05.09.2009 | Czytano: 2056

Zaciąć gaz i… czyścić oponę

Miniony weekend był ponownie bardzo pracowity dla Jana Stachonia Tutonia. Motocrossowiec zakopiańskiego TKM startował po raz kolejny na gościnnych torach Słowacji.

W Hornych Plahtincach odbyła się piąta runda Malokarpatsky’ego Poharu. Na zawody zjechała cała czołówka słowackiego motocrossu z wyjątkiem aktualnego lidera Jaroslava Majchřaka.

Tym razem organizatorzy nie musieli martwić się o kurz spowodowany upałem. Rano zawodników na torze obudziło słońce, pierwsze treningi dowolne odbyły się jeszcze przy słonecznej pogodzie. Jednak po godzinie jedenastej tor zamienił się miejscami w rwący potok. Niesamowita burza i ulewa trwały ponad 3 godziny. Wielu zawodników zrezygnowało ze startu z powodu bardzo trudnych warunków W klasie Stachonia Tutonia – MX 85- na starcie stanęło 18 zawodników.

- Wiedziałem, że będzie bardzo ciężko, lecz uznaliśmy z tatą, że powinienem wystartować – mówi zakopiański motocyklista. - W wielkim błocie jeździ się zupełnie inaczej, niż na suchym, szybkim torze. To tak jakby się ścigać na piasku. Trzeba zaciąć gaz i ”czyścic” tylną oponę. Tak zrobiłem. Muszę powiedzieć, że czasami nawet lubię jeździć w takich warunkach. Wtedy wychodzą na jaw umiejętności jazdy w ciężkich warunkach i technika jazdy. Bez niej w błocie będziesz się tylko przewracał.

Stachoń, już od startu dał popis swojej kunsztownej jazdy. Słowacy określili, iż był to wyścig jednego zawodnika. Zdominował pozostałych zawodników, perfekcyjnie radząc sobie z podjazdami, skoczniami i zjazdami. Jako pierwszy minął linię mety. Kolejny zawodnik został wymachany chorągiewką 1,20 sek. po zwycięzcy.

O tym jak ciężki był to wyścig niech świadczy to, że tylko sześciu jeźdźców dojechało do mety. Organizatorzy odwołali drugie wyścigi, ponieważ z technicznego punktu widzenia było to niewykonalne. Nadciągnęła kolejna fala opadów. Opóźnienia w czasie były spore, a i tor przypominał jedną wielką maź. Zawodnicy mieli tony błota na swych stalowych rumakach.

- Było naprawdę ciężko – przekonuje Jan Stachoń Tutoń. - Motocykl był tak zalepiony błotem, że pod koniec biegu bałem się skakać. Wiedziałem, że nie mogę ruszyć nogi z podnóżka, bo już jej z powrotem nie położę. Razem z motocyklem ważyłem chyba ponad 150 kg. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się tak świetnie pojechać w tak trudnych warunkach.

Nazajutrz zakopiańczyk wystartował w Jeśkowej Vsi w kolejnej rundzie Pucharu Środkowej Słowacji. Tym razem pogoda była słoneczna, chociaż organizatorzy mieli obawy, ponieważ ulewa trwająca 24 godziny skończyła się dopiero w noc poprzedzającą zawody. Tu również na starcie stawił się komplet słowackich zawodników. W kwalifikacjach Stachoń wykręcił drugi czas i tak wjechał na bramkę startową. Wybrał bardzo dobre miejsce startowe, w wyniku czego wygrał start. Nie oddał prowadzenia aż do końca wyścigu, mimo nacisku Patryka Novocky’ego.

- Byłem trochę zmęczony po wczorajszym starcie, ale sprężyłem się i udało się. Ponownie wygrałem, chociaż cały wyścig słyszałem za sobą motocykl rywala – twierdzi Jan Stachoń Tutoń.

Do drugiego biegu Jasiu wyjeżdżał bardzo zdenerwowany. Po ukończeniu pierwszego wysięgu, zaraz za metą, zgasł mu motocykl i… już nie chciał odpalić. Z usterką przez dwie godziny walczył mechanik.

- Wjechałem na start i gdy zobaczyłem tablicę, że do startu pozostało 15 sekund, ponownie motocykl odmówił posłuszeństwa – opowiada. - Podniosłem ręce i… zostałem. Inni zawodnicy wystartowali. Było mi strasznie przykro, lecz trudno takie rzeczy się zdarzają. Do tej pory nic takiego mnie nie spotkało. Zawsze mam świetnie przygotowane motocykle. Straciłem punkty, lecz jakoś nie rozpaczam, gdyż te Puchary jeżdżę treningowo. Oby nic takiego mnie nie spotkało na mistrzostwach Polski czy Europy.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama