Nowotarżanin po sześciu latach zasiadania na tronie mistrza świata w SuperEnduro, musiał oddać koronę komuś innemu. Tadek przegrał z kontuzjami (wyrwany palec wyłączył go z treningów i startów na półtora miesiąca) i chorobą (infekcja, przez którą nie trenował kilka miesięcy), które dopadły go w najważniejszej części sezonu. Polak jednak zacisnął zęby, wrócił na tor, ale nie był w stanie dognić rywali i ostatecznie uplasował się na ósmym miejscu.
- Jeśli chcesz coś ugrać, musisz cisnąć w środku sezonu, wtedy, gdy rozdaje się bardzo ważne karty. Dlatego każdy ostro pracuje, robi miliony okrążeń na treningach, a do tego stale jest w rytmie startowym. Ja w tym czasie nie wsiadałem nawet na motocykl! Robiłem, co mogłem, żeby utrzymać formę, ale to nigdy nie będzie to samo. Cisnąłem mocno, ale nie było innego wyjścia. Trzeba było zagrać va banque. W Łodzi i Riesa byłem potwornie zmęczony treningiem, który sobie narzuciłem. Byłem tego w pełni świadomy i przygotowany na to, że ciało może nie unieść tego wszystkiego – powiedział dziennikarzowi Red Bull Polska.
Przyznał też, że… - Miałem momenty, w których byłem naprawdę zdołowany. Przetłumaczyłem sobie, że skoro tak dużo pracy i zaangażowania włożyłem w przygotowania, bez sensu byłoby schodzić z obranej drogi.
Opr les