21.01.2010 | Czytano: 1801

Temida – ślepa czy niedołężna?

Każda dyscyplina sportowa ma swoje reguły, a ich przestrzegania pilnują sędziowie. Nie ma sportu bez sędziów, z wyjątkiem tego podwórkowego, gdzie za arbitra robią pięści, kiedy indziej właściciel niezbędnego sprzętu ( „biorę piłkę idę do domu”).

Sędziowie są niezbędni, ale - też delikatnie mówiąc – nie kochani. Dla kibiców sportowych są z reguły, łagodnie mówiąc, „kaloszami”, „drukarzami”, nieszczęściem sportu, itp...

Wypowiadający te słowa zawsze mają na podorędziu dziesiątki, jeśli nie setki, przykładów. Trudno jednak zaprzeczyć, iż na taką opinię sędziowie z mozołem „pracowali” przez wiele lat i „pracują”. Czasem wystarczy przypadek, czasem „pomoc”, by odpowiedzialność spadła na cały klan panów orzekających zgodność rywalizacji z przepisami. A sędziowie są, i temu nikt nie zaprzeczy, języczkiem u wagi, która może przechylić zwycięstwo w jedną lub drugą stronę.

Mylą się trenerzy, marnie kiedy przygotowując drużynę do sezonu, mylą się hokeiści pudłując w wybornej sytuacji, czy podając krążek przeciwnikowi, cóż więc dziwnego – powie ktoś – że mylą się także arbitrzy. Mylić się to rzecz ludzka. Nie ma ludzi nieomylnych. Są jednak tacy, którzy mylą się częściej od innych. Zdarzają się mecze, w których sędziowie wydają powiedzmy „dyskusyjne” werdykty. Potęguje się to kiedy owe „dyskusyjne” decyzje przypisać na „dobro” jednej ze stron.

Na wytykanie może sobie pozwolić tylko żurnalista. Trenerzy w żadnym razie, z powodów znanych z praktyki. Dlatego zapytani o wątpliwych decyzjach sędziego – bez zająknięcia deklarują, że nigdy nie oceniają pracy arbitrów. Już jednak w nieoficjalnej rozmowie w „pismakiem” psioczą niemiłosiernie.

Największe cięgi zbiera ostatnio Sebastian Kryś, który już w niejednym meczu dał pokaz nieudolnego sędziowania. To autor wywalenia drużyny Andrzeja Słowakiewicza poza pierwszą szóstkę. Wszyscy w telewizji widzieli powtórkę prawidłowo zdobytej bramki przez gdańszczan, a tymczasem, oglądnął zapis wideo i...nie uznał gola. Nawet komentujący to spotkanie Mariusz Czerkawski był wielce zdziwiony. Kierownik tyskiej drużyny po meczu w Nowym Targu nie zostawił na nim suchej nitki. Miał sporo racji besztając go. Zresztą przyznał mu racje także sztab szkoleniowy Podhala.

Szczytem był występ innego arbitra w pierwszoligowym meczu w Nowym Targu, w ubiegłym sezonie. Podał strzelca bramki, który w tym czasie przebywał na ławce kar! Mało tego przy kolejnym golu strzelcowi dopisał asystę, drugą ! Gdy dziennikarz zwrócił mu uwagę, odparł: „ naucz się pan przepisów”.

Trenerzy nie chcą, żeby Kryś gwizdał mecze ich drużyny. Wołanie to jest wołaniem na puszczy. Obsadowiec ukrył się w buszu, gdzie nie dochodzą do niego żadne sygnały.

Istnieje co prawda taka instytucja jak kwalifikatorzy, którzy jeżdżą z meczu na meczu, a których zadaniem jest ocenianie pracy sędziów. Czy są kompetentni, skoro nigdy, mimo kompromitującego występu, żaden arbiter nie został odsunięty od prowadzenia PLH? Starsi kibice pamiętają ich, gdy sami rozstrzygali lodowe spory i...wcale nie byli lepsi. Wiele zależy od rzetelności i uczciwości „obserwatora”. Chyba, że...drzemie w loży prasowej, bo i takie przypadki zdarzały się w Nowym Targu. Wtedy rzeczywiście trudno mu ocenić prawidłowość podejmowanych przez arbitra decyzji.

Czy zauważyliście Państwo prawidłowość, że im więcej mają do powiedzenia sędziowie, tym dyscyplina cieszy się mniejszym prestiżem? Dlaczego sędziowie chcą uczynić dyscyplinę niedołężną albo raczej, bo brzmi to bardziej humanitarnie – niepełnosprawną? Zastanawiam się jak dalece sami arbitrzy są świadomi zagrożeń dla dyscypliny, które sami powodują? Jak dalece są świadomi, że kompromitują samych siebie? Ci panowie sprzeniewierzają się jednej z fundamentalnych zasad sztuki arbitrażu, że w żadnym przypadku nie wolno być najważniejszą postacią meczu. O tym wiedza jednak tylko najlepsi.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama