30.09.2009 | Czytano: 1302

Płyniemy na tej samej łodzi

W meczu z Toruniem w zespole Podhala zabrakło podstawowego obrońcy Martina Ivičiča, który w dwóch poprzednich spotkaniach z Unią Oświęcim i Stoczniowcem Gdańsk występował z bolesną kontuzją. Ma naciągnięty skośny lewy mięsień brzucha.

Martin poczuł się urażony wypowiedzią trenera Milana Jančuški po przegranej potyczce ze Stoczniowcem. Trener powiedział, iż jest zawiedziony postawą obcokrajowców, którzy powinni ciągnąć grę.

- W imieniu drużyny chciałby przeprosić kibiców za katastrofalny występ – mówi Martin Ivičič. – Nie zgadzam się z wypowiedzią trenera, który za przegrany mecz obarcza nas obcokrajowców. Jesteśmy zespołem i wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za przegrane, a także wszyscy jesteśmy ojcami zwycięstw. Nie jeden, czy dwóch zawodników wygrywa spotkania, czy je przegrywa. Razem z trenerami płyniemy na tej samej łódce. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wynik. Stało się i trzeba o tym jak najszybciej zapomnieć, wyciągnąć wnioski z niepowodzenia i koncentrować się na następnych potyczkach. Nie raz, nie dwa w karierze zawodnika zdarzały się i będą się przytrafiały takie słabe spotkania. Jesteśmy tylko ludźmi. Kibice muszą zrozumieć że mamy w zespole sporo kontuzji. Dlatego nasza gra nie jest taka jakbyśmy sobie życzyli. Walczymy o każdy punkt, choć zadajmy sobie sprawę, że nie prezentujemy pięknego hokeja. Jeśli wrócą do drużyny reprezentanci kraju, to myślę, że zmieni się nasza gra. Będziemy prezentować ładny, dobry i skuteczny hokej.

- Ja nabawiłem się urazu na treningu przed spotkaniem z Oświęcimiem - kontynuuje swoją wypowiedź słowacki defensor. - Od dziesięciu lat nie miałem żadnej kontuzji. Wystąpiłem przeciwko Unii, choć nie powinienem. Mecz nie był ciężki więc po dwóch tercjach zjechałem do szatni, bo mięsień brzucha mi dokuczał. Z Gdańskiem nie chciałem grać, ale trener nalegał. Twierdził, iż zagram jedną tercję, a skończyło się na trzech. Dla mnie była to katastrofa, gdyż oni byli szybcy i objeżdżali mnie. Nie mogłem się obrócić i oddać strzału. Przechodziłem potworne męki. Kiedy dowiedziałem się, że obcokrajowcy zagrali źle, to postanowiłem z Toruniem nie wystąpić. Chciałbym wyleczyć kontuzję, być pożytecznym drużynie, bym mógł zagrać na maksimum swoich umiejętności w każdym meczu. Jestem w rękach świetnego fachowca Kazimierza Plewy i ufam, że postawi mnie wkrótce na nogi. Nie wiem czy zdoła do piątkowej konfrontacji z Janowem.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama