Przydomek „Goldi” nie wziął się znikąd. Patryk Wronka na swoim koncie ma między innymi kilka złotych medali Mistrzostw Polski juniorów w hokeju na lodzie oraz cztery tytuły Mistrza Polski Seniorów w unihokeju. Przede wszystkim jest jednak zwykłym, skromnym chłopakiem, którego zwykle nie opuszcza dobry humor. Pytany o receptę na dobre wyniki odpowiada, że pomagają mu żarty i po prostu uśmiech.
Ktoś mógłby mi zarzucić „przecież on nie jest taki młody!”. Istotnie – tak mogłoby się wydawać, bo mając zaledwie 20 lat Patryk ma już za sobą kilka sezonów gry w polskiej Ekstralidze, kilka występów w seniorskiej Reprezentacji Polski i jest jednym z najlepszych napastników w Polsce.
Wywiadu sprzed 3 lat: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=5902
Kiedyś w mediach pojawiła się informacja, że przebywałeś na testach w piłkarskiej FC Barcelonie… Chcesz rozwiać plotki, czy potwierdzić ten fakt?
-Oczywiście nie była to Barcelona. To były tylko medialne plotki. Tak naprawdę jeden agent piłkarski załatwił mi w Hiszpanii testy w Sant Andreu – szkółce klubu z Bilbao. Byłem tam dwa tygodnie na testach, klub płacił mi za przelot, pobyt i wszystko, co czekało mnie na miejscu. Ja mogłem sobie tam po prostu pojechać, zobaczyć jak to wygląda i zdecydować co dalej. Ten agent wiedział już od początku, że sercem jestem cały czas przy hokeju, ale chciał, żebym sam zobaczył jak to wygląda i raz jeszcze podjął decyzję. To były naprawdę fajne dwa tygodnie. Poziom piłkarski i całe szkolenie stoi tam na bardzo wysokim poziomie, ale jakoś dalej mnie to nie przekonało i wolałem zostać przy hokeju.
A chcieli, byś został w Hiszpanii na dłużej?
-Byłem tam dwa tygodnie i trener zaproponował mi, bym został z nimi jeszcze tydzień. Ich klub miał wtedy akurat okres przygotowawczy: graliśmy parę sparingów i chcieli, bym został jeszcze dłużej. W Polsce jednak zaczynał mi się już sezon hokejowy i musiałem wrócić po tych dwóch tygodniach do Nowego Targu.
Znajdujesz teraz jeszcze czas w tygodniu, by gdzieś z czasem z kolegami wyskoczyć zagrać w piłkę?
-Różnie z tym bywa. Kiedyś grałem jeszcze w unihokej w międzyczasie, ale teraz – gdy mam już profesjonalny kontrakt w Podhalu – nie mogę sobie na to pozwolić. Każda kontuzja odniesiona przy uprawianiu innego sportu niż hokej byłaby dużym problemem. Mój obecny trener zabrania mi takich rzeczy.
Czyli dopiero po sezonie będzie szansa na jakieś inne niż hokej granie?
-No tak naprawdę dopiero jak się skończy kontrakt. Klub w Nowym Targu wymaga od nas profesjonalizmu i byśmy w wolnym czasie odpoczywali, a gdy przyjdzie mecz lub trening – dawali z siebie wszystko na lodzie, a nie uganiali się za piłką czy uprawiali jakiekolwiek inne sporty.
A do kiedy zazwyczaj obowiązują was kontrakty?
-To zależy. Ale zwykle do końca sezonu. Kończy się sezon w marcu/kwietniu – kończy ci się kontrakt. Wiadomo: ktoś może podpisać na 8 miesięcy, a ktoś na 12, ale to już zależy od tego, jak się dogadasz z klubem.
Tak więc w półfinałach Salming Ekstraligi Mężczyzn w unihokeju nie możemy się ciebie spodziewać, ale jeśliby Górale awansowali do finału play-off, to jest szansa zobaczyć cię w akcji?
-Myślę, że tak – zdecydowanie. Jeśli chodzi o półfinały, to wypadają one w terminie, kiedy są Mistrzostwa Świata Dywizji I A w hokeju na lodzie, więc jeśli ponownie dostanę szansę występów w Reprezentacji Polski i otrzymam kolejny kredyt zaufania od trenera kadry, to na unihokeju mnie zabraknie. Ale jeżeli będę miał już wolne i nic mnie nie będzie trzymało, to jak najbardziej pomogę chłopakom z Górali walczyć o finał.
Kiedy więc kończy się wam sezon hokejowy w Ekstralidze?
-Jakoś w marcu. Od razu po rozgrywkach rozpoczynają się przygotowania do Mistrzostw Świata, na których będzie spora grupa zawodników z polskiej ligi i tam przez prawie miesiąc będziemy się przygotowywać do najważniejszej dla nas międzynarodowej imprezy w tym roku.
Z jaką dyscypliną wiąże się najszczęśliwszy sportowy moment w twoim życiu?
-Na pewno na myśl przychodzą mi tu zdobyte mistrzostwa Polski, zarówno młodzieżowe w hokeju, jak i seniorskie w unihokeju, ale to, co najbardziej do tej pory cieszy to występy w hokejowej Reprezentacji Polski. Nawet sam mecz z Węgrami na ostatnim turnieju kwalifikacyjnym – patrząc na przestrzeni lat – był dla mnie wielkim sukcesem, choć pewnie po zakończeniu kariery to będzie nic, w porównaniu z tym, co dopiero przede mną.
Twój przepis na sportowy sukces, to cieszyć się z tego, co kocha się robić i pozwolić, by reszta przyszła sama z siebie?
-Dokładnie. Zazwyczaj wychodzę z założenia, że uprawiam sport po to, by mnie bawił. Jeśli mam wychodzić na lód lub boisko obrażony albo zdenerwowany, to jak dla mnie – to nie ma sensu. Gra musi mi sprawiać przyjemność, musi mnie to cieszyć. Jeśli jest inaczej, to uważam, że jest to marnowanie czasu.
I tak Patryk Wronka ma już od zawsze? Od najmłodszych lat?
-Tak, od zawsze mnie to cieszy. Zawsze są momenty, gdzie jest o co grać i to jest dobra motywacja do tego, by ciągnąć to dalej. A przy tym wszystkim są moi znajomi, przyjaciele i rodzina, którzy zawsze mi pomagają i są dla mnie dużym wsparciem.
Grając w cokolwiek musisz obudzić w sobie dziecko…
-No dokładnie. Ja zawsze wychodzę z założenia, że jak mnie coś nie cieszy, to jest do kitu (śmiech).
Element profesjonalizmu i fakt, że grasz już w hokeja zawodowo nic w tej kwestii nie zmienia?
-Nie. Wiadomo – jak się jest już starszym zawodnikiem, to myśli się o rodzinie i swojej przyszłości po skończeniu gry, dlatego wtedy finanse też są ważne, ale w wieku, w którym ja jestem myśli się przede wszystkim o rozwoju i doskonaleniu swoich umiejętności. Zależy ci więc, by ten hokej ci się nie znudził, by cieszył i dawał jak największą satysfakcję – niekoniecznie finansową. Poza tym – całe życie gra się już w tego hokeja i jeszcze pewnie przez drugie tyle czasu będzie się grało, więc ważne jest, by nigdy ta gra nie stała się dla ciebie nudna. Bo jak nie cieszy i jest nudno to mamy do czynienia z niepotrzebną stratą czasu.
A jak godziłeś dawniej szkołę z graniem w hokeja?
-Na pewno niektórzy nauczyciele szli nam na rękę i rozumieli to, że non-stop trenujemy. Gdy mieliśmy klasę sportową, to już w ogóle nie było problemów, bo rano mieliśmy treningi, potem się dopiero szło do szkoły, a po szkole drugi trening. Jednak gdy w szkole średniej wchodziłem do pierwszej drużyny, to nie było zmiłuj – musiałem być codziennie o 10.00 na treningu, jeżeli chciałem myśleć o grze i walczyć o skład. Także tutaj nauczyciele raczej musieli być bardziej wyrozumiali. Na szczęście szli mi na rękę i pozwalali ewentualnie zdawać różne rzeczy w późniejszych terminach.
W tej chwili dalej się uczysz?
-Tak, przygotowuję się teraz do zdania matury, bo aktualnie mam tylko zawód. Ale ciężko jest z motywacją, bo z reguły jak wracam z treningu, to jem szybko obiad i zaraz idę spać (śmiech). Nie wiem czy to jest już jakiś rytuał, czy co, ale już od dłuższego czasu to praktykuję, że zawsze po obiedzie mam godzinną „drzemkę”.
A myślisz o studiach później?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Bardziej skupiam się teraz na grze w hokeja. Wiadomo, że nie będzie się grało całe życie – to jest jasna sprawa – ale o studiach jeszcze nie myślę. Póki co robię sobie tylko do tego zawodu dodatkowo maturę, żeby mieć ewentualnie w przyszłości jakąś drugą opcję na życie.
Ty postawiłeś akurat na sport, ale tak czy siak – zazwyczaj w gimnazjum – młodemu człowiekowi przychodzi podjąć decyzję, czy „bardziej się zaangażować” w sport, a co za tym idzie: mniej skupić się na przykład na szkole. I wtedy występuje pewna obawa, czy aby na pewno…
-Owszem, jest taki moment. Wtedy też patrzysz przez pryzmat tego, czy widzisz w sobie nadzieję lub/i czy trenerzy mówią, że coś z ciebie będzie. Przykładowo z naszej byłej klasy sportowej – gdzie było na siedemnastu – w drużynie seniorskiej Podhala gram teraz tylko ja i Błażej Kapica. Nigdy więc nie wiadomo jak się to wszystko potoczy i przychodzi taki okres, gdzie sam widzisz, czy jest szansa dostać się do tej pierwszej drużyny i czy możesz angażować się na maksa, czy jednak trzeba postawić na szkołę. Ale to musisz dostrzec sam i sam podjąć taką decyzję.
Chciałbym więc spytać, czy wmawianie sobie, że jesteś dobry pomaga i z czasem faktycznie taki się stajesz, czy jednak jest to próba oszukiwania samego siebie?
-Tutaj dużo zależy od trenera. On musi dać ci szansę, on musi wiedzieć, że może ci zaufać. Niemniej jednak to, co masz w głowie też jest ważne, bo jak wierzysz w siebie, to myślę, że możesz osiągnąć bardzo dużo.
Marzenia napędzały cię do gry?
-Przy tym graniu w hokeja zawsze się miało jakieś marzenia. Pamiętam, jak byliśmy młodsi i chodziliśmy z chłopakami na mecze ekstraligowego Podhala i marzyliśmy o tym, by kiedyś też zagrać w tej drużynie. Że nie wspomnę o występach w Reprezentacji Polski. A gdy już udało się dostać do pierwszej drużyny, a potem do Reprezentacji, to teraz patrzy się dalej: by osiągnąć jeszcze więcej. Poprzeczkę trzeba sobie podnosić coraz wyżej, żeby nie stanąć w miejscu. Nie ma co się zatrzymywać – tym bardziej w tak młodym wieku, jak mój. Jeżeli mi tylko zdrowie pozwoli, to jeszcze bardzo dużo gry przede mną i chciałbym się przez ten okres cały czas rozwijać.
A czy hokej w jakikolwiek sposób zabrał ci czas na takie rzeczy jak imprezy, czy inne zabawy?
-Ja akurat nie jestem typem imprezowicza. Nigdy mnie jakoś nie ciągnęło do klubów, czy na dyskoteki. Wiadomo, że od czasu do czasu się poszło na jakąś imprezę, bo to też jest dla człowieka, ale nigdy jakoś za tym nie latałem. Od czasu do czasu wyskoczymy też gdzieś z chłopakami z drużyny, ale generalnie wiemy, kiedy jest czas na zabawę, a kiedy na ciężką pracę i spokojny odpoczynek po treningu.
Jak więc najchętniej spędzasz wolny czas?
-Jestem akurat typem domownika. Jak mam wolne, to odpoczywam w domu, posiedzę z rodziną albo wyjdę gdzieś z dziewczyną. Nic specjalnego tak naprawdę. Albo uprawiam sport przed telewizorem na kanapie (śmiech). To też lubię. Oglądam praktycznie wszystko co się da – jeśli chodzi o różne rozgrywki sportowe.
A jak wspominasz młodzieńcze lata gry w hokeja pod względem pomocy osób z zewnątrz: rzucano wam kłody pod nogi, czy raczej starano się pomóc? Młodzieżowy hokej był doceniany?
-Wiadomo, że zawsze znalazł się ktoś, kto powiedział, że „ty czy ty jesteś taki i taki”, ale dla mnie najważniejsze było zdanie mojego trenera oraz bliskich, którzy mnie wspierali. To, co słyszało się z zewnątrz w ogóle mnie nie obchodziło. Z kolei pod względem organizacyjnym, to dało się zauważyć, że Nowy Targ to miasto przystosowane do hokeja, gdzie też kibice są bardzo wymagający i zawsze starasz się dać z siebie wszystko na meczach. Tu jest taki szczególny klimat do hokeja już od dłuższego czasu. Jesteśmy najbardziej popularnym klubem w Polsce, więc są też tutaj idealne warunki do uprawianie tego sportu. Myślę, że każdy kto mieszka w Nowym Targu, miał jakąś styczność z hokejem.
W takim razie jak obcokrajowcy reagują na nasze miasto i klub w Nowym Targu? Jak myślisz?
-Wydaje mi się, że oni poznają je dopiero po czasie, gdy zaczynają już grać, ale jak przyjeżdżają, to – mimo że nie jesteśmy jakąś wielką ligą – wiedzą już, że na przykład jesteśmy najbardziej utytułowanym klubem w Polsce. Generalnie z tego, co słyszę, to naszym obcokrajowcom bardzo podoba się w Nowym Targu, głownie ze względu na fajny klimat w tym małym, ale bardzo ładnym mieście. Góry, jakie mamy wokół też robią myślę wrażenie. Tak czy siak jest tutaj coś, co się im podoba.
A potrafiłbyś wymienić jakiegoś obcokrajowca, z którym grało ci się do tej pory najlepiej?
-Na pewno Jarmo Jokila prezentuje bardzo wysoki poziom i można się od niego wiele nauczyć. Powiedziałbym nawet, że jest jednym z najlepszych obcokrajowców w całej naszej lidze. Grał w lidze fińskiej, ma bardzo duże doświadczenie i gra, a tym bardziej treningi z nim to wielka przyjemność.
A jeśli chodzi ogólnie o twojego najlepszego kolegę z lodu?
-No na pewno najlepiej dogaduję się z Damianem Tomasikiem. Od małego żyjemy ze sobą, wychowaliśmy się na tym samym osiedlu i cały czas, praktycznie od dziecka gramy w jednej drużynie, zarówno w hokeju i unihokeju, jak i czasem w piłce nożnej. Siłą rzeczy odnajdujemy więc wspólny język i jesteśmy jednymi z lepszych „ziomków” w Podhalu (śmiech).
Z dotychczasowej rozmowy wnioskuję, iż nigdy nie miałeś wątpliwości, że hokej to jest coś, co chcesz w życiu robić?
-Nie ukrywam, że zdarzało się pomyśleć, że „a może jednak piłka nożna?”, ale generalnie za dużo czasu poświęciłem na hokej i za bardzo mi się to podoba, żebym mógł z tego zrezygnować.
Wspominając swoje wcześniejsze lata gry, chciałbyś coś przekazać młodym hokeistom?
-Przede wszystkim to, żeby dużo trenowali i nigdy się nie załamywali, bo zbyt dużo dobrych zawodników skończyło karierę w młodym wieku, a mogli naprawdę dużo osiągnąć. Chciałbym więc wszystkim młodym hokeistom powiedzieć, by poświęcili się ciężkiej pracy i nigdy nie załamywali rąk, a na pewno przyniesie to efekty.
Jak myślisz – w przypadku kończenia w młodym wieku hokejowej kariery przez różnych zawodników – jak duże znaczenie miały pieniądze, a jak sporo po prostu fakt, że nie chciało się im już dalej tego ciągnąć?
-Na pewno hokej na lodzie jest drogim sportem i co do tego nie ma co się oszukiwać. Sporo kosztują wyjazdy, jak i sam sprzęt. Tym bardziej, że jakość sprzętu idzie cały czas w górę, a z nią również ceny. Każdy chce mieć zaś ten sprzęt jak najlepszy, więc często brakuje finansów. Dlatego wiadomo, że pieniądze odgrywają tu dużą rolę, choć i tak myślę, że klub dużo teraz daje od siebie, żeby na przykład takim dzieciakom z naboru ten sprzęt skądś załatwić. Jak ktoś jest biedniejszy, to się mu po prostu pomaga, takie dziecko nie jest nigdy zostawione same sobie. Mamy w magazynie dużo takiego właśnie używanego sprzętu, który jest udostępniany młodym hokeistom. Także w kwestii finansów w razie czego zawsze można liczyć na pomoc klubu.
Da się w ostatnim czasie odczuć w klubie – w Podhalu – coraz więcej profesjonalizmu?
-Ja tak naprawdę gram w pierwszej drużynie dopiero od trzech lat, ale odkąd prezesem jest tu pani Agata Michalska, to na pewno wszystko idzie w górę i jest to widoczne. Nie wiem dokładnie jak było wcześniej, ale – jak się można domyślić – nie wyglądało to najlepiej. Spadek i wszystkie sprawy z nim związane nie przyniosły nic dobrego, ale odkąd pani Agata jest prezesem, a trenerem Marek Ziętara, to wszystko idzie w dobrym kierunku. Tak samo zarządzenia klubem jest na dużo wyższym poziomie: co chwilę się coś dzieje i dużo więcej słychać o naszym klubie. A jak wiadomo – media robią bardzo dużą robotę, jeśli chodzi o pozyskiwanie sponsorów przez klub. Dobrze by było, żeby również o całym polskim hokeju więcej się mówiło w naszym kraju: żeby wyjść bardziej do mediów, do telewizji i żeby ten nasz sport jeszcze bardziej się rozwinął. Bo to naprawdę bardzo fajna i szybka dyscyplina. Nie wiem czy znajdzie się gdziekolwiek szybszy i bardziej kontaktowy sport. Wszystko zależy też od wyników reprezentacyjnych, ale tu również coraz lepiej to wygląda i poziom idzie w górę, więc myślę, że z roku na rok będzie coraz lepiej.
Jaki wkład w rozwój klubu ma trener pierwszej drużyny, Marek Ziętara?
-Myślę, że jego wkład w rozwój zespołu jest ogromny! Jego zaangażowanie i profesjonalizm naprawdę robią wrażenie. Ja jako zawodnik mogę tylko cieszyć się z tego, że mogę z nim pracować i wiele wynosić z treningów.
A co, jeśli kiedyś przyszłoby ci się z nim rozstać? Myślisz o zmianie klubu?
-Jasne, że może przyjść taki okres, gdzie nie będziemy pracować w jednym zespole, bo taki jest sport, ale na pewno wiele mu zawdzięczam i pracę z nim będę zawsze dobrze wspominał. A jeżeli chodzi o mnie, to póki co skupiam się na dokończeniu tego sezonu w Podhalu z jak najlepszym rezultatem i nie chcę w żadnym razie wybiegać w przyszłość.
Czyli generalnie – zbierając te wszystkie informacje do tej pory – widzisz pewne szanse i nadzieje na rozwój hokeja w Polsce?
-Tak. Myślę, że wszystkie osoby zarządzające naszym sportem w Polsce starają się, by prezentował się on jak najlepiej i żeby ten poziom sportowy cały czas szedł w górę. Sami jako zawodnicy również dajemy z siebie wszystko, by tak się działo.
Myślisz, że Elita jest blisko, jeśli chodzi o Reprezentację?
-Myślę, że poziom drużyn, które co roku spadają z Elity jest bardzo podobny do poziomu drużyn z dywizji, w której jesteśmy my. Tak naprawdę w spotkaniach z tymi zespołami zadecydują detale oraz indywidualne błędy, bo gra jest na podobnym poziomie.
Przed wami w kwietniu Mistrzostwa Świata Dywizji I A. Odbędą się one w Katowicach, chociaż miały być w Krakowie… A ty gdzie wolałbyś grać?
-No wyniknęło z tego pewne zamieszanie, ale my jako zawodnicy nie przejmujemy się tym, gdzie będziemy grać. Fajnie, że gramy u siebie – to na pewno cieszy i to jest najważniejsze, bo liczymy że przyjdzie sporo kibiców i będą nas wspierać swoim dopingiem. Jeśli chodzi o Katowice, to ja akurat miałem okazję zagrać tam w Meczu Gwiazd i muszę powiedzieć, że cała hala jest fantastycznie przygotowana do mistrzostw. Grało się naprawdę bardzo przyjemnie. Nie mam więc z tym żadnych problemów, że nie gramy w Krakowie, bo Katowice są również naprawdę świetnie przygotowane do tej imprezy pod względem organizacyjnym.
Na zakończenie naszej rozmowy: jakie są twoje plany na najbliższe miesiące?
-Przede wszystkim teraz skupiamy się na play-offach. To jest w naszych głowach na tę chwilę, bo do tego przygotowujemy się przez cały sezon. Całą rundę zasadniczą ciężko pracujemy, by wejść w decydującą fazę rozgrywek jak najlepiej, także musimy się na niej teraz mocno skoncentrować. Po zakończeniu ligi – co cały czas gdzieś tam siedzi w głowie – będę chciał się dostać do Reprezentacji Polski i pojechać razem z nią na Mistrzostwa Świata do Katowic, bo to naprawdę fantastyczna okazja, bym w meczach z najlepszymi zdobył ogromne doświadczenie. Tym bardziej, że bardzo bym chciał, żeby sezon nie skończył się dla mnie w marcu, tylko żebym mógł grać aż do kwietnia – do końca Mistrzostw Świata.
I tego życzę ci zarówno ja, jak i myślę wszyscy kibice „Szarotek”. Wszystkiego dobrego i wielkie dzięki za rozmowę!
-Również dziękuję!
Pozostałe wywiady z serii:
- Wywiad z Karolem Pelczarskim
- Wywiad z Dawidem Dudą
- Wywiad z Jakubem Haburą
- Wywiad z Fabianem Lesnerem cz. 1 i cz. 2
- Wywiad z Justyną Florczak
- Wywiad z Pauliną Pawlikowską cz. 1 i cz.2
- Wywiad z Katarzyną Fułą cz. 1 i cz.2
- Wywiad z Kingą Piędel cz.1 i cz.2
Tekst Jakub Udziela