18.05.2010 | Czytano: 1857

Osamotniony Oskar

Nowotarżanin Oskar Pieprzak, były reprezentant Polski w unihokeju, mistrz kraju w tej dyscyplinie sportu, od pewnego czasu pasjonuje ekstremalnymi rajdami na quadach. Po raz kolejny wybrał się na „Dzicz Bieszczadzką”. Tym razem bez swojego stałego partnera Mateusza Malinowskiego. Mimo przygód na trasie dotarł do mety po 18 godzinach i 20 minutach. Zmieścił się w limicie.

Po ogłoszeniu wyników był bardzo szczęśliwy, gdyż ukończył rajd na trzecim miejscu. Zaś w klasyfikacji generalnej plasuje się na drugiej pozycji. Za to najlepszy okazał się w swojej klasie Yamaha Polska.

Dzicz Bieszczadzka 2010 to impreza na quadach, o charakterze przeprawowym w bardzo trudnym terenie. Jak trudna jest trasa, niech świadczy przykład jednego oesu, który liczył zaledwie 700 metrów, a pokonywany był przez kilka godzin. Impreza uważna jest za najtrudniejsza imprezę quadowa w Polsce. W tym roku rozgrywany jest Puchar Dziczy Bieszczadzkiej, na który składają się trzy rajdy.

- W Bieszczady pojechałem sam – relacjonuje Oskar Pieprzak. - Mój stały team partner Mateusz Malinowski nie mógł tym razem wziąć udziału w imprezie. Z tego powodu moimi parterami zostali - Maciej Śmigrocki i Jarek Witas, którzy również w ostatniej chwili pozostali bez partnerów.
Najważniejsze w „dziczy” są oesy i stempel potwierdzający, że się je pokonało. Tym razem trasa przebiega głownie korytami potoków i głębokich bieszczadzkich jarów. Limit czasu na pokonanie trasy wynosił 20 godzin.

- Trasa była bardzo trudna techniczne, siłowa, wymagająca od ridera potężnej pracy fizycznej z quadem – tłumaczy Oskar Pieprzak. – Usłana była wieloma trawersami i stromymi podjazdami, podczas których konieczne było wspieranie się dodatkowym sprzętem, zbloczami, linami, wyciągarkami.

- Wystartowałem o godzinie 21. Na początku pierwszego oesu, zaliczyłem bardzo poważną wywrotkę, która spowodowała awarię quada. Awaria okazała się na tyle poważna, że koniczne było holowanie sprzętu do garażu mechaników. Moi partnerzy Maciej i Jarek kontynuowali jazdę, a ja po blisko dwóch godzinach postoju w serwisie, gdzie quad został uruchomiony, wyruszyłem na trasę. Nie miałem wyboru, aby liczyć w dalszej rywalizacji i w finałowej rozgrywce w październiku. Miałem wielkie obawy co do jazdy samemu w tak trudnym terenie, w dodatku w środku nocy, w lesie, bo w każdym momencie mogło coś się wydarzyć. Po pokonaniu w całości pierwszego oesu, złapałem rytm i pewność jazdy oraz uwierzyłem, że dam radę. Wyprzedzałem kolejne ekipy. Na ostatnim oesie straciłem prąd i bez wyciągarki szczęśliwie dojechałem do mety. Była godzina 16.20, czyli miałem za sobą 19 godzin i 20 minut jazdy. Zająłem bardzo dobre trzecie miejsce, przede mną byli dwaj doświadczeni zawodnicy, którzy ścigają się na trasach w całym kraju. Wygrali wiele imprez quadowych. Od nich się uczę i z imprezy na imprezę zdobywam kolejne doświadczenia. Wynik dla mnie bardzo zadowalający, obecnie pod dwóch eliminacjach jestem na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej tegorocznej Dziczy. W październiku odbędzie się trzecia finałowa edycja, w której chciałbym wystartować już z Mateuszem. Serdecznie podziękowania dla firmy PsBikes Nowy Targ za wzorowe przygotowanie sprzętu, firmie Intertom za wsparcie techniczne oraz firmie Quadoo Academy za dobra współpracę.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama