02.08.2014 | Czytano: 2774

Skaczące motory na rynku ( + zdjęcia)

- Pokazy robimy na 50, no może na 30% naszych możliwości. Na luzie, pod publiczkę. Urządzamy je od kilku lat w Nowym Targu przy okazji Rajdu Tatrzańskiego. Mają zachęcić młodych i głodnych sportu, zarazić ich motocyklowym bakcylem. Jest to przednia zabawa, przy której miło można spędzić czas - przekonuje Rafał Luberda.

To były mistrz Polski w trialu, reprezentant kraju, obecnie trener, twórca sukcesów nowotarskich trałowców. A ci niepodzielnie rządzą i dzielą na krajowym podwórku od dobrych kilku lat. Rafał wspólnie w braćmi Łukaszczykami, Michałem i Jakubem, dali pokaz iście cyrkowych umiejętności na motocyklu. To była tylko namiastka tego, co wykonują podczas zawodów o mistrzostwo kraju. Tam ewolucje są zdecydowanie trudniejsze, do tego w nieprzewidywalnym zmiennym terenie. Potrafią wyjechać motocyklem tam, gdzie nie da się przejść na piechotę bez odpowiednich akcesoriów np. liny czy czekana. A o zwycięstwie decydują milimetry.

Wspomniana trójka walczyła o puchar burmistrza. Pierwszy człowiek w mieście miał wybrać najlepszego, ale scedował  odpowiedzialność na publiczność. To siła oklasków miała wyłonić triumfatora. Publiczność „wyklaskała” najmłodszego Jakuba Łukaszczyka, który od rana do późnego popołudnia, w lesie zmagał się z korzeniami, kamieniami i rwącym potokiem. Krótko - walczył o kolejne punkty w mistrzostwach Polski. W najsilniejszej grupie zajął trzecie miejsce, przegrał z bratem Michałem, a ten ośmioma „oczkami” ( albo jak to woli podpórkami) z Gabrielem Marcinowem. Michał po pierwszej pętli prowadził jednym punktem. Marcinów złapał punkty karne za spóźnienie. – Trzecią zawaliłem i dlatego nie wygrałem – odparł Michał.

- Dlaczego tylko ci jechali pokazy? - powtarza moje pytanie Rafał Luberda. – Bo są najbardziej precyzyjni, nie stresują się przy publiczności – pada odpowiedź. – Pokazy rządzą się swoimi prawami. Wybrałem najbardziej odpowiedzialnych, którzy nie zawiedli mnie w takich pokazach. Bardzo ważne jest, aby jeździec podczas ewolucji nie popełnił błędu.

Na pewno błąd byłby kosztowny, szczególnie podczas przeskakiwania dwóch osobników leżących na ziemi. – To byli ochotnicy – zaznacza Rafał Luberda. – Oczywiście każdy ma pietra leżąc na ziemi, gdy nad nim motocykl ma pofrunąć. Zawsze jest jakieś ryzyko, że coś może się zdarzyć. Ten numer wykonujemy od 10 lat i szczęśliwie się kończy. Robimy go na 110%. Bezpieczny jest to pokaz.

W pokazach wzięli także udział najmłodsi adepci trialowej sztuki. Trzeba przyznać, że było ich sporo i to nie tylko płci męskiej.

Tekst + foto Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama