03.09.2013 | Czytano: 6126

Niektórym odebrało rozum

- To jest coś okropnego co się dzieje w polskim hokeju. To już nie farsa, to tragedia. Trzeba bić na alarm, by ratować resztki tego co zostało – mówi żywa legenda polskiego hokeja, Walenty Ziętara, o aktualnej sytuacji w rodzimym hokeju.

- W mojej 50- letniej hokejowej karierze po raz pierwszy doszło do takiej sytuacji, że ludzie, którzy powinni działać dla dobra hokeja, doprowadzają dyscyplinę do upadku – rozwija myśl 11-krotny mistrz Polski i tyleż razy uczestnik mistrzostw świata, 3-krotnie wybierany najlepszym hokeistą w Polsce, uczestnik igrzysk olimpijskich, który w roli szkoleniowca pracował w Szwajcarii i we Włoszech. – Mamy skłócone środowisko, które nie wiadomo o co walczy. Nie wiem przy czym upiera się Związek. Związkowi działacze powinni robić wszystko dla podnoszenia poziomu i popularyzacji polskiego hokeja, by coraz więcej było klubów, zawodników i kibiców. Do tego potrzeba jasnego i długofalowego programu. Jest zgoła odwrotnie. Kluby upadają, młodzi zawodnicy wieszają łyżwy na kołku. Wszystko robi się pod kątem własnych interesów. Chce się tworzyć ligę zawodową, ale na wariackich papierach, bez merytorycznego i prawnego przygotowania. Powstaje Dream Team, twór na dziwnej zasadzie, bez programu. Pytam się: Po co? Zatrudniono dwóch trenerów rosyjskich z górnej półki, którzy mieli uzdrowić nasz hokej, a tylko go skłócili. Zarabiają takie pieniądze, że doprowadzają go do ruiny. 1,2 mln. złotych, to pieniądze, za które śmiało można byłoby na lata zbudować świetny program dla młodzieży, która, za 8- 10 lat, pomogłaby wydobyć dyscyplinę z przepaści. Tymczasem wydajemy duże pieniądze i najwyżej przesuniemy się o jedno „oczko” wyżej w światowym rankingu. W sytuacji jaka się wytworzyła, to zapewne nawet tego nie będzie. Możemy nawet spaść.

- Liga ruszy?
- Mam nadzieję, że rządzący polskim hokejem wreszcie otrzeźwieją. Na razie wygląda jakby stracili rozum. Nie można się upierać przy lidze zawodowej, jeśli jest źle przygotowana. W żadnej lidze zawodowej nie ma tak, by drużyny płaciły i utrzymywały ją, a nie miały nic z tego. W krajach, w których ligi zawodowe funkcjonują od lat, bezsprzecznie kluby wpłacają udziałowe, ale liga ta ma specjalny zespół ludzi, którzy zajmują się marketingiem i wpływy dzielone są na kluby. U nas kluby muszą wszystko zapłacić i poszukać sobie sponsora. Inne są regulaminy, inne też zasady.

- Kluby mają rację, że nie przystąpiły do PHL?
- Oczywiście. Za co mają płacić drużyny? „Dzikie karty”. Po co? Żeby Związkowi pomóc załatać dziurę budżetową? Pokryć długi? Prezes się upiera i straszy, że w lidze zawodowej zagrają dwie drużyny. Co to ma wspólnego z troską o hokej? Co to ma wspólnego z podnoszeniem poziomu?

- Jakie jest wyjście z tej patowej sytuacji?
- Liga powinna grać pod szyldem PZHL i na podstawie jego regulaminu. W miejsce Zagłębia wchodzi Podhala jako finalista play off. Jeśli Hałasik na siłę chce wprowadzić do rozgrywek Dream Team, to nic nie stoi na przeszkodzie, by była to liga open. Kto ma budżet ten gra. Może grać Opole, Toruń, Gdańsk… Może być 16 zespołów i po rundzie wstępnej podział na dwie grupy „silniejszą” i „słabszą”.

- To dlaczego Hałasik nie ogłosi ligi open, tylko tak bardzo się upiera przy lidze zawodowej?
- Nie wiem. Nie znam prezesa, który chyba wyskoczył z kapelusza i robi teraz przewrót. Podobno prowadził Płomień Sosnowiec, który sprowadził na manowce. Byłem zdziwiony, gdy go wybrano. Powinno się wybrać człowieka z środowiska, który ma pojęcie o dyscyplinie.

- Nie obawiasz się, że jeśli liga nie będzie grała, to sponsorzy mogą się odwrócić od dyscypliny, do klubów?
- Mogą. Działacze powinni mieć to na uwadze. Hałasik i jego grupa powinni sobie zdawać sprawę, że sytuacja jaką stworzyli bije w bilanse klubów. Że odbija się to szerokim i negatywnym echem. Sponsorzy widząc zamieszanie i walki między działaczami, mogą pewnym momencie wycofać się. Powiedzą: „walczcie sobie sami, bez naszych pieniędzy”.

- Lekarstwem jest odwołanie prezesa Hałasika i zarządu?
- Najwyższa pora, by do tego doszło, żeby w naszym hokeju zaczęło się dziać coś pozytywnego. Od roku wszystkie działania są negatywne. W tej sytuacji złożyłem rezygnację z Rady Trenerów, bo nie miała żadnych kompetencji i perspektyw. Nie zamierzałem ten bałagan firmować swoim nazwiskiem.

- Dojdzie do Nadzwyczajnego Walnego Sprawozdawczo – Wyborczego PZHL?
- Jeśli działacze mają „jaja”, to dojdzie. Jeśli będą lawirować, to źle wróży przyszłości dyscypliny.

- Obcokrajowcy zalewają naszą ligę. To dobrze?
- Bardzo źle. Żaden kraj nie pozwoliłby na taki zalew. Inna sytuacja jest we Włoszech, ale Szwajcarzy, którzy 30 lat budowali podwaliny pod aktualne sukcesy, nigdy nie mieli ośmiu obcokrajowców. Uważam, że powinni być w każdej lidze, ale w umiarkowanej ilości i dobrej jakości. 3-4 wystarczy jak na nasze warunki, ale z zastrzeżeniem, że będą to gracze, którzy ostatni sezon grali w swojej najwyższej lidze, a nie przeciętniacy. Nie Słowacy z 2-3 ligi i do tego przepłacani. Zawodnicy tego pokroju zamykają naszym lepszym graczom drogę do drużyny. 60 Polaków nie ma pespektyw grania i automatycznie kończą karierę. To jest zabójstwo polskiego hokeja. Powinniśmy myśleć od dołu. Opracować 12-letni program szkolenia, żeby za 8-10 lat, gdy igrzyska olimpijskie zawitają do Polski, mieć młodzież przygotowaną do podjęcia rękawicy z najlepszymi. Taki program mam, ale nie będę na siłę nikogo uszczęśliwiał, skoro ludzie nie chcą słuchać. Czekam co z tego wyniknie. Główny akcent należy położyć na szkolenie 8 – 12 latków, utworzyć reprezentacje U12, U14, U15, U16 w dwóch regionach kraju – północnym i południowym. Przeprowadzić uczciwą selekcję. To jest zadanie dla PZHL, a nie budowa Dream Teamu i zatrudnianie miernych obcokrajowców.

- Hajduga, Ingielewicz też byli „be”. Czy jest człowiek, który skutecznie pokieruje Związkiem?
- Dopiero niedawno, po powrocie z zagranicy, jestem w tym środowisku i trudno mi wskazać właściwą osobę. Po prostu nie znam ludzi. Niemniej musi to być człowiek, który hokej zna od podszewki, wpływowy, z autorytetem. Powinien zorganizować sztab szkoleniowy, niekoniecznie oparty o zagranicznych fachowcach, bo nasi trenerzy również mają wysokie kwalifikacje. Jeśli postawi na trenera z zewnątrz, to niech będzie w kraju przez cały sezon. Niech zajmie się szkoleniem wszystkich grup. Nie godzę się, by byli to trenerzy dwutygodniowi, którzy zrobią trzy akcje w ciągu roku i skasują 1,2 mln. złotych. Niektórym ludziom chyba odebrało rozum.

- Ma być taki jak Anatolij Jegorow?
- Właśnie taki lub jak František Vorišek, który zostawił serce w polskim hokeju. Mieszkał z rodziną u nas, szkolił wszystkich od najmłodszych po seniorów i trenerów. Takich ludzi potrzebuje nasz hokej. Takich, którzy nie wezmą wielkiej kasy i po dwóch latach wyjadą i powiedzą: „ Sorry. Trudno, nie udało się”. Myśmy już takich mieli. Trzeba dać szanse swoim trenerom, tym dobrym.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze









reklama