20.09.2011 | Czytano: 1252

Jak w grudniu 1964 roku(+zdjęcia)

- Czuliśmy duży respekt przed góralami. Zawiesili nam wysoko poprzeczkę. Podhale to dobra drużyna, mimo iż punkty tego nie odzwierciedlają. Kontrolowaliśmy grę, mieliśmy kilka szans. Gdybyśmy je wykorzystali, to wtedy spokojniejsza byłaby końcówka– ocenił trener tyszan Jacek Płachta.

Wtórował mu kapitan, Adam Bagiński. - Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy, bo górale to charakterny naród. Niemniej szarpaliśmy się na własne życzenie.

Tyszanie chcieli grać efektownie i to im się udawało. Jednak pod bramką przeciwnika zbytnio kombinowali, szukali najlepiej ustawionego zawodnika, a w pierwszym ataku najczęściej Woźnicę. Czyżby po hat - tricku z Sanokiem już chcieli wykreować go na króla polowania? W 12 minucie wpisał się na listę strzelców dobijając strzał Sokoła z niebieskiej linii odbity przez Rajskiego. Podhale na tle aspiranta do mistrzowskiego tytułu wcale źle się nie prezentowało. Najprostszymi środkami dążyło do ukłucia przeciwnika. Wyprowadzało bardzo groźne kontry. Już po pierwszej kibice wznieśli okrzyk radości, bo „guma” znalazła się za plecami Rączki, lecz z pola bramkowego wybił ją jeden z obrońców. Szanse miał także Neupauer i Czuy. Tuż przed utratą gola gospodarze stracili K. Bryniczkę, który po starciu z Csorichem z pomocą kolegów opuścił taflę. Jego miejsce w ataku zajął Tylka. Podhale wyrównało w 16 min. wykorzystując grę w przewadze. Ćwikła zza bramki dograł do Neupauera, a ten z pierwszego nie dał szans tyskiemu golkiperowi.

W drugiej tercji kibice się nie nudzili. Sporo było szybkich, składnych akcji. Akcje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Oba teamy miały szanse na objęcie prowadzenia, ale uczynili to tyszanie w 38 minucie. T. DaCosta odebrał krążek nowotarżaninowi w korytarzu międzybulikowym i z obrotu trafił w okienko. Rajski nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Wcześniej popisał się kilkoma fenomenalnymi paradami. Jego vis a vis Rączka również nie mógł narzekać na brak pracy.

Goście przeważali w ostatniej odsłonie. Woźnica nie trafił do pustej bramki, DaCosta ostemplował poprzeczkę, a Sokoła zatrzymał Rajski, który skapitulował w 48 minucie po strzale Jakeša. Podhale jednak nie złożyło broni. Zaciekle walczyło o pierwszy punkt w sezonie. W 53 minucie „złapało” kontakt. Grająca pierwsze skrzypce w zespole gospodarzy formacja dowodzona przez Neupauera przeprowadziła koronkową akcję. Krążek wędrował im od kija do kija, a tym, który posłał go do bramki był Kmiecik.

Gdy na lodzie przebywało troi Kmiecik, Neupauer i Ćwikła, to pod bramką Rączki śmierdziało. Wyprowadzali kapitalne kontry, walczyli o każdy skrawek lodowiska. Nie było dla nich straconych krążków. Jak trzeba było bronić, to przyjmowali czarny kauczukowy krążek na swoje ciało.

- Jedna formacja nie wygra meczu – mówi Bartek Neupauer. – Musimy razem wszyscy ciągnąc wózek w jedną stronę. Tylko wtedy będziemy wygrywać.

Dramatyczne były ostatnie 2 minuty meczu. Csorich, 130 sekund przed końcem, powędrował na ławkę kar. Przed „Szarotkami” pojawiła się szansa na wyrównanie. Próbowały rozbić szczelną obronę tyszan. Stare wygi umiejętnie jednak przetrzymywały „gumę” w tercji środkowej, bądź wrzucali ją do tercji Podhalan. Na 48 sekund przed końcową syreną Rajski opuścił swój posterunek, a Różański był bliski wyrównania.

- Kolejny mecz nam uciekł – mówi Jarosław Różański. – Tak jak przewidywałem początek sezonu mamy ciężki. Musimy poprawić grę w obronie i ataku. Jak najszybciej musimy się przełamać, by poprawiło się morale w zespole.

- Do końca graliśmy cierpliwie, walczyliśmy na 100%, staraliśmy się nie nadziać na kontry tyszan. Tak jak w poprzednich meczach mogliśmy pokusić się punkty. Ostatnie 4 minuty zagrałem na dwa ataki, ale nie wyszło. K. Bryniczka nam wypadł ze składu. Pierwsza diagnoza mówi o naciągnięciu wiązań. Nie było go kim zastąpić. Brakuje nam doświadczenia. Tyska drużyna była lepsza – powiedział Jacek Szopiński.

To piąta porażka górali. Najstarsi górale nie pamiętają, kiedy „Szarotki” miały tak fatalną serię. Trener Jacek Szopiński również nie mógł sobie przypomnieć. No to pogrzebałem w statystykach i okazało sie, że seria taka miała miejsce aż pięć razy. Po raz pierwszy w 1964 roku, dokładnie od 5 do 15 grudnia, a ostania od 25.9 do 7.10. 2001 roku.   Porażki na psychikę dobrze nie oddziaływają.

– Musimy podnieść głowy w górę, bo stać nas na dobrą grę i zwycięstwa z każdym rywalem - przekonuje Jacek Szopiński. – Brakuje mi w zespole lidera, zawodnika, który w trudnym momencie weźmie ciężar gry na swoje braki, który poderwie zespół do walki. Czuy nie prezentuje tego poziomu, co w ubiegłym roku. Musimy szybko wyjść z dołka, bo morale spada. Wielkość drużyny poznaje się wtedy jak potrafi wyjść z tak trudnej opresji. Przed nami jeszcze dużo meczów i wierzę, że karta się odwróci – powiedział szkoleniowiec „Szarotek”.

MMKS Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 2:3 (1:1, 0:1, 1:1)
0:1 Woźnica (Sokół) 11:44,
1:1 Neupauer (Ćwikła, Dutka) 15:37 w przewadze,
1:2 T. DaCosta 37:25,
1:3 Jakeš (Bagiński) 47:31,
2:3 Kmiecik (Neupauer, Ćwikła) 52:03.

Sędziowali: Marczuk (Toruń) – Moszczyński (Toruń), Kaczmarek (Katowice).
Kary: 6 – 6 min.
Widzów 800.

MMKS Podhale: Rajski – Landowski, Sulka, Bomba, Jastrzębski, Michalski – W. Bryniczka, Dutka, Ćwikła, Neupauer, Kmiecik –Cecuła, Łabuz, Różański, K. Bryniczka, Czuy – Gacek, Kos, Szumal, Puławski oraz Tylka. Trener Jacek Szopiński.
GKS: Rączka – Jakeš, Sokół, Woźnica, Šimiček, Bagiński – Csorich, Kotlorz, M. Kozłowski, T. Kozłowski, T. DaCosta – Wanacki, Bigos, Galant, Pasiut, Witecki – Gwiżdż, Ciura, Banachewicz, Przygodzki, Sośnierz. Trener Jacek Płachta.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama