01.07.2013 | Czytano: 3075

Dopadł go!

- Wreszcie go nadgryzłem i apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak złapałem go za palec, to teraz trzeba spróbować złapać go za rękę – mówi Gabriel Marcinów, aktualny mistrz Polski, który po raz pierwszy pokonał Czecha Jiřego Svobodę. Dokonał tego w Kysaku ( Słowacja), gdzie rozgrywana była piąta i szósta eliminacja mistrzostw Polski w trialu motocyklowym i równocześnie pierwsza i druga eliminacja MACEC Cup.

Już tradycyjnie prym w zawodach wiedli motocykliści AMK Gorce Nowy Targ. Po prostu nie ma na nich mocnych. W sześciu eliminacjach zdobyli 2207 punktów. Druga w tej klasyfikacji wrocławska Sparta uzbierała raptem 809 „oczek”! To przepaść! 
Najwięcej satysfakcji z rajdu może mieć mistrz Polski Gabriel Marcinów. Z każdym startem był coraz bliżej Czecha Jiřego Svobodę (Sparta), aż wreszcie z nim wygrał. Satysfakcja była ogromna. Tym bardziej, iż rajd odbywał się w międzynarodowym towarzystwie. Na starcie pojawiło się wielu Słowaków, Czechów, Łotyszy i Rosjan.

- Nareszcie go dopadłem – mówi Gabriel Marcinów. – Czuję wielką satysfakcję, bo rzeczywiście od dawna deptałem mu po piętach, ale zawsze niewiele brakowało. Kysak mi leży, zawsze dobrze mi się tam jeździło. Bezbłędny nie byłem, ale inni też się mylili. Motocykl elegancko się spisywał. Pechowa była trzecia sekcja, gdzie stalowy rumak mi się klinował. Wydawało mi się, że jest już posprzątane, bo nie śledziłem wyników, ale okazało się, że nie tylko ja na tym odcinku miałem problemy. Również moi najgroźniejsi konkurencji męczyli się okrutnie. Wreszcie go nadgryzłem i apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak złapałem go za palec, to teraz trzeba spróbować złapać go za rękę.

Trasa w Kysaku usytuowana była głównie w lesie i wąwozie z potokiem. W pierwszym dniu pogoda dopisywała przez trzy pętle (były 4 po 8 sekcji), a na ostatniej rozpadało się na dobre. Warunki zmieniły się diametralnie. Widzowie i zawodnicy na brak atrakcji nie mogli więc narzekać, bo motocykle często stawały dęba, jeźdźcy spadali ze stalowych rumaków, nieraz pikowali na główkę.


Gabriel Marcinów na podpium

 

Gabryś rozpoczął rajd spokojnie pokonując dwie pierwsze sekcje bezbłędnie. Na trzeciej, najtrudniejszej, podczas wyskoku na śliski skośny kamień, złapał trzy nogi, ale jego najgroźniejszy rywal Svoboda miał na koncie dwie.

– Jazda „ na styk” trwała do szóstej sekcji, gdzie złapałem piątkę. W trzeciej pętli na trzeciej sekcji motocykl mi się zsunął po wyskoku na śliski kamień. Tylne koło wpadło między kamień a korzeń. To spowodowało spadnięcie łańcucha i zniweczyło szanse na zwycięstwo w tym dniu – opowiada Gabriel Marcinów.

Ale co się dowlecze… W niedzielę było nowe rozdanie i kolejna szansa na wygraną. Tym razem pogoda dopisała, ale deszcz w poprzednim dniu zrobił swoje. Warunki na trasie były nieco trudniejsze. Było bardziej ślisko. Każdy element trzeba było pokonywać bezbłędnie. Nie było miejsca na zawahanie, bo próba poprawiania na śliskim kończyła się zazwyczaj podpórką lub często zdobyciem maksa, czyli pięciu punktów. Gabryś już na drugim odcinku przekonał się, że koncentracja musi być maksymalna. Postawił nogę na śliskim dojeździe do skały, jednak tą najtrudniejszą trzecią sekcję pokonał na 3 punkty karne, a jego najgroźniejszy rywal złapał piątkę. Przewagę Gabryś dowiózł do końca pętli. Petr Vranak też miał 5 pkt. karnych.

Druga pętla przejechana perfekcyjnie przez Gabrysia i przewaga mistrza Polski wzrosła. Na trzecim okrążeniu powtórka z dnia poprzedniego. Spadł łańcuch na trzeciej sekcji, w rezultacie 6 pkt. karnych, Svoboda - 3, Vranak - 7. Na ostatnie okrążenie Gabryś wyjechał z 4- punktową przewagą. Najgroźniejszy rywal zdołał ją zmniejszyć tylko do dwóch „oczek”. Petr Vranak wyjechał jako ostatni na ostatnią pętlę i dzięki pomocy sędziów złapał tylko jeden punkt karny. To jednak nie wystarczyło, by pokonać Gabrysia. Polak przejechał więcej sekcji na zero i wygrał.

- Zwycięstwo smakuje wyśmienicie, bo przecież odniesione zostało na „obcej” ziemi. „Ściany” nie pomagały, a sprzyjały gospodarzom. Jak oglądaliśmy sekcje przed rajdem, to odcinki w śladzie „A” były mocno zjeżdżone. Widać, że ktoś na Słowacji miał ciśnienie na wygraną, ale nie tędy droga. Ogólnie ładne zawody, trasa dobrze przygotowana – powiedział Gabriel Marcinów.

Różnice między pozostałymi zawodnikami już spore. Michał Łukaszczyk w obu próbach „złapał” identyczną ilość punktów karnych – 61. Świetnie radzi sobie jego młodszy brat Jakub, a także młodzik Oskar Kaczmarczyk, startujący w najmocniejszej grupie.

- Na łatwych odcinkach nie ma prawa się złapać piątki. Jeśli się je łapie, to trudno marzyć o dobrym rezultacie – mówi Rafał Luberda, trener AMK Gorce. – Trzeba jechać maksymalnie skoncentrowanym. Jeśli są łatwe zawody, to nie ma gdzie później odrabiać punktów. Naszym młodym zawodnikom brakuje jeszcze rutyny. Oskar świetnie sobie radzi, bo trzeba wziąć pod uwagę, że jedzie na „125”. Rajd był podjazdowy i motocyklowi brakowało mocy. Gdyby miał duży motocykl, to jestem święcie przekonany, że powalczyłby o lepszy wynik.

W grupie B w pierwszym dniu triumfował Rafał Luberda, który po dłuższej przewie powrócił na trasy. Pokonał w sobotę Tomasza Hajduka z Smoka. Nazajutrz zamienili się miejscami, ale obaj mieli identyczną ilość punktów karnych, po 34.

- Przegrałem zerami – mówi Rafał Luberda. – Na jednej belce za słabo dodałem gazu, cofnąłem motocykl i była „piątka”. Walczyliśmy ostro, jak za dawnych dobrych czasów. Czysta zabawa.

Grupa C to dominacja Bogusława Sięki. On jest jak wino, im starszy, tym lepszy. – Ta klasa jest najbardziej wyrównana – twierdzi Rafał Luberda. – Do zwycięstwa pretenduje 5- 7 zawodników. Toteż zacięta rywalizacja trwała aż do ostatniego odcinka. Dwa razy wygrał Boguś. Świetnie w żakach pojechał Maciuś Steskal, okazał się bezkonkurencyjny. Świetnie radził sobie z odcinkami. Również na „pudle” w tej kategorii wiekowej znalazł się Daniel Nykaza.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama