gemie dwoma asami załatwiłem sprawę. Pierwszy raz zdarzyło mi się posłać dwa asy w takim momencie. Zimą nie będę trenował, będę leczył kontuzję ręki. Latem muszę grać z lepszymi, zapewne w Zakopanem, bo chcę po raz kolejny triumfować w igrzyskach.


Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama