Gole, które pomogły NKP odniesieniu zwycięstw. Fabian Fałowski – bo o nim mowa - dokonał tego będąc, do zdobycia drugiego gola, dziesięć minut na boisku!
O tym, że rodowity sądeczanin ma snajperski instynkt przekonywał trener Ryszard Kuźma. Ówczesny sternik biało –czarnych podczas treningów zauważył w młodym zawodniku coś czego nie dostrzegali jego poprzednicy. Jak się później okazało, był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Dał mu szansę debiutu w pierwszoligowej Sandecji. Fabian nie zawiódł. Tak jak teraz nie zawodzi Marka Żołędzia.
- Fabian jest znany z tego, że potrafi się znaleźć w polu karnym. Piłka zawsze go znajdzie i potrafi to wykorzystać. To jest nasz joker – z przekonaniem mówi Marek Żołądź, o zawodniku, który w juniorach zaczynał na boku pomocy. Dopiero Janusz Świerad przemianował go na napastnika.
Fabian długo przebijał się do pierwszego zespołu. Szkoleniowcy nie widzieli w nim zawodnika mogącego być częścią zespołu, więc wypożyczany był do klubów z niższej klasy rozgrywkowej. Grał w Lubaniu Maniowy, Limanovii i Unii Tarnów.
Fałowski kontynuuje rodzinne tradycje. Dziadek Marcin strzegł bramki Sandecji, ale też Dunajca Nowy Sącz. Tata Tomasz grał w napadzie i strzelał gole dla wizytówki Nowego Sącza na drugoligowym poziomie. – Obaj dołożyli cegiełkę do mojej futbolowej pasji – twierdzi Fabian.
- Dla trenera Podhala jesteś jokerem. Wpuszcza cię na boisko w drugiej połowie, a ty szybko załatwiasz sprawę. Recepta na tak szybkie bramki?
- Nie ma żadnej recepty. Wchodzę na boisko i robię to, co do mnie należy. Powinnością napastnika jest ulokowanie piłki w bramce. Muszę zaakceptować decyzje trenera i być zmiennikiem. Na boisku zawsze chcę dać z siebie wszystko. Każdy zawodnik chciałby jednak grać od pierwszej minuty. Ja również.
- Z ilu strzelonych bramek dla Podhala będziesz zadowolony?
- Chciałbym trafiać jak najczęściej. Dziesięć goli w rundzie byłoby wspaniałym osiągnięciem. W drugiej lidze zdobyłem sześć bramek. W pierwszej przez dwa lata tylko siedem.
- Dziadek chyba jest twoim najsurowszym recenzentem. W wywiadzie ostro cię potraktował, szczególnie za to, że odrzuciłeś ofertę Legii Warszawa, gdy byłeś jeszcze juniorem.
- Dziadek surowo mnie ocenia. Rzeczywiście miałem ofertę z Legii. Tak wyszło, że zostałem w Sandecji. Można teraz żałować tego kroku, bo zapewne moja kariera potoczyłaby się inaczej. Mogłem też wylądować w Lechu Poznań, bo też byli zainteresowani moją osobą. Jestem jednak w Nowym Targu. Mam nadzieję, po spadku z wysokiego konia, odbudować się tutaj, żeby wrócić do wyższych lig.
- Dlaczego spadłeś z wysokiego konia?
- W Sandecji nie strzelałem tylu goli ile ode mnie wymagano. Kontrakt mi się skończył i nie przedłużono go. Przyszła oferta z Podhala i z niej skorzystałem.
- Podhale było jedyną opcją?
- Miałem propozycję z klubów z pierwszej i drugiej ligi, ale mało konkretne. Do tego czas naglił. Letnie okienko jest bardzo krótkie. Zdecydowałem się bronić barw Podhala.
- Znajomość z trenerem Markiem Żołędziem z Maniów pomogła w podjęciu decyzji?
- Na pewno. Nie tylko trenera znałem z występów z Maniów, ale także kilku piłkarzy. Łatwiej jest się zaadaptować w takiej drużynie, niż w zespole, w którym nikogo się nie zna.
- Jak zagrasz od pierwszej minuty, to strzelisz dwie bramki w pięć minut?
- Mam nadzieję, że dokonam tego w sobotę.
Stefan Leśniowski