26.09.2009 | Czytano: 1222

Zabawili się w świętego Mikołaja

Hokeiści MMKS Podhale wrócili ze stolicy na tarczy. Przegrali po dogrywce z warszawską Legią. Decydującego gola stracili w 35 sekundzie doliczonego czasu gry, w dziwnych okolicznościach.



Wszystko zaczęło się obiecująco dla górali, którzy 17 sekund przed syreną kończącą pierwszą tercje objęli prowadzenie. Niestety zaraz po przerwie je stracili. Bepierszcz zdobył gola. On też „dobił” górali w dogrywce.

- Szkoda straconych punktów, bo byliśmy lepszym zespołem – mówi trener MMKS, Jacek Szopiński. – Stworzyliśmy sobie zdecydowanie więcej czystych pozycji strzeleckich. Szkoda dwóch sytuacji sam na sam Michalskiego, jednej Kosa oraz Szumala, który nie trafił do pustej bramki. Takie sytuacje musi się wykorzystywać. Z kolei nasza dobra gra w defensywie nie pozwalała gospodarzom na wypracowanie klarownych sytuacji. Przeciwnik zagrażał nam tylko wtedy, gdy grał w liczebnej przewadze lub po sporadycznych kontratakach. Wtedy jednak świetnie między słupkami spisywał się Niesłuchowski. Jego vis a vis również był najjaśniejszym punktem warszawiaków, bardzo trudna przeszkoda dla moich chłopców. Mieli z nim wielkie problemy. Dopiero w końcówce pierwszej tercji skapitulował. Był to gol do „szatni”. Tylka pokazał charakter, jak należy walczyć o krążek niezależnie w jakiej strefie lodowiska się on znajduje. Taką zawsze chciałbym widzieć całą drużynę. Wywalczył krążek w tercji środkowej i mimo, iż „na plecach” siedział mu jeden z obrońców, zdołał krążek ulokować w siatce.

- W drugiej tercji sporo minut przesiedzieliśmy na ławce kar - kontynuuje relację Jacek Szopiński. -  Jedną z przewag hokeiści ze stolicy wykorzystali, doprowadzając do wyrównania. W trzeciej odsłonie wydawało się, że szale zwycięstwa przechylimy na swoją stronę. Dominowaliśmy na tafli, stwarzaliśmy mnóstwo sytuacji, zasypywaliśmy ostatnią instancję gospodarzy mnóstwem strzałów. I nic. Ten ze wszystkich opresji wychodził obronną ręką. Miejscowi ograniczali się jedynie do kontrataków, ale wtedy na wysokości zadania stawał Niesłuchowski. Bronił pewnie. Szkoda „setek”, które nie wpadły. To się zemściło w dogrywce. Grano trzech na trzech. Straciliśmy gola po przedziwnej sytuacji. Naszych trzech zawodników celebrowało wyprowadzenie „gumy”, a przy nich był tylko jeden z warszawiaków. Nie wiem co moim w głowie zaszumiało, że zabawili się w świętego Mikołaja. Mimo iż to nie był 6 grudnia, zachciało im się rozdawać prezenty. Dali sobie odebrać „gumę”, a miejscowy hokeista wyjechał zza naszej bramki, przeciągnął bramkarza i zdobył zwycięskiego gola. Chwila dekoncentracji kosztowała nas dwa punkty.

Mazowsze Legia Warszawa – MMKS Podhale Nowy Targ 2:1 (0:1, 1:0, 0:0; 1:0)
0:1 – Tylka (19:42),
 1:1 – Biepierszcz – Grunwald ( 23:56),
2:1 – Biepierszcz (60:35).
MMKS Podhale: Niesłuchowski; Marek – Cecuła, Gacek – R. Mrugała, W. Bryniczka – Wróbel; Hajnos – Leśniowski – Michalski, Woźniak – Zwinczak – Kos, Tylka – Puławski – Szumal, Leśnicki, Nenko. Trener Jacek Szopiński.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama